Z trudem otworzyłem oczy. Mocne światło oślepiło mnie. Zaczekałem aż moje oczy przyzwyczają się do oświetlenie i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie pamiętałem nic. Miałem mętlik w głowie. Zorientowałem się, że znajduje się w szpitalu. Dostrzegłem jakąś postać koło mojego łóżka. Ostrożnie usiadłem na krańcu mojego aktualnego miejsca do spania uważając, żeby nie oderwać kroplówki. Zorientowałem się, że to Ken. Co on tutaj robi? Pociągnąłem go lekko za rękaw swetra, który miał na sobie. Pierwszy raz widziałem go w innym ubraniu niż w garniturze. Wyglądał tak spokojnie jak spał. Mały aniołek. Szkoda, że tak naprawdę to diabeł pragnący seksu bez zobowiązań.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie zaspany. Po 30 sekundach zczaił, że to ja i rzucił się na mnie krzycząc coś w stylu:
- Cukiereczku tak się ciesze, że żyjesz!
- Aj odwal się - odepchnąłem go z powrotem na krzesło. - Dlaczego jesteśmy w szpitalu?
Chwilę się zastanowił. Chyba próbował znaleźć najmniej przepełnioną kłamstwami odpowiedź.
- Miałeś jakiś atak paniki, czy coś w tym rodzaju - podrapał się po głowie.
- Kiedy? Gdzie? Dlaczego?- wypytywałem jak z automatu.
- Nic nie pamiętasz? - usiadł obok mnie.
- No gdybym pamiętał, to bym raczej nie wypytywał cię o to wszystko, głupku - puknąłem go w czoło.
- Opowiem ci później, dobrze? Teraz pójdę zawołać pielęgniarkę.
Wyglądał na trochę przybitego. Z bliska można było zauważyć dość mocne sińce pod oczami - pewnie nie spał ostatnio zbyt dużo. Uśmiechnął się do mnie. Nie wyglądał szczerze. Siedział tak jeszcze z paręnaście sekund po czym niepewnie przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Wstał i pośpiesznie wyszedł. Lekko się zarumieniłem. Nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi, ale już ja szybko się dowiem i jeśli mi coś zrobił to uduszę go osobiście.
*
Po obserwacji i badaniach przeprowadzonych przez lekarzy stwierdzono, że mogę już wrócić do domu. Kazali mi odpocząć przez tydzień w domu, a w razie kolejnego ataku niezwłocznie zadzwonić. Czułem się słabo. Ken szybko mnie spakował i zaprowadził do jego samochodu.
- Eh.. Teraz jestem zmuszony podać ci swój adres, prawda? - spytałem zażenowany siedząc już w aucie.
- No niestety - uśmiechnął się do mnie w ten sam sposób co w szpitalu.
Jechaliśmy w ciszy. Wpatrywałem się w ciągle zmieniający się krajobraz za szybą. Było już późno - coś koło godziny 20. Blask ulicznych lamp oślepiał mnie. Miałem mętlik w głowie, chciałem zadać tak dużo pytań Kenowi, ale brakło mi odwagi by przerwać tę cisze. Czułem się dziwnie będąc z nim sam na sam. W szpitalu dowiedziałem się od pielęgniarki, że byłem w śpiączce przez tydzień, a on nie odstępował mnie na krok. Wkurzył mnie fakt, że podał się za mojego brata, ale z drugiej strony to było bardzo słodkie i kochane, ponieważ martwił się o mnie mimo iż tak naprawdę wcale się nie znamy.
Po 15 minutach jazdy zauważyłem, że zmierzamy na obrzeża miasta. Na samą myśl, że wywiezie mnie do lasu i zgwałci, zabije, a potem wrzuci gdzieś do rzeki, żołądek momentalnie mi się skurczył i poczułem, że brakuje mi tlenu.
- G-gdzie.. Jedziemy? - zapytałem przerażony, próbując ustabilizować oddech.
- Do mojego domku na wsi - odparł bardzo spokojnie. - Nie bój się, nie zrobię ci nic złego. Stwierdziłem, że z dala od ulicznego hałasu lepiej odpoczniesz. To dla twojego dobra.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Jego oczy były zaszklone, jakby gotowe do długiego, męczącego oraz pełnego bólu płaczu.
Odrobinę się uspokoiłem, ale nadal odczuwałem niepokój.
O chuj w tym wszystkim chodziło? Nic już nie rozumiałem. Czułem się jak ktoś kogo po wielu latach terapii i elektrowstrząsach wypuszczono ze szpitala psychiatrycznego. Czy ja wyglądam na jakiegoś szaleńca? Ech.. Nie odpowiadajcie - to było pytanie retoryczne.
Przez pewien czas jechaliśmy jakąś autostradą, a następnie leśną drogą. Podczas naszej "podróży" towarzyszyła nam jedynie cisza i turkot silnika.
Mijaliśmy wiele pól uprawnych, jeziorek oraz strumyczków. Przejechaliśmy przez drewniany most i moim oczom ukazała się dobrze oświetlona kolorowymi lampami wioska otoczona lasem. Każdy dom wyglądał jak z bajki. To było nierealne. Z zaskoczenia otworzyłem szeroko usta. Ken chyba to zauważył, bo zaśmiał się pod nosem. W końcu zatrzymaliśmy się przed ładnym, żółto-niebieskim domem. Coś takiego:Ken wysiadł z auta i szybko przeszedł na drugą stronę, żeby (co oczywiście mile mnie zaskoczyło) otworzyć mi drzwi. Podał mi rękę jak księżniczce, mówiąc:
- Witaj w swoim pałacu Cukiereczku.
Chwyciłem jego dłoń i wysiadłem z auta. Rozejrzałem się po okolicy. Wszystko było takie urocze i bajkowe. W każdym ogródku kwitły kolorowe kwiaty. Teren posiadłości blondyna posiadał oprócz pięknych kwiatów, parę drzewek, huśtawki, trampolinę oraz małe oczko wodne. Alex wziął nasze walizki, a następnie udaliśmy się do jego domku. Choć z zewnątrz wyglądał na mały, w środku był bardzo przestronny. Salon połączony z kuchnią. Kominek zaraz obok wielkiego telewizora. Na środku niewielkiego korytarza były umieszczone schody, a pod nimi znajdowała się mała łazienka (na górze była druga). Dom posiadał dwa pokoje na górze. (jestem beznadziejna w opisywaniu wnętrza, także wybaczcie~) Ken od razu zaprowadził mnie do mojego pokoju. Posiadał ściany w kolorze pudrowego różu. Duże, wygodne łóżko na środku pokoju. Jakieś komody i szafy przy ścianach, ogólnie wyglądał bardzo przytulnie, jednak najbardziej cieszył mnie fakt, że posiadał drzwi balkonowe. Mogłem wyjść w nocy i przyglądać się gwiazdom. Odłożył moją walizkę i wyszliśmy.
- Jakby coś się działo, to mój pokój jest zaraz obok twojego, więc możesz przyjść kiedy tylko chcesz albo nawet krzyknąć - powiedział kiedy schodziliśmy po schodach.
- Spoko - odparłem lekko zdezorientowany.
Nadal nie rozumiem co ja tutaj robię i dlaczego akurat z nim. Usiedliśmy na kanapie. Alex zrobił mi kakao, a sobie kawę(nienawidzę jej). Włączył telewizor i rozsiadł się na drugim końcu. Dziwne... Zachowywał się kompletnie inaczej. Ken, którego znam od razu zaczął by się do mnie dobierać. Nic nie pamiętam. Może zgwałcił mnie, a teraz czuję się winny i dlatego mnie tutaj zabrał? Chociaż nie, to niemożliwe - gdyby moje przypuszczenia były słuszne to nie mógłbym teraz siedzieć na tyłku, a jego pewnie zamknęliby w kryminale.
Z rozmyśleń wyrwał mnie jego śmiech spowodowany tekstem Ciastka z filmu "Shrek" o tym, że "Żwirek kręci z Muchomorkiem". Uśmiechnąłem się. To było urocze, ponieważ taki facet jak on jednak potrafi się śmiać z tak błahych rzeczy jak te. Spojrzał na mnie, zauważył że mu się przeglądam, jeszcze z takim uśmiechem... Kurwa, coś czuję że będę tego żałował...
- Wszystko w porządku maluszku? - zapytał radośnie.
- T-tak.. - spaliłem lekkiego buraka.
Jego ciepła postawa mnie onieśmielała. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej małe pudełeczko od jakiegoś lekarstwa. Podał mi je.
- To dla Ciebie. Lekarz kazał ci brać codziennie wieczorem jedną.
Otworzyłem pojemnik. Wziąłem tabletkę do ręki i zacząłem się jej przyglądać. Była koloru błękitnego. Przypominała mi coś, ale nie wiedziałem co. Coś pięknego, czego zawsze staram się unikać. Szybko odpędziłem myśli. Wsadziłem pigułkę do buzi i popiłem kakao. Mam nadzieję, że dzięki niej nie będę już więcej razy kończył tak jak ostatnio. Resztę nocy spędziliśmy oglądając jakieś komedie. Alex bez przerwy wybuchał śmiechem, a ja nie mogłem powstrzymać się przed przyglądaniem się mu. Ten widok sprawiał, że czułem się taki spokojny, a moje serce odrobinę szybciej biło. Koło 4 rano zasnąłem, opierając głowę na jego kolanach. Ta noc była naprawdę miła...
CZYTASZ
Cukiereczek [PRZYWRÓCONE]
Lãng mạnDavid główny bohater opowiadania potocznie nazywany "Cukiereczekiem", jest świeżo "upieczonym" cukiernikiem. Po wielu rozczarowaniach, staje na nogi i stara się prowadzić normalne życie. Jednak nagle jego spokój przerywa niejaki Alex, zwany równie...