Rozdział 39

31 6 2
                                    

Niestety, korzyści z krótkiego pobytu w Polsce nie zdołały przetrwać na tyle długo, bym mogła zakończyć tę historię. Otrzymałam ostatnio komentarze, że wydaje się, jakbym straciła serce dla swoich bohaterów i przestała o nich dbać. To nieprawda, ale najwidoczniej trudności z językiem przebijają z ostatnich rozdziałów. Aby nie pozostawiać historii bez zakończenia, oferuję wam ten ostatni rozdział. Nie jest idealny, ale nie jestem chwilowo w stanie stworzyć niczego lepszego. Być może kiedyś powrócę do tej historii i wyedytuję ostatnie rozdziały. Wybaczcie, jeśli was zawiodłam.


Wieść o śmierci Wartka zaniósł księciu Przemkowi Skarbimir jeszcze tego samego wieczoru; przed rozmową z Sonką, chciał uzgodnić z jej narzeczonym najlepszy sposób, by ją o sprawie powiadomić bez sprawiania jej niepotrzebnego bólu i rozterki.

- Dziękuję wam, rycerzu. – Przemko nowin wysłuchał ze spokojem, ale ze zmarszczonym czołem. – Dumam, że zbyt już jest późno, by ją przed nocą bez potrzeby niepokoić, ale obawiam się, że sprawy nie uda się zataić, bo pewnie cały dwór już od plotek huczy.

- Tego nie dało się uniknąć; zbyt wielu ludzi było w to zamieszanych, ale służbie surowo przykazać trzeba, by języków przed panną pilnowali! – mruknął Skarbimir. – Jeśli potkać go nie zdołam, pismo do Strzygonia poślę z prośbą, by tego dopilnował. Lepiej, by Sonka w waszej, panie, obecności, o wszystkim się dowiedziała.

Skinął Przemko jeno głową na zgodę i przez chwilę w milczeniu obok siebie siedzieli, miodem przepijając. – Ale też jakże mógł on nas wszystkich tak zwieść i przez cały ten czas szaleństwo symulować? – Książę głową potrząsnął z niedowierzaniem. – I moją miłą takoż zdołał zwieść, chociaż klęła się, że pewna swego była.

- Rozumiał dobrze, iż tylko dlatego przy życiu jeszcze pozostawał. A nadarzyła się okazja do ucieczki, łapczywie ją w obie ręce pochwycił.

- Ale i dobrze się stało, że to Bóg własnymi rękoma go pokarał, bo z tym łatwiej przyjdzie się jej pogodzić, - dorzucił Przemko, który rozumiał swą wybrankę lepiej niż ktokolwiek inny.

Nie było już nic więcej do omówienia, przeto pożegnał Skarbimir księcia i ruszył, by się ze Strzygoniem rozmówić.

I znać ojciec służby swej dopilnować umiał, bo następnego poranka Sonka powitała narzeczonego z radosnym śmiechem i niewinnym pozdrowieniem, znać o niczym jeszcze nie wiedząc. Jednak coś ją tknąć musiało, gdy oznajmiono przybycie rycerza Skarbimira, bo pobladła nieco. Ale wieści wysłuchała spokojnie, a jej pierwsza myśl była dla rannego strażnika, o którego zadała nieśmiałe pytanie.

- Będzie żył, - odparł rycerz obojętnie; zgodnie z wolą księcia Bolesława wybadał obu strażników dokładnie o zajście i wnet przeniknąć zdołał, iż okazja nadarzyła się Wartkowi głównie za sprawą zaniedbania stróży, która się po nim niczego nie spodziewała i nie dosyć miała nań baczenia. Ukarał ich obu Skarbimir grzywną i tygodniem dodatkowej służby na murach. – Nóż po żebrach mu się ześlizgnął i rana nie jest groźna, - dodał, by dziewczynę uspokoić.

- Bogu dziękować! – Ręce złożyła na piersi i oczy pobożnie ku niebu wzniosła. – Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby przeze mnie ktoś niewinny życie postradał.

- Miła, nie twoja to przecie wina. – Przemko dłoń ku niej wyciągnął, która ona ujęła w swoją tak naturalnym gestem, iż pierś ścisnęła się Skarbimirowi z tęsknoty za podobnym uczuciem.

- Kiedym go widziała ostatnim razem, pewna byłam, że nie udaje i prawdziwie rozum postradał. Z mojej to poręki miano go ułaskawić. – Westchnęła głęboko, jakby ze wstydem.

Ślepe SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz