Książę Bolesław siedział rozparty na ławie. Jego twarz, tak niedawno gniewna, była nieprzenikniona, tak, że nie wyczytasz z niej zamiarów władcy. Nawet i z oczu, które badawczo spoglądały na starostę rodowego, nic zgadnąć nie można było.
- Siadajcie, wojewodo, - zaprosił książę łaskawym gestem. – Pogwarzym. Wraz piwa przynieść każę, - mówił beztrosko, jakoby nic się nie stało.
- Nie na gody tum przyszedł! – powstrzymał go Mściwój, a głos aż drgał mu od siłą wciąż powstrzymywanego gniewu.
Bolko wiedział dobrze, że niełatwa to będzie gadka. Wiedział przecie, że Strzygoń uparty jest kiej osioł. I zazdrośnie strzeże swej władzy rodowego starosty. Nie rzec takiemu: 'Dawaj dziewkę!'. Zaprze się, by racicami i nic tu nie wskórasz. Z takim trzeba było inaczej gadać. Sprytnie.
Dlatego to książę nie uraził się o ten okrzyk, choć w innych okolicznościach nie omieszkałby okazać swego niezadowolenia. Przywołał na twarz wyraz pełen zrozumienia i tak odrzekł. – Pojmuję dobrze wasz słuszny gniew, wojewodo. Wyście przecie starosta rodowy. I to wam prawo o wszystkim postanawiać. Gdyby każdy się dziewki o zdanie pytał, cały świat wnet by się na nice przewrócił, - zarechotał nieoczekiwanie. – I dzieci rodzić by nie miał kto, - dorzucił, postrzegając, że sroga mina Strzygonia nieco złagodniała.
Mściwój przygotowany był na wybuch gniewu u księcia. Pewien był, że Bolko będzie nogami tupał i krzyczał, iż krewniaka mu pobić chcieli. I na to miał swoje argumenty gotowe. Ale tego, że mu książę prosto z mostu przyzna rację, Strzygoń się nie spodziewał. I teraz nie bardzo wiedział, jak ma zareagować.
- A ino prawda, - pokiwał wreszcie głową, uznając, że nie może to zaszkodzić, kiedy księciu rację przyzna. – Dziewki głupie, zaraz by za parobkami ganiały. – Rozsiadł się na ławie naprzeciw Bolka. I już więcej nie protestował, gdy książę o miód i piwo wołał.
Przepili do się kilka razy w milczeniu. Potem czas jakiś powyrzekali na durnotę niewieścią. Pomilczeli znowu. Wreszcie Bolko odezwał się z powagą. – Wiecie, wojewodo, żem siłą zagarnął Przemkową dziedzinę, jego oślepiając, by z drogi usunąć, a jego wielmożów moją drużyną za łeb trzymając?
- A ino.
- Byliście tam ze mną, to i wiecie, że niepewne to władanie.
- Iście, - Mściwój jedynie przytakiwał, nie pojmując, jak to się tak rozmowa odwróciła, ale dumny był, że książę z nim jak z równym gada.
A Bolesław przepił i kontynuował. – Przemka-m ze swojej drogi na razie usunął. Ale długo mi tam będą gwałt pamiętać.
- Prawda, - kiwał głową Strzygoń. – Harde tam ludzie siedzą... Trza by ich jakoś pozyskać, - dorzucił, niepewny, czy na zbyt wiele sobie nie pozwala.
- Prawie gadacie, wojewodo! – podchwycił żywo Bolko. – Tako i ja dumam. Niewielu to pojmuje, - rzucił, niby to do siebie samego, ale postrzegł od razu, że Strzygoń pokraśniał z dumy, iż go książę tak wysoko ceni. Że takoż jak sam książę myśli o zysku dla księstwa. – Jako myślicie, wojewodo? Trza by Przemka jakoś ku nam skłonić, - kontynuował książę, korzystny moment znalazłszy, nie chcąc go z ręki wypuścić.
- A trza! – przytaknął tamten. – Trza tak to urządzić, by z nami na nowo się sprzągł. By jego stronnicy nam byli powolni i na naszą szkodę działać przestali!
- Ha! Ale jakże tego dokonać? – Bolko uśmiechnął się chytrze pod wąsem, widząc, że się jego pułapka zamyka.
Ale wojewoda, który tęgo już podpił, niczego nie zauważył. Czoło namarszczył i pięścią je pocierał, by rozum do wysiłku pobudzić i usilnie szukał rozwiązania. Ze wszystkich swych sił chciał księciu usłużyć. Korzystne rozwiązanie podsunąć... Co z tego, kiedy w głowie żadnej mądrej myśli naleźć nie potrafił.
CZYTASZ
Ślepe Szczęście
Fiksi SejarahCzasami wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko nam. Czasami życie niczego nie warte się zdaje. Ale też czasami los na drodze stawia nam tę jedną osobę, która jest zdolna wszystko odwrócić i wszelkie nieszczęścia zmazać, niosąc w darze niewyobraża...