Dziękuję za Waszą dużą aktywność
przy ostatnich rozdziałach 💛Jay
Szedłem przed siebie, mocno ściskając w dłoni pistolet, chociaż La Sargo wydawali się już ze wszystkim uporać. Zacisnąłem zęby, co rusz dostrzegając gdzieś krwawe ślady.
Mieli poczekać na nas z wejściem. Tak się umówiliśmy. Dotarli tu szybciej, będąc o wiele bliżej tego miejsca, wraz z garstką naszych ludzi, którzy ruszyli za Ameplio, kiedy ten tylko opuścił dotychczasowe lokum. Skoro teraz byli w środku, musiało coś się stać, a to przyprawiało mnie o mdłości, gdy gnałem przed siebie, nie wiedząc czego się spodziewać.
Ucisk w klatce piersiowej nasilał się z każdym moim krokiem, kiedy mijałem obezwładnionych ludzi Włocha i zbliżałem się do wejścia.
Carl dotrzymywał mi kroku, ani na moment nie zwalniając swojego tempa. Samuel również nie zostawał w tyle. Czułem jakiegoś rodzaju ulgę, wiedząc, że tu jest.
Stan Natha był stabilny. Teraz odpoczywał, będąc pod okiem Kevina i dziewczyn. Nawet nie chciał słyszeć o tym, że Sam, zamiast pojechać z nami, to zostanie z nim.
Zacisnąłem palce na metalu, wiedząc, że ten, który go postrzelił, nie skończy wcale lepiej niż Ampelio.
W środku nie panował ani trochę mniejszy chaos od tego na zewnątrz, jednak nie słyszałem już żadnych strzałów. Jakby wszystko było już opanowane. Zakładałem, że większość zwyczajnie się poddała, a ci, którzy nie chcieli współpracować, byli zapewne martwi, pomijając naszych specjalnych gości. Oni nie odejdą z tego świata tak szybko i łatwo.
Mój wzrok przesunął się po przestronnej hali w poszukiwaniu znajomych twarzy. Odszukałem je bez problemu, patrząc wprost na braci La Sargo. Nie dało się ich przeoczyć. Wydawali się ściągać na siebie szczególną uwagę, nawet pośród tych wszystkich ludzi tutaj. Jakby otaczała ich zupełnie inna aura.
I właśnie tak musiało być. Wiedzieli, kim są, wiedzieli, ile mogą, a to, wraz z pewnością siebie i wyćwiczonym wpływem, robiło swoje.
La Sargo, rodzina, jedna z niewielu, którą naprawdę szanowałem i uznawałem za całkowicie nam równą. Zasłużenie równą, bo chociaż nasze drogi do władzy musiały się różnić, zdobyliśmy ją własnymi siłami. Cały szacunek i autorytet, który musieliśmy wypracować. Samo nazwisko nie dawało wszystkiego.
Zerknąłem na Victora. Jego wzrok tylko na krótką chwilę spotkał się z moim, jakby nie chciał spuszczać z oczy tego sukinsyna, którego miał tuż przed sobą. Ampelio przyciskał dłoń do najwyraźniej zranionego nadgarstka, a to, że był właśnie na klęczkach mogło oznaczać tylko jedno. W nogę również dostał.
Spojrzałem na Carla i jedno skinięcie głową wystarczyło, by zrozumiał mnie bez słów. Skręcił w bok, idąc prosto w stronę Victora. Ja za to szedłem w stronę Luke'a, gdy tuż za nim dostrzegłem te znajome, rude włosy.
Przyspieszyłem, już w kilku krokach będąc przy niej. Nie mogłem powstrzymać się przed złapaniem w dłonie jej twarzy i przesunięciem po niej spojrzeniem. Po zaczerwienionych oczach, po łzach, które się w nich zagościły, po drżących ustach. Nie. Nie tylko ustach. Boże, ona cała drżała, jakby właśnie została wyciągnięta z cholernie lodowatej wody.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
ActionMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023