Rozdział 36

27 6 4
                                    

Wnet po Nowym Roku oznajmiono narzeczonym wreszcie datę ślubu; miał on się odbyć tuż po Wielkanocy, która w tym roku przypadała na koniec marca, aby wkrótce potem nowożeńcy mogli wyruszyć w drogę do Krakowa. I choć Przemko niecierpliwił się, że to jeszcze prawie trzy miesiące będą zmuszeni czekać, to przecie towarzystwo umiłowanej zwłokę mu umilało.

Spędzając prawie każdą wolną chwilę razem, poznawali się coraz lepiej i bardzo się ze sobą zżyli, nie potrzebując nic przed sobą nawzajem ukrywać. Sonka dobrze rozumiała zniecierpliwienie księcia, który jawnie marzył, by z nią już jak z prawą małżonką żyć. A on wzajem pojmował, dlaczego los Wartka nadal ciążył jej na sumieniu.

Odkąd go pojmano, nad ciałem dziewczyny rozum postradawszy, siedział Wartko w wieży, z pozoru całkowicie przez wszystkich zapomniany. Książę Bolesław wciąż odkładał niewygodną decyzję, bo w żaden sposób nie mógł postanowić, co z nim zrobić. Ojciec nieszczęśnika prosił, by pozwolono mu syna zabrać z Poznania, by pod opieką i strażą osadzić go można było w którejś z odosobnionych siedzib rodowych, gdzie mógłby w spokoju żywota dokonać. Strzygoń z kolei z całą siłą napierał, by kara surowa spotkała przeniewiercę za jego zdradę. Nie można było dozwolić, by tak poważne przewinienie bez pomsty się obyło, perswadował, by pozoru innym nie dać na przyszłość.

Ale Sonka, choć sama się temu dziwiła, urazy przecie nie chowała. I chociaż nadal nawiedzały ją nocne koszmary, serce jej ściskało się z litości nad złoczyńcą. Jak powtarzał Przemko, wszystko pomyślnie się zakończyło i nie lza teraz było pomsty nad nieszczęśnikiem szukać.

Zebrawszy się wreszcie na odwagę, poszła raz prosić księżnę o wstawiennictwo i wyjednanie dla niej rozmowy z księciem Bolesławem.

- A o czymże to chcesz z panem gadać? – Zaśmiała się Emnilda, ubawiona poważną miną swej dwórki, którą rzadko bez uśmiechu można było ujrzeć. – Jeślić do ślubu tak śpieszno, do ojca z tym idź!

- Nie. – Dziewczyna pokręciła głową w zmieszaniu. – O łaskę dla Wartka chciałabym prosić... - Głos zamarł jej na ustach, tak zuchwałą ta prośba jej się nagle zdała.

- Co? – Księżna spoważniała od razu. – Przecie od zawsze go nienawidziłaś!

- Ale jakże to teraz nad szalonym się pastwić, pomsty za chybione porwanie szukać? – rzekła cichutko, głosem z żalu się łamiącym. – On pono nawet nie pojmuje, co się stało i za co w wieży siedzi.

- I skłonna byłabyś mu wybaczyć? – Niebieskie oczy księżnej mierzyły ją badawczo.

- Tak. – Głową jeno dziewczyna skinęła.

- Zaczekaj tu, - poleciła Emnilda, powstając. – Zobaczymy, czy książę zechce z tobą mówić.

Zostawszy samą, Sonka na ławę pod ścianą opadła z westchnieniem. Jakże inna będzie ta rozmowa od tamtej, sprzed wielu miesięcy, podczas której o swoje szczęście i swój los ważyła się ze wszystkimi walczyć?... Ale czy książę nie będzie gniewny, że w nieswoje sprawy głupia białka się miesza?...

Długo czekała, we własnych myślach zatopiona, ale przecie w końcu posłyszała zdecydowane kroki i po chwili drzwi otwarly się, a książę Bolesław wszedł do komnaty. Porwała się na równe nogi i pokłoniła nisko przed władcą, który mierzył ją surowym spojrzeniem.

- Słyszę, że pono za młodym Zarembą chcesz prosić, - zaczął bez owijania w bawełnę.

- Tak, panie, - wyjąkała, onieśmielona jego powagą.

- Dlaczego? – Jego chłodne stalowo-szare oczy zdawały się prosto do duszy jej wglądać.

- Bo nie przystoi to krześcijanom nad powalonym i bezbronnym się znęcać, - wyszeptała i wzrok ku niemu podnieść się odważyła.

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz