Skarbimir zaszedł do książęcej izby w tym samym czasie, gdy służba właśnie jadło wnosiła.
- Do diaska, zawsześ wiedział, kiedy się pojawić, żeby się gdzie za darmo najeść! – Śmiał się książę.
- Mogę powrócić później, jeśli nie dosyć strawy macie, by wiernego sługę nakarmić. – Skarbimir zastygł w progu w pół ruchu, jakby istotnie gotów był sobie pójść i jeno rozkazu czekał, ale usta zadrgały mu w powstrzymywanym uśmiechu.
- A niech ci! Siadaj i jedz. – Zaprosił książę gestem. – Jeszcze na to mnie stać, by ludzi pożywić. Ale i gadaj, skądeś się tu wziął tak znienacka?
- Dziękuję, panie. – Rycerz zasiadł na ławie i począł jeść łapczywie. – Od rana'm jeszcze nic w gębie nie miał, - wymamrotał pomiędzy kęsami.
- No to jedz. I pij. Ale też gadaj! – Książę sam przekąsił co nieco, miodem zapijając, ale nie za dużo, bo jakoś nie czuł się głodny.
- Jak rozkazaliście, księcia'm do stolicy przyprowadził. Zbliżając się do miasta, z dala jeszcze dojrzeliśmy wypadającą z bramy drużynę. Od straży dowiedzieliśmy się, co zaszło. Wozy ze służbą do zamku odesłałem, ale książę za nic nie chciał z nimi pozostać, więc za wami co tchu ruszyliśmy... Ale co tu się stało? – Rycerz spojrzał na księcia z niezrozumieniem. – Jakże to Wartko śmiał na Sonkę rękę podnieść?
- Myślę, że od dawna już planował dziewczynę w tajemnicy pochwycić i potem do ślubu ją przymusić. Ale mój pacholik szyki mu pomieszał, wskazując go jako winowajcę, a i ją pochwycili w biały dzień, więc nie miał wiele czasu, by swe zamiary przeprowadzić. I dziewki oporu znać nie brał w rachubę, a ona widać śmierć wolała od takiego z nim życia... Ale miłować ją musiał prawdziwie, bo mu się chyba rozum od tego pomieszał i nie sposób z nim się dogadać. Stary Strzygoń krwi się domaga i takiego gwałtu Zarembom nie podaruje... Ale i dobrze, żeś Przemka z sobą przywiózł, bo gdyby panna miała nie przeżyć, choć pożegnać się ze sobą będą mogli.
- Oby i księciu boleść po tym rozumu nie odjęła, bo wiem to, jak gorąco on Sonkę miłuje. – Skarbimir usta sobie wierzchem dłoni otarł.
- Co o nim myślisz? – spytał Bolko ciekawie, zawsze rad opinie innych poznać.
- Przez ten tydzień wiele czasu z nim na rozmowie spędziłem i rzec mogę, iż polubić go zdołałem szczerze... Nie znałem go wcześniej, jeno ze słyszenia, to i powiedzieć nie mogę, jaki wtedy był, choć wiem, że opinię miał nie najlepszą. – Zamyślił się na moment. – Ale tu i teraz, jako zwykły mąż, zdaje mi się porządnym człowiekiem. Wymogi polityki ciężkie to brzemię, ale spod niego wyzwolony, książę może poświęcić się temu, co mu najdroższe. – Tu uśmiechnął się rycerz pod wąsem. – A że Sonkę miłuje ponad wszystko inne, jeno o niej myśli i jeno o niej chciałby rozmawiać.
- Myślisz, że wiary dochowa, gdy mu dziewczynę damy i knować przeciw nam nie będzie?
- Tak myślę, - przyświadczył poważnie Skarbimir. – Byle tylko Sonkę dostał, nic więcej mu potrzeba do szczęścia nie będzie.
- Na początku. Ale gdy się nią już znudzi? – Twarz Bolka skrzywiła się w cynicznym uśmiechu. – Znać słyszałeś jako białki przedtem zwykł traktować.
- Słyszałem, - przyświadczył rycerz. – Jeno teraz myślę, że on inaczej na nią patrzy, niźli na pozostałe niewiasty. Nie tylko rozkoszy doczesnych od niej się spodziewa. Z tego, co mi mówił i com sam zmiarkował, on ją jak przyjaciela najdroższego traktuje.
- I myślisz, że to może przetrwać?
- Jeśli nikt nie będzie mącił i do spraw nieswoich się wtrącał.
CZYTASZ
Ślepe Szczęście
Tiểu thuyết Lịch sửCzasami wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko nam. Czasami życie niczego nie warte się zdaje. Ale też czasami los na drodze stawia nam tę jedną osobę, która jest zdolna wszystko odwrócić i wszelkie nieszczęścia zmazać, niosąc w darze niewyobraża...