Rozdział 11

51 8 21
                                    

Siedząc tak w pustej komnacie, książę Bolesław przypomniał to wszystko, co się wydarzyło i co słyszał nieustannie od żony przez te wszystkie miesiące, odkąd wrócili do Gniezdna...

Po powrocie z objazdu kraju rzucił się w wir polityki i szybko przepomniał o tym, co mu tam niewiasta bajała o Sonce, swej drużce, i o Przemku. Nie miał to ważniejszych spraw na głowie, by się babskimi gadkami przejmować?

Ale jego żona nie przepomniała. Co wieczora prawiła mu, że to Sonka smutna i nieszczęśliwa. Że ciągle płacze i nigdzie miejsca znaleźć sobie nie może. Że tuży. A wreszcie, że Mściwój gwałtem chce ją za Wartka wydać... Parskał na to gniewnie książę. Że nie jego to sprawa w rodowe plany się mieszać. Że białka głupia, do rady mężów bez pomyślunku się wtrąca. Że ojca to prawo, by o takich sprawach decydować. Księżna wszystkich utyskiwań z pokorą wysłuchiwała, ale gdy zamilkł, swoje na nowo poczynała.

Dłużej wytrzymać już nie mógł tego jazgotu i dnia jednego ku niej z gniewem się zwrócił i zakrzyknął. – Czegóż ty chcesz ode mnie?! Durnaś białka! Przecie to nie moja sprawa, za kogo Strzygonie dziewkę wydadzą!

- A jeśli twoja? – spytała cicho, ale z mocą.

Zadumał się na to. Zamilkł. Ścichł. Siadł i z namysłem zapytał. – Co prawisz?

- Oni się miłują, - powiedziała spokojnie, wzroku z niego nie spuszczając.

- A mnie co z tego?! – ramionami wzruszył. – I co do tego? – żachnął się znowu.

- W twojej to mocy, by dać im szczęście.

- Głupstwo! – znów złość w nim górę brała. – Jakże to? Wżdy on książę. Jam go oślepił i władztwo mu odebrał! A ty chcesz, bym mu niewiastę dał?

- Nynie i życie mu odbierzesz, - rzuciła surowo. – Pomnij Bolko, jakeś sam się dołał z wolą ojca, gdy ci mnie brać nie zwolił.

Książę ścichł znowu. Iście, od pierwszego spojrzenia białka go urzekła, jakoby czar jakiś dziwny na niego rzucając. I nie chciał żadnej innej. Dla niej by... Poderwał wraz głowę i bystro pojrzał w te cudne zielone oczy. Czoło przecięła mu nagle pionowa bruzda. – Mam mu dać niewiastę? Żonę? By mu synów porodziła, iżby go miał kto mścić?!

- Nie tak przecie myśl! – potrząsnęła głową z rozdrażnieniem, że nadal nie pojmuje. – Jeśli mu Sonkę dasz, Przemko wiarę ci zaprzysięgnie po kres dni!

- A cóż on może? – książę lekceważąco ramionami wzruszył.

- Może swoich stronników, a twych wrogów zajadłych ku tobie skłonić! Może swoich synów na wiernych ci, kiej psy, wojów wychować!... Słysz Bolko, bo tu i o ciebie idzie. Ty teraz w Przemkowej dziedzinie władasz, boś mocny i drużyną ich za karki trzymasz. A co, kiedy noga ci się powinie, a oni karki z jarzma podniosą? No, co?

- Zduszę ji! – warknął, zęby ukazując w grymasie.

- A jeśli sił ci zbraknie? Gdy oni z wrogami twoimi się skumają? Z Niemcami? Tedy koniec twego władztwa. A co, jeśli i ku nam zbrojnie ruszą?... Wielem o tym dumała. Ja wiem, żem durna białka, ale ja myślę inaczej niźli mąż. A gdybyś wychował sobie Przemkowego syna na wiernego woja i z czasem jako prawego następcę ojca na stolcu w Pradze osadził?

- Wielmoże nie zwolą, - mruknął niechętnie, już w myśli opór przewidując.

- A cóż ci to wielmoże? – ręką machnęła z lekceważeniem. – Przymusisz ich. Tyś wielki wój. I prawy książę Polan. Z Przemka, który ci teraz wrogiem, wiernego lennika mieć będziesz. Nie przypomni ci on tego, żeś mu ukochaną dał.

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz