Książę Bolesław rozejrzał się wokół, z zadowoleniem postrzegając, iż jego ludzie dobrze się ze wszystkim sprawili. Skinął na stojącego nieopodal Stojgniewa, który szybko zaczynał mu za prawą rękę służyć i doń przemówił. - Zmierzchać już się niezadługo zacznie, więc tu na noc zostać musim. Rozkazy wydaj, by wrota zamknięto i by stróża na palisadzie przez noc pilnie baczyła, co się to w osadzie dzieje.
- Takem już myślał, że na noc tu staniecie, panie i jużem straże przydzielił.
- A jeńcy? – pytał dalej książę, rad, że ktoś jeszcze poza nim głowę na karku zatrzymał i myśli o niezbędnych rzeczach.
- W łykach, w chlewiku zamknięci, pod strażą siedzą. Ich towarzyszy, co to Wartka wydać chcieli, umieściłem w jednej z izb czeladnych, gdzie ich także na oku mamy.
- To dobrze. A Wartko?
- Tegośmy samego w izbie zawarli... - zawahał się na chwilę Stojgniew, ale potem podjął znowu. – Nynie Wojewoda doń poszedł.
- Oby go zaś w nagłej złości nie zadźgał, jak wieprzaka! – mruknął Bolko. – Prowadź mnie tam bez zwłoki!
Ruszyli raźno przez podwórzec, bo zimno już się na dworze robiło, a i śnieg gęsty sypać począł; wnet Stojgniew drzwi przed księciem otworzył, sam w przedsionku pozostając. Dwóch tam wielmożów całkiem na jednego skrępowanego wystarczyło.
Wartko stał podle ściany z rękami na plecach skrępowanymi i wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Strzygoń stał nieopodal, dysząc ciężko z wściekłości. Książę od jednego rzutu oka poznał, że Mściwój gniew swój na tamtego wylał, ale żadnego to efektu nie odniosło.
- Cóż myślicie, Wojewodo? – Bolko zagadnął z cicha, Strzygonia chcąc nieco uspokoić.
- Udaje, gadzina, że rozum postradał! – wydyszał rycerz zjadliwie. – Myśli, że tym sposobem kary ujdzie!
Ale książę nie był tego tak pewny. Znał Wartka z dawna i nie spodziewał się, by ten na dłuższą metę szaleństwo udawać był zdolen; na to brak mu było przebiegłości i inteligencji. Spojrzał mu teraz w twarz i postrzegł lekko zamglone oczy i jakiś dziwny wyraz ust, które jakby w uśmiech chciały się ułożyć, ale nie do końca były do tego zdolne.
- Wartko, - przemówił książę surowo, bacząc, jak on zareaguje.
Jego spojrzenie jakby trochę się przejaśniło, gdy głos poznał. – Panie. – Głowę skłonił. – Łaska to dla mnie, żeście na mój ślub zechcieli zawitać... - Nagle jakby zdał sobie sprawę, że ręce ma skrępowane. – Cóż to? – Rozejrzał się wokół. – Ojciec się przeciwia?... Przecie jużeśmy się ugodzili. – Mówił, jakby ostatnie miesiące w ogóle się nie wydarzyły. – Ale moja miła już pewnie w kaplicy czeka... Mus mi do niej spieszyć! – Niecierpliwił się, pęta usiłując zrzucić.
- Z twojej winy Sonka kiej nieżywa w izbie leży! – warknął Strzygoń, na nowo zgniewany. – Módl się, by ducha nie wyzionęła, bo ja cię...
- Wszyscyśmy winni do Boga słać błagania o jej życie i zdrowie! – przerwał mu Bolko.
- Sonka? – Wartko twarz ku księciu zwrócił. – Moje kochanie?... – Wtem oczy mu się na powrót zaszkliły i świadomość wszelka zeń uciekła. Pod nosem jeno mamrotać sobie począł. – Wesele wnet będzie i już nas nic nie rozdzieli... Miła moja...
Książę na Strzygonia skinął i obaj z izby wyszli. – Widzę wasz gniew, Wojewodo, ale dajcie mi słowo, że na niego tu nastawać nie będziecie.
- Jakże to?!
CZYTASZ
Ślepe Szczęście
Ficción históricaCzasami wszystko zdaje się sprzysięgać przeciwko nam. Czasami życie niczego nie warte się zdaje. Ale też czasami los na drodze stawia nam tę jedną osobę, która jest zdolna wszystko odwrócić i wszelkie nieszczęścia zmazać, niosąc w darze niewyobraża...