- Epilog -

1.2K 102 81
                                    

Jay

Usłyszałem pierwsze rytmy piosenki, dostrzegając, jak wraz z tym Dave wyciąga May na parkiet. Nawet stojąc w oddali doskonale rozpoznałem jej pełen szczęścia śmiech. Zawirowała wokół własnej osi, by ostatecznie trafić wprost w jego ramiona.

Uśmiechnąłem się, widząc, jak dobrze się bawili.

Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane zobaczyć tę chwilę. Być świadkiem tego, jak na palcu mojego brata pojawia się lśniąca złota obrączka, założona przez kobietę, z którą był gotowy spędzić resztę życia.

Dave naprawdę się ożenił, a to May została jego żoną. Wciąż słyszałem w głowie słowa przysięgi, którą oboje wypowiedzieli.

Razem chcieli, bym przy tym był. Przy tym wydarzeniu, które z pewnością było jednym z najważniejszych w ich życiu. Zaprosili tylko najbliższych, nie chcąc, by ten dzień ktokolwiek zakłócił. Zresztą tak May czuła się najlepiej. Z garstką osób, którym ufała i przy których mogła być sobą. Nasza matka była tylko na ślubie i chociaż May oraz Dave zaprosili ją również na całą resztę, nie skorzystała, życząc im jednak wszystkiego co najlepsze. Wiedziałem, że i dla niej ta chwila była ogromnie ważna.

Z kolei nasz ojciec postanowił uszanować decyzję May i brak zaproszenia. Nigdzie go nie widziałem, jednak, skoro przyjechała tu mama, to i on musiał gdzieś być. Mimo to w żaden sposób nie zakłócił ceremonii i to miało największe znaczenie.

Przesunąłem spojrzeniem po sali, oprócz moich braci i Eve, dostrzegając też Austina i Isabelle. Connor, Kevin i jego syn, Michael, również zostali zaproszeni.

A także Jocelyn i Paul. May z Dave’em nie mieli nic przeciwko, by byli tu obecni, osobiście ich zapraszając.

Patrzyłem na nią, nie potrafiąc odwrócić od niej wzroku. Od jej uśmiechu, od jej szczęśliwych oczu, od brązowej sukienki z rozcięciem na boku, która idealnie podkreślała jej urodę i kobiecość. Była prawdziwą boginią. Nie mogłem powstrzymać tego, że za każdym razem, na samą jej myśl, moje serce biło o wiele mocniej. Pragnąłem sprawić, by z jej twarzy nigdy nie znikał szczery uśmiech, by z jej głowy odeszły wszelkie zmartwienia.

Chciałem dla niej po prostu… wszystkiego co najlepsze, bo zasługiwała na to. Całkowicie na to zasługiwała.

Uniosłem rękę, spoglądając na poruszające się wskazówki zegarka spoczywającego na moim nadgarstku. Już czas.

Moje nogi poruszyły się, zmierzając wprost do Jocelyn, która siedziała obecnie w towarzystwie Paula. Carl i Nath byli nieopodal, odnajdując moje spojrzenie. Tylko tyle wystarczyło, by wiedzieli, że nadszedł ten moment.

Kiedy byłem już bliżej, Jocelyn mnie dostrzegła. Jej pełne iskierek szczęścia oczy zatrzymały się na mojej twarzy. Zacisnąłem dłoń, doskonale wiedząc, że za kilka minut zobaczę w nich najpewniej słone łzy.

Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, chociaż stres, który czułem, wydawał się zjadać mnie od środka. Jak zareaguje na to wszystko, co mam jej do powiedzenia i pokazania?

– Mógłbym cię zabrać stąd na chwilę? – zapytałem, widząc, jak marszczy brwi. – Chciałbym z tobą porozmawiać.

– Teraz? A co z weselem?

– Dave i May wiedzą, że możemy zniknąć na trochę. Obiecuję, że nie umknie ci nic istotnego.

Zastanawiała się, ale jedynie przez krótki moment. Przytaknęła głową, podnosząc się. Moja dłoń zupełnie odruchowo opadła na jej nagie plecy. Mimo to nie wydawała się mieć nic przeciwko temu. Za to wzrok jej przyjaciela pozostał tam zdecydowanie zbyt długo.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz