Rozdział 28

23 6 6
                                    

Powróciwszy do Poznania, książę polecił zamknąć Wartka w wieży, zaś jego ludzi wtrącić do lochu; na nic więcej nie zasługiwali ci, którzy porywają bezbronne niewiasty.

Emnilda oczekiwała jego powrotu z ogromnym niepokojem o swoją ulubienicę i teraz, słysząc, że książęca drużyna powróciła do stolicy, nie mieszkając, mężowi wybiegła naprzeciw, niebaczna na swą powagę.

- Co się stało? – wykrzyknęła na jego widok, na wieści niezdolna czekać ani chwili dłużej.

- Wygląda na to, że niewieścia intuicja lepiej ci posłużyła, niźli mój zdrowy rozum i polityka. – Bolko twarz skrzywił w ironicznym uśmieszku i zasiadł na krześle, które mu podsunęła, gdy tylko w izbie sami się znaleźli. Żona wnet o strawę i miód dlań zakrzyknęła. – Miałaś rację, - kontynuował, skórę z ramion zrzucając i pas z mieczem odpinając.

- Jezu Kryste! – jęknęła w przestrachu. – Mówże zaś, bo mi serce pęknie!

- Wartko rozkazy wydał, by dziewkę porwano i zamyślał siłą zmusić ją do małżeństwa. – Urwał, by napić się z podsuniętego mu pucharu.

- I co? – przynagliła niecierpliwie.

- Ale panna charakterna się okazała i nożem pchnąć się zdołała, śmierć widać woląc ponad niewolę u jego boku.

- Matko Święta... - Emnilda pobladła gwałtownie.

- Żyła jeszcze, gdyśmy wyjeżdżali, - pospieszył z zapewnieniem, by ją uspokoić. – I zielarka zapewnia, iż żyć będzie, byle się gorączka nie wdała.

- Bogu dzięki! – Emnilda przeżegnała się pobożnie. – I co dalej?

- Nie można jej było jeszcze ruszać, więc Strzygoń tam pozostał, by się córką opiekować... Albo, by jej strzec przed Przemkiem! – Bolko zaśmiał się złośliwie. – Nagle bardzo się o dziewczynę troszczyć począł.

- A skądże Przemko się tam wziął?

- Po naszej ostatniej na ich temat rozmowie posłałem rozkazy, by Skarbimir do Poznania go przywiózł. – Książę jeść począł łapczywie, bo nagle poczuł się mocno głodny. – Uznałem, że to bezpieczniej dla wszystkich będzie, jeśli tu ślub wezmą i dopiero potem, razem do Krakowa wyruszą. Nadjechali, gdyśmy w pogoń za Wartkiem wypadli i posłyszawszy, co się stało, Przemko za nic nie chciał słuchać o czekaniu, więc za nami ruszyli.

- A Wartko? – spytała trwożliwie, bowiem zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji; nie mogli mu tego gwałtu przecie płazem puścić.

- Widząc Sonkę bliską śmierci, rozum zda się stracił i wciąż myśli, iż na wesele z nią musi się spieszyć. – Książę zamilkł na chwilę, twarz pocierając zmęczonym gestem. – Coś trzeba będzie z nim zrobić, ale nie wiem sam, co. Strzygoń mu przecie nie popuści! Ale jakże to szalonego pokarać?... – zawahał się. – Z jego ojcem pomówić pierwej muszę.

Milczeli oboje czas dłuższy, każde we własnych myślach głęboko pogrążone. Ale wnet niewiasta do praktycznych rzeczy myśl zwróciła.

- Może im tam trzeba ludzi posłać?

- Strzygoń rozkazy już wydał i domyślam się, że niezadługo wozy wyruszą. Chciałabyś jej kogo posłać?

- Nikt tak na ranach się nie zna, jak nasza Starka, - zaczęła Emnilda z wahaniem.

- Już tam nad dziewczyną zielarka czuwa, - mruknął Bolko. – Pewnie ona i czarownica, ale do życia pannę powróciła. A i Przemko jej boku nie opuszcza, a to najlepsza dla niej opieka. Gdy tylko będzie można, przywiozą ją do Poznania i będziesz mogła sama jej wygód doglądać. – Uśmiechnął się pod wąsem, wiedząc, jak jego żona kochała Sonkę.

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz