《18》

171 10 0
                                    

Spojrzałam ponownie na ojca, widząc jak wyciąga kluczyki do samochodu i w bardzo szybkim tempie opuszcza komisariat. Od razu z matką ruszyłyśmy za nim, schodząc po schodach i wsiadając do szarego Range Rovera. Przez całą drogę atmosfera była bardzo napięta, a nie wspomnę już o tym ile razy Logan złamał przepisy drogowe. Po dziesięciu minutach dotarliśmy pod ogromny budynek, który miał kilkanaście pięter. Wyszliśmy z samochodu, od razu wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdowała się recepcja. Stanęliśmy przy blacie, czekając kilka chwil, aż przyjdzie personel szpitala, który po chwili się zjawił.

-Dzień dobry, poszukujemy Jack'a Parker'a. Jesteśmy jego rodzicami - powiedział, pokazując na siebie oraz moją rodzicielkę, u której oczy zaczęły się szklić ze zdenerwowania.

-Już sprawdzę, a no tak przyjechał taki pacjent godzinę temu. Jest na sali operacyjnej, dopiero zaczęła się operacja, więc będą musieli państwo poczekać w poczekalni - stwierdziła, po chwili zamykając jakieś dokumenty i chcąc odejsć ale ostatni raz się do nas odwróciła.

-Właśnie zapomniałam powiedzieć, piąte piętro, a tutaj jest winda - powiedziała, pokazując ręką w stronę długiego korytarza i wchodząc do jakiegoś pomieszczenia.

Ojciec podziękował, kierując się ponownie szybkim krokiem w stronę windy. Weszliśmy do niej, widząc wchodzących ludzi, którzy na każdym piętrze wychodzili. W końcu otworzyły się metalowe wrota, pojawiając się na odpowiednim piętrze i szukając sali operacyjnej. Po kilku chwilach znaleźliśmy ją, siadając na krzesłach, które były naprawdę nie wygodne. Rodzice w pewnym momencie zaczęli ze sobą rozmawiać, a raczej kłócić bo wymianą zdań nie mogłabym to nazwać. Miałam dość tego cholernego czekania, więc po prostu powiadomiłam ich, że idę do toalety ale pewnie mnie nawet nie usłyszeli przez swoje krzyki. Po kilku minutach szukania znalazłam odpowiednie drzwi przez które weszłam. Spojrzałam na ogromne lustro, a w nim zobaczyłam własne odbicie przez które prawie się sama wystraszyłam. Cienie pod oczami, czerwony nos, który ciągle mnie bolał ale to teraz nie było najważniejsze. Mój brat, Jack właśnie znajdował się teraz w szpitalu, lepiej był na stole operacyjnym, a ja kompletnie nie wiedziałam co się stało. Dlaczego ten cholerny dzień, a raczej tydzień nie mógł już się w końcu skończyć. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, wyciągając go z kieszeni spodni i patrząc na zdjęcie osoby, która do mnie dzwoniła.

-Halo - powiedziałam do telefonu, przykładając go do ucha, a do moich oczu ponownie tego dnia pojawiły się łzy.

-Victoria, miałaś do mnie od razu przyjechać jak wyjdziesz z komisariatu, gdzie jesteś? - spytała, a po moich policzkach spływała słona ciecz, którą od razu starłam dłonią.

-Jestem w szpitalu, nie mam za bardzo czasu. Jack, oni go operują Rose. Ja nie wiem co się z nim dzieje ani dlaczego w ogóle tutaj trafił - mówiłam chaotycznie, a z każdym słowem mój głos się złamał.

-Spokojnie, jesteś w głównym szpitalu? - spytała, słysząc że jej głos się zmienił o sto osiemdziesiąt stopni.

-Tak, na piątym piętrze, muszę kończyć - powiedziałam, chcąc się już rozłączyć, lecz Rose musiała jeszcze coś dopowiedzieć.

-Trzymaj się kochana, będę za trzydzieści minut - odpowiedziała, rozłączając się a ja odłożyłam telefon na swoje miejsce, wchodząc do toalety za potrzebą fizjologiczną.

Podeszłam pod umywalkę, puszczając wodę i obmywając ręce oraz twarz nią. Wytarłam się ręcznikiem papierowym, głęboko wzdychając i w końcu wychodząc z tej toalety. Przeszłam dłuższy odcinek korytarza, wiedząc pokłóconych małżonków, którzy siedzieli od siebie trzy miejsca dalej. Naprawdę nawet w takim momencie nie mogą się wzajemnie wspierać? Poszedłam bliżej, stojąc koło ojca i patrząc na jego twarz.

Ukazane Oblicze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz