《22》

162 7 2
                                    

Stałam w szoku przy uchu z telefonem, a tętno ponownie podniosło się do niewyobrażalnej liczby. Usłyszałam zakończenie połączenia, a mój wyraz twarzy ani drgnął. Poczułam szybsze bicie serca, które odbijało się od mojego ciała po całych narządach. Widziałam kątem oka, wyraz twarzy Chris'a, która była bardzo podobna do mojej. Nie rozumiał nic oraz nic nie usłyszał, co ja już wiedziałam. Życie mojego brata jest w krytycznym stanie. Jego życie jest na pierdolonym włosku, a ja nic nie jestem w stanie zrobić.

-Muszę jechać do szpitala - powiedziałam cicho, patrząc w jeden punkt na ścianie i nie mogąc uwierzyć w jej słowa.

Nie docierało, to do mnie. Nie mogłam tego do mózgu wpuścić, że mogę go właśnie stracić, nie teraz.

-Co mówiłaś, powiedz głośniej - odparł chłopak, podnosząc się prawdopodobnie z łóżka i podchodząc do mnie.

-Muszę w tym momencie jechać do szpitala. Jack, on... - mówiłam, ale mój głos się w tym momencie załamał.

Dopiero teraz zrozumiałam słowa rodzicielki, która przed momentem przekazała mi tą cholerną wiadomość. Chłopak milczał, czekając aż będę w stanie znowu coś powiedzieć.

-Jest w krytycznym stanie - dokończyłam, a po mojej twarzy spłynęły łzy, które od razu Chris starł swoim kciukiem.

-Pojedziemy razem, chodź tu - odpowiedział, przekładając swoje ręce na moje ciało i przytulać mnie nimi.

Poczułam ciepło chłopaka ale nie potrafiłam nic zrobić. Stałam, jak słup soli bez możliwości ruszenia się z miejsca. Staliśmy w tej pozycji kilkanaście sekund, a dla mnie było to jak wieczność. Wiedziałam, że chłopaka również musiało, to zaboleć. Lubili się wzajemnie, a to naprawdę wystarczyło, aby się o niego martwić. Czułam ciepły oddech blondyna, a bicie serca ani na chwilę nie zwolniło tempa.

-Musimy jechać, zaraz się ogarne - powiedziałam, mając z powrotem jakąkolwiek kontakt ze swoim ciałem i ścierając ostatnią łzę swoimi palcami, próbując się ogarnąć.

-Idę do auta, przyjdź za chwilę - odparł, odchodząc od mojej osoby i wychodząc z pomieszczenia.

Wzięłam kilka głębszych oddechów, czując jak ciało lekko się rozluźnia i po kilku chwilach schodząc na dół. Na szczęście nie zobaczyłam Agnes, która mogła być w kuchni, więc szybkim krokiem opuściłam dom chłopaka. Zobaczyłam odpalony samochód Chris'a, wchodząc do jego wnętrza i zatrzaskując za sobą drzwi. Ruszyliśmy z parceli Wolf'ów, całą drogę jechaliśmy, jak na szpilkach. Czułam niezręczną sytuację, która krążyła wokół nas, a to było przez jeden pieprzony telefon. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się na parkingu przed głównym szpitalem. Sprawnie wyszłam z samochodu, wchodząc do olbrzymiego budynku, nie czekając na chłopaka, który za mną wolał. Jedynie czego w tym momencie pragnęłam, to zobaczyć swojego brata, całego i zdrowego, chociaż wiedziałam że jest to teraz niemożliwe. Weszłam do windy, czekając aż dotrę do odpowiedniego piętra. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja od razu z nich wyparowałam, kierując się w stronę odpowiedniej sali. Czułam przytłaczającą pustkę, która opanowała całe moje ciało, aż sama się dziwiąc, jakim cudem stawiam kolejne kroki. Po chwili zobaczyłam stojącego pod salą tatę, do którego od razu podbiegałem, chcąc się dowiedzieć wszystko o stanie Jack'a.

-Co z nim? - spytałam, czując lekkie ukłucia w serca i czekając na jego odpowiedź.

-Narazie jest na jakiś badaniach, ale wszystko na razie dobrze - odpowiedział, lekko nie rozumiejąc dlaczego z takimi emocjami tutaj przyszłam.

-Przecież dzwoniła do mnie twoja żona i powiedziała mi, że Jack jest w krytycznym stanie - odparłam, nie rozumieć w tym momencie już nic.

-Wszystko z nim jest dobrze, nie rozumiem dlaczego ci tak powiedziała - powiedział, patrząc za moje plecy i lekko się denerwując.

Ukazane Oblicze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz