Rozdział 12

42 8 15
                                    

Książę Bolesław siedział rozparty na ławie. Jego twarz, tak niedawno gniewna, była nieprzenikniona, tak, że nie wyczytasz z niej zamiarów władcy. Nawet i z oczu, które badawczo spoglądały na starostę rodowego, nic zgadnąć nie można było.

- Siadajcie, wojewodo, - zaprosił książę łaskawym gestem. – Pogwarzym. Wraz piwa przynieść każę, - mówił beztrosko, jakoby nic się nie stało.

- Nie na gody tum przyszedł! – powstrzymał go Mściwój, a głos aż drgał mu od siłą wciąż powstrzymywanego gniewu.

Bolko wiedział dobrze, że niełatwa to będzie gadka. Wiedział przecie, że Strzygoń uparty jest kiej osioł. I zazdrośnie strzeże swej władzy rodowego starosty. Nie rzec takiemu: 'Dawaj dziewkę!'. Zaprze się, by racicami i nic tu nie wskórasz. Z takim trzeba było inaczej gadać. Sprytnie.

Dlatego to książę nie uraził się o ten okrzyk, choć w innych okolicznościach nie omieszkałby okazać swego niezadowolenia. Przywołał na twarz wyraz pełen zrozumienia i tak odrzekł. – Pojmuję dobrze wasz słuszny gniew, wojewodo. Wyście przecie starosta rodowy. I to wam prawo o wszystkim postanawiać. Gdyby każdy się dziewki o zdanie pytał, cały świat wnet by się na nice przewrócił, - zarechotał nieoczekiwanie. – I dzieci rodzić by nie miał kto, - dorzucił, postrzegając, że sroga mina Strzygonia nieco złagodniała.

Mściwój przygotowany był na wybuch gniewu u księcia. Pewien był, że Bolko będzie nogami tupał i krzyczał, iż krewniaka mu pobić chcieli. I na to miał swoje argumenty gotowe. Ale tego, że mu książę prosto z mostu przyzna rację, Strzygoń się nie spodziewał. I teraz nie bardzo wiedział, jak ma zareagować.

- A ino prawda, - pokiwał wreszcie głową, uznając, że nie może to zaszkodzić, kiedy księciu rację przyzna. – Dziewki głupie, zaraz by za parobkami ganiały. – Rozsiadł się na ławie naprzeciw Bolka. I już więcej nie protestował, gdy książę o miód i piwo wołał.

Przepili do się kilka razy w milczeniu. Potem czas jakiś powyrzekali na durnotę niewieścią. Pomilczeli znowu. Wreszcie Bolko odezwał się z powagą. – Wiecie, wojewodo, żem siłą zagarnął Przemkową dziedzinę, jego oślepiając, by z drogi usunąć, a jego wielmożów moją drużyną za łeb trzymając?

- A ino.

- Byliście tam ze mną, to i wiecie, że niepewne to władanie.

- Iście, - Mściwój jedynie przytakiwał, nie pojmując, jak to się tak rozmowa odwróciła, ale dumny był, że książę z nim jak z równym gada.

A Bolesław przepił i kontynuował. – Przemka-m ze swojej drogi na razie usunął. Ale długo mi tam będą gwałt pamiętać.

- Prawda, - kiwał głową Strzygoń. – Harde tam ludzie siedzą... Trza by ich jakoś pozyskać, - dorzucił, niepewny, czy na zbyt wiele sobie nie pozwala.

- Prawie gadacie, wojewodo! – podchwycił żywo Bolko. – Tako i ja dumam. Niewielu to pojmuje, - rzucił, niby to do siebie samego, ale postrzegł od razu, że Strzygoń pokraśniał z dumy, iż go książę tak wysoko ceni. Że takoż jak sam książę myśli o zysku dla księstwa. – Jako myślicie, wojewodo? Trza by Przemka jakoś ku nam skłonić, - kontynuował książę, korzystny moment znalazłszy, nie chcąc go z ręki wypuścić.

- A trza! – przytaknął tamten. – Trza tak to urządzić, by z nami na nowo się sprzągł. By jego stronnicy nam byli powolni i na naszą szkodę działać przestali!

- Ha! Ale jakże tego dokonać? – Bolko uśmiechnął się chytrze pod wąsem, widząc, że się jego pułapka zamyka.

Ale wojewoda, który tęgo już podpił, niczego nie zauważył. Czoło namarszczył i pięścią je pocierał, by rozum do wysiłku pobudzić i usilnie szukał rozwiązania. Ze wszystkich swych sił chciał księciu usłużyć. Korzystne rozwiązanie podsunąć... Co z tego, kiedy w głowie żadnej mądrej myśli naleźć nie potrafił.

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz