8.

8.4K 635 316
                                    

Siedziałem na krześle już od dobrych paru godzin. Byłem znudzony ciągłym czekaniem na śpiącego księcia, w dodatku mój żołądek zaczął o sobie przypominać, a w lodówce panowały pustki. Nawet jeszcze nikt jej nie podłączył!
Moje myśli nie dawały mi spokoju, co jeszcze bardziej napędzało mnie do opierniczenia go.
Kiedy on niby zdążył to wszystko załatwić? Przecież nie da się tak z dnia na dzień kupić domu... Kim on do cholery jest? Jego ojciec to zwykły koleś, który zarządza tylko jednym hotelem. Nikt szczególny w biznesie. Dlaczego więc Alex dysponuje takim majątkiem? To wydaje się podejrzane.. Coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja, a wręcz przerażała mnie.
Może on handluje ludźmi! Sprzeda mnie do jakiegoś nędznego burdelu za parę tysi dla Arabów skąd nigdy już się nie wydostane...
- Cuuuuukiereczku... - z zamyśleń wyrwał mnie szept Kena - Zrób mi loda...
Co za skurwysyn! Czy on właśnie powiedział to przez sen?! Ja mu dam zaraz loda!
Szybko pobiegłem poszukać jakiejś miski, a kiedy ją znalazłem nalałem do niej lodowatej wody.
Hehe... Uśmiechałem się jak psychopata stojąc nad nim z uniesionym narzędziem zemsty. Czemu nie wpadłem na to wcześniej?!
Przechyliłem naczynie w kierunku jego twarzy. Ciecz rozlała się na nim, dając natychmiastowy efekt. Alex wyskoczył jak delfin w kierunku podłogi krzycząc przy tym: - Co jest kurwa?!
- Ooo, nareszcie się obudziłeś - uśmiechnąłem się do niego najszerzej jak tylko potrafiłem.
- Auu - przeniósł się do pozycji siedzącej jęcząc przy tym z bólu spowodowanego mocnym uderzeniem o podłoże - Posrało cię?
- To ciebie posrało! Dlaczego kupiłeś mi dom?! - wrzasnąłem na niego.
- Skąd o tym wiesz? - jego mina stała się niesamowicie poważna jak w chwili, w której mówił o seksie ze mną.
Podałem mu akt notarialny ze stolika.
- Ja pierdole! Co za idioci... Mówiłem im żeby opróżnili wszystkie szuflady!
Rzucił kartką o podłogę. Dlaczego się tak zezłościł? Czyżbym miał nigdy się o tym nie dowiedzieć? Ale jaki miałoby to sens..
- Wytłumaczysz mi to? - spytałem spokojnie.
- Idę się umyć - zignorował moje pytanie i udał się prosto do łazienki. Nawet na mnie nie spojrzał...
Znowu zostałem sam ze swoimi myślami. Postanowiłem wyjść na dwór, trochę odetchnąć świeżym powietrzem. Przebrałem się w jakieś zwyczajne dżinsy i ciepłą bluzę.
Kiedy otworzyłem drzwi od razu poczułem lekki podmuch wiatru na twarzy. Zacząłem iść w tę stronę, z której przyjechaliśmy.
Mijałem wiele pięknych domów. Z każdego dochodziły do moich nozdrzy zapachy różnych potraw. No tak, przecież właśnie teraz zaczęła się pora obiadowa... Żołądek przypomniał sobie jak bardzo jest głodny i mocno zaburczał. Złapałem się za brzuch. Kurwa.. Co za palant z tego Alexa! Mówił, że się mną zaopiekuje, a nawet obiadu mi nie zrobił... Jeśli dalej tak pójdzie to jeszcze na anoreksje zachoruje.
Zrobiłem jeszcze parę kroków dalej i nagle skuliłem się z bólu. Ból był nie do wytrzymania. Uklęknąłem na chodniku i złapałem się za brzuch. Czy oni w tym szpitalu w ogóle mnie nie karmili?
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi od strony domu przed którym klęczałem.
- Przepraszam! - usłyszałem jakiś kobiecy głos. - Dobrze się pan czuję?
- Wszystko w porządku! - odpowiedziałem najgłośniej jak potrafiłem na tą  chwilę. - Tylko jestem trochę głodny...
- Hm.. - kobieta chwilę  się zastanowiła, po czym powiedziała. - Zapraszam do nas na obiad, wolne miejsce jeszcze się znajdzie!
Z trudem podniosłem się z kolan i chwiejnym krokiem zacząłem iść w stronę wejścia. Im byłem bliżej, tym bardziej zapachy pysznego jedzenia wkradały się do moich nozdrzy. Wchodząc do budynku potknąłem się o schodek i wpadłem do środka jak kłoda. 

- Ojej, wszystko z panem w porządku? - spytała zaniepokojona kobieta. 

- Spokojnie, nic mi nie jest - odparłem machając do niej ręką na znak, że nadal żyję.

Mozolnie podniosłem się z podłogi. Zapach jedzenia był tak mocny, że aż jak dzikie zwierzę wbiegłem do środka. 

Ujrzałem wielki, owalny stół, przy którym już prawie wszystkie miejsca były zajęte. Nie przeszkadzało mi to. Wzrokiem odnalazłem jedno wolne, jakby czekało tylko i wyłącznie na mnie, na którym usiadłem. Niezwłocznie chwyciłem garścią dwa, duże udka kurczaka i zacząłem je konsumować, wydając przy tym dźwięki zadowolenia na oczach tych wszystkich ludzi. Dopiero po zjedzeniu tego co trzymałem w dłoniach oraz wypiciu kompotu z truskawek osoby siedzącej obok mnie, rozejrzałem się po pomieszczeniu. 

Wokół siedziało na moje oko z jakieś 10 osób, czyli 20 par oczu patrzących wprost na mnie. No świetnie, już zbłaźniłem się przed pierwszymi sąsiadami jakiś tutaj spotkałem... Wątpię, że ktokolwiek więcej będzie chciał mnie poznać. 

Odchrząknąłem i powiedziałem spokojnym tonem:

- Dzień dobry...

W pomieszczeniu panowała grobowa cisza. Speszony opuściłem głowę i zacząłem tępo wpatrywać się w talerz przede mną. Czekałem tylko aż ktoś chwyci mnie za bluzę i wywali z powrotem na chodnik. Przynajmniej teraz już miałem siły, żeby iść...

- O chłopie, ale dałeś czadu - zaśmiał się jakiś mężczyzna. - Naprawdę musiałeś być bardzo głodny!

Uniosłem głowę. Niekontrolowanie z moich ust wydostał się lekki bek. Wszyscy zgromadzeni zaczęli się śmiać. O jacie, co za wstyd...

- No przedstaw nam się, wygłodniały zwierzu - odezwała się dziewczyna o niebieskich włosach z drugiego końca stołu. 

- Em.. Nazywam się David Morris i jakieś dwa dni temu wprowadziłem się niedaleko was, więc jestem waszym nowym sąsiadem - uśmiechnąłem się nieśmiale do wszystkich zgromadzonych. 

- W którym domu mieszkasz? - spytała kobieta, która mnie tutaj wpuściła. 

- Żółto-niebieskim.

- Dom pani Parker.. - wszyscy westchnęli.

Trochę mnie to zdezorientowało.

- Kim była pani Parker? 

- Mm.. Bardzo sympatyczną kobietą, ale musiała wyjechać w interesach i już raczej nie zapowiada się, żeby wróciła, a szkoda.

- Zaraz, zaraz! - krzyknął jeden czarnowłosy chłopak z kolczykiem w brwi - Czy to, aby nie jest dom tego blondyna co jakiś czas temu był tutaj?

- Tak, to jego! - odparła jakaś rudowłosa. - Tego przystojniaczka - dodała ze zboczonym uśmieszkiem. 

- Mieszkasz z nim? - ponownie odezwała się kobieta, która mnie tutaj zaprosiła. 

- Yhm.. - pokiwałem głową, sam nie mogąc w to uwierzyć, że z nim mieszkam. - Widzę, że już go poznaliście. 

- Bardzo miły, młody oraz inteligentny mężczyzna. Jesteście rodziną? Parą? Jak się poznaliście? - zasypała mnie pytaniami niebieskowłosa.

- Ehem.. Poznaliśmy się w pracy, on jest kierownikiem, a ja piekę ciastka oraz różne słodkości. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i zmęczeni miastem postanowiliśmy uciec na wieś - skłamałem.

- Rozumiem - powiedziała rudowłosa. 

- No dobrze, a teraz jedzcie, bo pewnie już prawie wystygło! - wrzasnął jakiś umięśniony chłopak. 

Obiad z tymi ludźmi minął mi bardzo przyjemnie i sympatycznie. Myślałem, że to jakaś wielka rodzina, lecz to nieprawda. Niebieskowłosa o imieniu Sonia, mieszka z czarnowłosym (Max'em). Rudowłosa (Isabel) jest narzeczoną umięśnionego olbrzyma George'a (mieszkają na obok mostu). W domu kobiety, do której trafiłem zamieszkują cztery osoby ( jej mąż Albert, córka Alice oraz syn Victor). Wśród zgromadzonych znalazł się również przekomiczny chłopak o imieniu Chris, który napędzał całe towarzystwo. Pozostała tylko jedna osoba, która jakby kompletnie nie pasowała do nich wszystkich - był nim białowłosy Lukas siedzący naprzeciwko mnie. Nie odzywał się, nie śmiał, nawet nie jadł. Jedynie obserwował wszystkich, lodowatym spojrzeniem, popijając przy tym kompot. Był przerażający...
Po ciepłej wymianie uścisków ze wszystkimi (oprócz Lukasem), ruszyłem do domu. Spojrzałem na zegarek na ręce. O matko, dochodziła godzina 10... Przyspieszyłem krok, chociaż nagle zwolniłem uświadamiając sobie, że przecież co go to obchodzi gdzie jestem. Jestem dorosły, znam go dopiero od paru dni, więc mogę robić co chcę. Od tylu godzin nawet nie raczył mnie poszukać!
Powolnym spacerkiem dotarłem do domu, podziwiając przy tym okolicę. Nawet kiedy powinno być już naprawdę ciemno - to nie tutaj. Lampki na domach tak mocno oświetlały ulicę, że nawet nie potrzebna była latarka. 
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. W środku panowała ciemność oraz grobowa cisza. Może gdzieś wyszedł? Spokojnie ściągnąłem buty i wszedłem wgłąb budynku. 
Nagle od tyłu poczułem na swojej szyi oplatające mnie delikatnie ręce. 
- Gdzieś ty był...? - tuż przy swoim uchu usłyszałem zrozpaczony głos Alexa.

Cukiereczek [PRZYWRÓCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz