Rozdział 29

29 6 5
                                    

Otwarłszy oczy, ujrzała Sonka nad sobą powałę z surowych drewnianych zrębów. Nie od razu pojęła, co się stało i gdzie się znajdowała, bo z pewnością nie była to jej komnata w domu rodzinnym. Potem wzrok przesunął jej się w dół i zobaczyła komin, od którego ciepło aż tutaj do niej docierało, i starą kobietę, w skórę zawiniętą, drzemiąca pod ścianą. Obróciwszy nieco głowę, spostrzegła sylwetkę mężczyzny podle jej łoża siedzącego; musiał także drzemać, bo głowę miał nisko pochyloną.

Nagle pierś jej ścisnęło, bowiem poznała księcia Przemka.

Z ust musiał jej się wyrwać jakiś odgłos, ponieważ przecknął się natychmiast, prościej na swym krześle siadając.

- Książę... - wyszeptała słabo, bo gardło miała całkiem wyschnięte.

- Sonka?! – Ku niej się pochylił gwałtownie, ręki jej na posłaniu szukając.

Kobieta także się ocknęła i ku leżącej żwawo przystąpiła. – Ziół jej trzeba naparzyć. – Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i koło komina krzątać się poczęła.

Przemko dłoń dziewczyny odnalazł i ująwszy, ku ustom ją uniósł. – Sonka, - szeptał głosem drgającym z przejęcia. – Niczego już się nie musisz obawiać. Bezpieczna tu jesteś.

- Co... się ... stało? – zdołała wykrztusić ze ściśniętej krtani.

- Nożem się pchnęłaś, by małżeństwa z Wartkiem uniknąć. – Ręce mocniej zacisnął na jej dłoniach, wciąż nie całkiem wierząc w jej ozdrowienie. – Ale zielarka do życia cię przywróciła i powiada, iż zdrowa już będziesz.

- Gdzie... jesteśmy? – dopytywała się nadal, choć mówienie z trudem jej przychodziło.

- W osadzie, gdzie Wartko sprowadzić cię kazał... - urwał, bowiem zielarka z naparem przystąpiła i pannę podparłszy ramieniem, napić jej się pomogła.

- Sami-śmy tu? – Opadłszy z powrotem na posłanie, Sonka rozejrzała się po izbie ze zdumieniem.

- Książę już do stolicy powrócił, ale twój ojciec pozostał i wasza służba wnet także nadjechała, by wszystkim się zająć i o wasze wygody zadbać. Twój ojciec niecierpliwi się bezczynnym oczekiwaniem, więc często po dworku i po osadzie chadza, by przypilnować, czy ludzie ze swoich obowiązków dobrze się wywiązują; nawet jeśli to nie jego osada i nie jego ludzie. – Przemko uśmiechnął się pod wąsem.

- I was, panie, tu przy mnie samego pozostawił? – W głosie jej pobrzmiewało ogromne zdumienie.

- A czym-że i dlaczego miałbym ci uchybić? – Przemko usta skrzywił nieznacznie, ale wnet opanował swe rozdrażnienie i mówił dalej. – Przecie żoną moją masz wnet zostać.

Oblała się panna żywym rumieńcem, słysząc te słowa.

Ale nic nie zdołała odrzec, bo drzwi się otwarły i Strzygoń wszedł do izby. Widząc ją przytomną, szybko ku niej przystąpił. – Sonka!

- Ojcze. – Uśmiechnęła się doń, niezdolna zapomnieć, iż ukochanemu przy niej siedzieć dozwolił.

- Jakże to się czujesz? – spytał Mściwój, a w jego głosie dało się słyszeć autentyczną troskę.

Wzruszyło to dziewczynę jeszcze mocniej i łzy w oczach jej się zakręciły. – Dobrze... - wyszeptała zdławionym głosem. – Teraz już dobrze...

Ojciec na to jeno głową skinął. – To i dobrze, bo wnet będzie cię można do Poznania przewieźć. Zbrzydło mi już to siedzenie w tym ubóstwie! – Na zielarkę wnet oczy zwrócił. – Jak myślicie, kiedy dziewka będzie dosyć silna, by podróż znieść?

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz