- § 2 -

1.5K 113 54
                                    

Tylko wdech i wydech, Jocelyn. Jesteś najcierpliwszą i najspokojniejszą osobą na świecie. Nic a nic nie jest w stanie wyprowadzić cię z równowagi. A w szczególności ten dziad, który jest twoim szefem.

– Czy ty sobie ze mnie kpisz, Harlet? Co to ma niby być?!

Powoli odwróciłam głowę, przenosząc spojrzenie z jego napiętej twarzy na nowo kupiony monitor, którego wskazywał otwartą dłonią. Pośród tych wszystkich rupieci dookoła, ten niezbyt wysokiej klasy sprzęt i tak wyglądał dość ekskluzywnie.

Zerknęłam na wyświetlony obraz, a to zdecydowanie mi wystarczyło, by wiedzieć, co właśnie przeglądał. Ponownie wróciłam do jego twarzy, patrząc na oczy ukryte za szkłami okularów.

– Zdjęcia.

Jego mięśnie szczęki w jednej chwili napięły się mocniej, gdy ta odpowiedź najwyraźniej nie była taka, jakiej oczekiwał.

– Widzę przecież, że to zdjęcia! – rzucił wściekle, wstając nawet ze swojego już wysłużonego, biurowego fotela, by pochylić się nad biurkiem i zacisnąć na jego krańcu dłonie. – Jeżeli to ma być jakiś żart, Harlet, to nie jest mi teraz do śmiechu – warknął. – Miałaś wyciągnąć więcej informacji o seryjnym i Sandersach, a ty po tych dwóch tygodniach, które ci dałem, wysyłasz mi zdjęcia Sandersa i jakiejś laski z bachorem? Nie jesteśmy jebanym portalem plotkarskim!

Pamiętać o wdechu i wydechu.

– Mój informator przestał być dyspozycyjny – powiedziałam sucho, wciąż nie odrywając wzroku od jego oczu, które przyprawiały mnie wyłącznie o mdłości. – Nie tylko ja nie mam obecnie żadnych nowych wiadomości. A propos „laski z bachorem”, była pacjentką seryjnego. Możliwe, że to ona miała być jego następną ofiarą.

Zmarszczył brwi, przyglądając się mi. Nie wiedział o tym. Oczywiście, że nie wiedział i nie było w tym nic dziwnego. Sandersowie i Dyrektor szpitala wspólnie zadbali o to, aby informacja, kto był lekarzem Sally, nie trafiła do osób trzecich. Jednak niezbyt wystarczająco, by zataić to przede mną.

– Chcesz mi powiedzieć, że miałaś szansę zrobić wywiad z potencjalną ofiarą SunSeala, a zrobiłaś tylko zdjęcia, jak łazi z Sandersem? – Pokręcił kpiąco głową. – Jesteś większą porażką, niż sądziłem!

Zacisnęłam nieznacznie zęby, oddychając jedynie przez nos. Pomalowane na granatowo paznokcie otarły się o wewnętrzną część moich dłoni, po chwili delikatnie się w nie wbijając.

– Nie miałam możliwości z nią porozmawiać. Była ciągle pod opieką Sandersów. Nie pozwoliliby na żaden wywiad – wyjaśniłam, chociaż nie wierzyłam, że właśnie się przed nim tłumaczyłam. Znowu.

– Nie wykręcaj się, Harlet. Gdybyś chciała, to zdobyłabyś go – rzucił, wraz z tymi słowami sunąc wzrokiem po moim ciele, nawet się z tym nie kryjąc. – Po prostu się nie postarałaś.

– Słucham? – wyszeptałam zaskoczona, gdy tym razem posunął się o krok dalej. O cholerny krok dalej.

Opadł z powrotem na fotel, nie opuszczając ze mnie swojego parszywego wzroku.

– Nie obchodzi mnie co zrobisz i jak to zrobisz, ale na jutro rano chcę mieć gotowy calutki wywiad z dziewczyną. Rozumiemy się?

– Sandersowie...

– Nie powinni stanowić dla ciebie żadnego problemu – dokończył, przerywając mi. – Pokaż im, jak bardzo opłaca się współpraca z tobą.

Poczułam, jak moje ręce drżą, gdy o wiele mocniej zacisnęłam dłonie. Gdy stałam w miejscu, nie mogąc z tym nic zrobić.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz