Jay
Patrzyłem na kobietę przed sobą, nie potrafiąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Powaliła mnie. Dosłownie. Wystarczyła chwila nieuwagi i już leżałem na podłodze. Musiałem przyznać, że trochę jej nie doceniłem.
W dodatku później mnie rozbroiła. Zabrała mi każdą broń, jaką przy sobie miałem. Zrobiła to, będąc ubrana w ten przeklęty strój, w którym wyglądała wprost obłędnie, z czego chyba nawet nie zdawała sobie sprawy. Z tego, jak mocno to na mnie działało.
Ta gra okazała się pieprzoną torturą. Wychodziło na to, że tylko tyle mi było trzeba, bym nakręcił się jak cholerny nastolatek, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Skręciłem, wchodząc do jednego z pomieszczeń, gdy to tam pchnęły mnie dłonie Eve. Na środku zobaczyłem drewniane krzesło, które wyglądało, jakby lada moment miało się rozsypać.
- Siadaj - rozkazała.
Zerknąłem na nią, ale nie wydawała się żartować, więc posłusznie posadziłem na nim swój tyłek, słysząc przeciągłe skrzypnięcie. Miałem nadzieję, że trochę wytrzyma.
Mój wzrok przeniósł się na Jocelyn, która weszła do środka, trzymając się zdecydowanie martwych dla Carla punktów. Nie trafi jej tutaj i musiała doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Przygotowały się. I to dość dobrze. Isa i Austin widocznie nie zmarnowali wiedzy ze wcześniejszych rozgrywek.
- Co teraz zamierzacie? - Przesunąłem po nich spojrzeniem, odrobinę więcej czasu poświęcając Jocelyn. - Nie sądzę, bym jakkolwiek się przydał jako zakładnik.
- To prawda - przyznała Eve, więc to na niej skupiłem wzrok. - Ale miło się patrzy na to, jak bez protestów wykonujesz nasze polecenia.
Parsknąłem, próbując usiąść wygodniej. To nie było łatwe i to nie tylko przez krzesło.
Próbowałem rozpracować ich plan. Zakładałem, że obmyślała go Eve albo Isa. Obie mogły wymyślić coś szalonego, a to mi się zdecydowanie nie podobało. To, że nie było tu Austina i May również mnie niepokoiło. Zakładaliśmy, że będą się trzymać razem. W końcu May i Jocelyn wcześniej w to nie grały. Trzymanie się w grupie było więc dla nich najlepszym rozwiązaniem. Jak się jednak okazało, Samuel niezbyt trafił swoimi prognozami.
Spojrzałem na Jocelyn, nie mogąc uwierzyć, że wykorzystali ją jako przynętę i to zdecydowanie przygotowaną na mnie. Widziałem, jak idzie ostrożnie korytarzem. Kiedy się odwróciła, ta szansa aż prosiła się o wykorzystanie. Sądziłem, że po prostu odłączyła się od grupy, ona jednak miała w głowie zupełnie inny plan.
Nie bała się. Na pewno się nie bała. Zauważyłbym to, gdyby tak było. Wiedziała, że to tylko gra, zabawa, nic więcej. I korzystała z tego, naprawdę się bawiąc.
Jeszcze raz przesunąłem wzrokiem po dziewczynach, oceniając swoje szanse. Nie strzeliły do mnie, a więc nadal byłem w grze. Wbrew pozorom na lepszej pozycji niż poprzednio.
Każda z nich była uzbrojona. Mógłbym odebrać broń jednej z nich, mimo wszystko najłatwiej byłoby zabrać ją Jocelyn. Jeżeli działałbym szybko, być może udałoby mi się trafić Isabelle i Eve, nim te zdążyłyby zareagować.
A później zostałaby mi tylko Jocelyn.
Zobaczyłem przed sobą broń, skierowaną wprost na moją pierś.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
ActionMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023