- § 1 -

2.7K 133 160
                                    

Siedziałem na sali rozpraw, powoli odliczając w głowie sekundy do końca, zupełnie nie słuchając uzasadnienia wychodzącego z ust Sędziego. Nie obchodziło mnie ono. Najważniejsze było już powiedziane. Wyrok uniewinniający.

Zacisnąłem palce na czarnym długopisie, kątem oka widząc pełen zadowolenia uśmiech mojego klienta. Wyprostowałem się bardziej, gdy ze szczęścia przyłożył dłoń do mojego ramienia, bez słowa mi dziękując. Całe napięcie, które jeszcze kilka minut temu widocznie odczuwał, w jednej chwili z niego zeszło, jakby nigdy go nie było.

Uniosłem wzrok, kierując go na inną część sali i zatrzymując go na osobie, która interesowała mnie najbardziej. Na młodej dziewczynie, siedziącej niemal nieruchomo, kiedy chwilę temu treść wyroku dotarła do jej uszu. Jej oprawca został właśnie uniewinniony. Mężczyzna, który ją zgwałcił, nie poniesie z tego powodu żadnych prawnych konsekwencji.

Nie miała dowodów. Żadnych konkretnych i wystarczających, aby Sąd mógł go skazać. Chociaż prokurator starał się działać z tym co miał, nie wydawał się nastawiać na nic innego. Doskonale wiedział, że nie ma tu szans, by wygrać.

Sprawa nie była trudna. Można było ją określić śmiesznie łatwą, z którą poradziłby sobie nawet świeżak, który dopiero co opuścił uczelnię, nie przykładając się zbytnio do nauki, oprócz tego, co było wymagane.

Jednak i tak trafiła prosto do mnie, a powód tego był dość banalny. Mężczyzna był jednym z naszych ludzi. Pracował dla nas, a w związku z tym, według zasad, mógł poprosić któregokolwiek z nas o pomoc.

Wybrał mnie.

Widziałem, jak dziewczyna wpatruje się w Sędziego, chłonąc słowa, które mówił. Każde kolejne wydawało się jeszcze bardziej ją uderzać i ciążyć na jej barkach.

Po chwili ponownie zerknąłem na mężczyznę. Nie ufałem mu. Właściwie to nigdy nie ufałem swoim klientom. Kłamali bez mrugnięcia okiem, myśląc, że gdy coś zatają, to nikt się o tym nigdy nie dowie. Tymczasem ich kłamstwo dało się naprawdę szybko wyciągnąć na wierzch. Szczególnie, gdy nauczenie się jednej wersji wydarzeń chyba przekraczało ich możliwości. Gubili się na najprostszych pytaniach, nie mówiąc już o tych bardziej szczegółowych.

On nie był wyjątkiem. Kłamał, patrząc mi prosto w oczy. W dodatku przy takiej sprawie.

Dziewczyna natomiast mówiła prawdę. Specjalnie poprosiłem Samuela, by ocenił to swoim okiem. By spróbował nawiązać z nią kontakt i ostrożnie wyciągnął z niej tyle, ile tylko potrzebował, by zobaczyć, czy naprawdę została skrzywdzona. I właśnie to potwierdził.

Ale nie miała jak tego udowodnić.

- Dziękuję, to wszystko w tej sprawie - oznajmił Sędzia, a moja uwaga na powrót skupiła się na rozprawie.

Podniosłem się, a gdy tylko Sędzia odszedł, mężczyzna stał się jeszcze bardziej rozentuzjazmowany.

- Muszę przyznać, że plotki nie kłamią, szefie! - zaśmiał się. - Prawdziwa bestia z szefa na sali rozpraw!

Skrzywiłem się. Gdybym jeszcze coś w ogóle tutaj zrobił oprócz wnoszenia o wyrok uniewinniający, co i tak z trudem przeszło mi przez gardło.

Rozchyliłem usta, chcąc zwrócić się do niego po imieniu, ale wtedy zorientowałem się, że go nie pamiętam. Wspaniale.

- Chodźmy - powiedziałem więc neutralnie, przepuszczając go przodem, by mieć go na oku. I to zdecydowanie był dobry pomysł, bo gdy tylko przeszliśmy do przodu, jego głowa się przekrzywiła, a wzrok opadł na dziewczynę. Pewny siebie uśmiech, który jej posłał, mówił mi niemal wszystko. - Wychodzimy - przypomniałem mu, gdy dostrzegłem, jak dziewczyna obejmuje się rękami, cofając się, aby tylko być jak najdalej od niego.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz