- Co ty zrobiłeś? – gdyby złym elfom para z uszu leciała, to kaptur Teorellisa zamienił by się w balon napełniony gorącym powietrzem.
- To się nazywa być miłym, gdybyś nie wiedział – odpowiedziałam, nalewając sobie wódki i przysuwając popielniczkę bliżej.
- Czekaj... ty tak... – Książę nie zdążył dokończyć, bo opróżniłam szklankę.
- Czy... czy to jest... woda? – zapytał w ponownie na stałej ciszy Mistrz Śmierci, czego nikt się nie spodziewał. On w obecności swego pana, nie odzywał się nie pytany.
- Nie. Jakkolwiek niemożliwe to by się nie wydawało, to nie jest woda – odezwał się, również niespodziewanie dla wszystkich Velyth – A teraz, kto zgadnie po co mu to?
Podniósł i zaprezentował wszystkim małą, płaską miseczkę, zanim postawił ją przede mną. Wyciągnęłam z kieszeni papierosy i amulet zapalający.
- Ty jeszcze palisz? – Książę, który domyślił się pierwszy, nawet nie spojrzał wrogo na Velyth, tak ta wieść nim wstrząsnęła.
Nie odpowiedziałam, ponieważ akurat zajęłam się przypalaniem papierosa. Zostało mi pół paczki i zaczęłam się zastanawiać, skąd wziąć nową. Nie chciałam kupować byle czego spod blatu jakiejś karczmy, tylko porządny towar. Taki z najwyższej półki, który można było dostać w trafice, ale na własne nieszczęście żadnej nie mogłam znaleźć.
- Ile żyłeś z ludźmi? – Jego Jasność w końcu odzyskał głos.
- Wystarczająco długo – odpowiedziałam wymijająco, żeby nie skłamać.
Książę upił łyk ze swojego kufla, po czym przeniósł spojrzenie ze mnie, na Vel. Było to wyjątkowo krótkie spojrzenie, po którym przechylił naczynie i wypił do dna.
- Loraralei Raeran Aeven Elakalyn – powiedział, nieco za głośno odstawiając kufel, a ja zauważyłam, że ręka mu trochę drży.
Velyth zasiedział się, nie spodziewając się czegoś takiego, więc musiałam kopnąć go pod stołem.
- Velyth Lythdral Llendram Darendu – wykrztusił, próbując zachować powagę na twarzy i jednocześnie próbując mi oddać.
Wydało mi się, że jest to jak jakiś rytuał zapoznawczy. Bardzo, bardzo poważany przez uszastych, czy jasnych, czy ciemnych. Książę skinął z powagą głową i obrócił się w stronę Gerga. Chłopak zmieszał się i utkwił wzrok we własnym kuflu. Żeby nikt nie pomyślał, że to oznaka braku szacunku, natychmiast wyjaśniłam:
- Jest w Akademii pod przybranym imieniem.
- Nie!... To jest tak... to znaczy... – Gerg wziął głęboki oddech zamykając oczy – Ty oczywiście wiesz wszystko... Gregory... Gregory Hektor Bourcier...
W mojej głowie, jak w wyszukiwarce google, natychmiast wyskoczyła mi krótka informacja: drugi książę koronny Talles. Ten, który wedle podawanym opinii publicznej informacjom, wyjechał gdzieś na wieś, do jakiejś uczelni, uczyć się prawa i finansów, żeby stać się jakimś ministrem i pomagać starszemu bratu, któremu do koronacji zostały trzy lata.
- Zawsze chciałem spytać, czy was nie szukali w Akademii, wasza książęca mość? – przerwałam milczenie, nalewając sobie jeszcze – Przecież chyba powinni domyślić się, dokąd uciekliście.
- Domyślili się i sprawdzili, ale mnie tu wtedy nie było. Specjalnie się spóźniłem – wyjaśnił Gerg, a po chwili dodał – I bardzo cię proszę, nie wygłupiaj się.
- Wybacz, więcej nie będę – opróżniłam kolejną szklankę i poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po ciele – A tak poza tym... Lesshalee Feraraheal.
CZYTASZ
Elf...ka?
FantasíaCzłowiekowi różnie może się w życiu przytrafić... Czasem dzieją się na przykład takie rzeczy, rodem jak z baśni. Tyle że... to nie baśń! A twoje zupełnie nowe, prawdziwe życie! Gdyby chociaż ktoś raczył wyjaśnić ci, skąd się tu wziąłeś i co powinien...