12. [zmieniona część historii]

208 8 3
                                    

Nadal niedziela

Zaryzykowałem i zgodziłem się na propozycje Alexa. Po godzinie byliśmy już w drodze do wakacyjnego domku blondyna. Wziąłem ze sobą tylko niezbędne rzeczy. Mimo wszystko – jak każdy – tysiąc razy zastanawiałem się czy przypadkiem czegoś nie zapomniałem.

- Nad czym myślisz? – spytał niebieskooki tymi słowami sprowadzając mnie na ziemię.

- Nic ważnego – odparłem lekko zmieniając pozycję na wygodniejszą.

- Jeżeli coś cię martwi to mi powiedz, dobrze? – zapytał kładąc swoją dłoń na moim kolanie.

Kiwnąłem twierdząco głową.

Blondyn zaraz po tym włączył radio. Z głośników wydobyła się taneczna muzyka. Mężczyzna przyspieszył wjeżdżając na autostradę. Byłem ciekaw jak daleko jest to miejsce, ale nie chciałem go rozpraszać. Trochę bałem się jeździć samochodem, przez to w jaki sposób zginęli moi rodzice, ale starałem się tłumić w sobie ten lęk. Chociaż jedna rzecz, nad którą mogłem panować...

Moi dawcy życia zginęli w wyniku wypadku samochodowego. Wtedy na dworze rozpętała się okropna śnieżyca. Tata nie był w stanie zapanować nad samochodem i... Z dość dużą prędkością zderzył się z drzewem. Niestety nie można było ich już odratować. Obrażenia były zbyt duże...

Na myśl o tym zakuło mnie serce, jednak nie tak mocno jak podczas ataku paniki. Być może tłumiły to leki uspokajające, które zażyłem przed wyjazdem.

Przypomniałem sobie widok ich martwych ciał. Jako ich syn musiałem zidentyfikować czy to na pewno oni. Pamiętam, że zaraz po wyjściu ze szpitala zemdlałem. Już wtedy lekarze proponowali mi wizytę u psychologa, jednak nie zgodziłem się na to. Nie zasługiwałem na pomoc. To wszystko było moją winą...

Z rozmyślań wyrwał mnie cichy śpiew Alexa. Spojrzałem na niego zaciekawionym wzrokiem. Miał bardzo ładny głos.

Zauważył to, że go obserwuję i już po chwili mogłem wsłuchiwać się w jego pewny wokal. Akurat leciała spokojna piosenka, która wręcz usypiała. Oczywiście nie minęło dużo czasu, żeby skutkiem tego było moje ciche pochrapywanie.

*

- Cukiereczku... - usłyszałem szept przy moim uchu.

Nie otwierając oczu przeciągnąłem się podczas ziewania. Osoba obserwująca mnie cicho się zaśmiała, a następnie powiedziała:

- Wstawaj. Jesteśmy na miejscu.

Tak bardzo chciałem tutaj zostać... Fotel jego samochodu był taki wygodny...

Jednak blondyn nie pozwolił mi na to. Już po chwili poczułem jego dłonie na sobie, a następnie uniesienie.

Tym sposobem sprawił, że od razu się rozbudziłem.

- Nie musiałeś tego robić! – warknąłem zawstydzony patrząc prosto w jego błękitne oczy.

- Sam się o to prosiłeś – odpowiedział idąc w stronę jakiegoś domu ze mną na rękach.

Leśny, dość sporej wielkości domek samotnie stał na uboczu. Z dala od cywilizacji, z dala od zgiełku. Z każdej strony otoczony był wyniosłymi drzewami, których czubki gubiły się gdzieś w drodze do nieba. Jego żółta fasada kontrastowała z granatowymi dachówkami i podestem, a od okien odbijały się smugi padających promieni słonecznych. Posiadał jedno piętro, na którym znajdował się przestronny balkon z ciemnymi, drewnianymi barierkami. Przed wejściem znajdowały się kwiaty w doniczkach, które odznaczały się swoją różnorodnością, nadając całemu miejscu więcej kolorów, a równo przycięty trawnik aż prosił o przejście się po nim nagimi stopami.

Cukiereczek [PRZYWRÓCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz