Jay
Siedziałem niemal nieruchomo, już bez żadnego słowa wpatrując się w spokojną twarz dziewczyny. Zasnęła. Zupełnie bezbronna i wyczerpana przez to wszystko, czego była świadkiem dosłownie kilka minut temu. Gdy wsiadłem z nią do samochodu, nawet nie protestowała, kiedy ułożyłem ją w swoich ramionach, chcąc, by chociaż trochę poczuła się lepiej. Spokojniej i bezpieczniej.
Zacisnąłem zęby, odchylając głowę i przymykając oczy. Gdybym tylko wiedział, że nas śledziła, zareagowałbym. Nie pozwoliłbym jej wejść za nami do tego cholernego klubu.
Głupia. Dlaczego była tak głupia i cholernie uparta, w żaden sposób nie dając sobie przemówić do rozsądku? Lgnęła do problemów jak ćma do światła.
Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek, czując jej równomierne unoszącą się klatkę piersiową. Przesunąłem delikatnie palcem po jej skórze na ręce. Wydawała się lodowata. W dodatku jej całe spodnie były przemoczone alkoholem, który wsiąknął w nie, gdy upadła. Widziałem jej bladą twarz, jej nieobecne spojrzenie, jej przerażenie. I nie mogłem nic na to poradzić. Było już po fakcie. Widziała to, mimo że Carl próbował ją przed tym uchronić.
Widziała i nie przyjęła tego za dobrze.
Uniosłem wzrok, dostrzegając w lusterku spojrzenie brata.
– Zasnęła? – zapytał cicho, na co przytaknąłem głową. Wrócił wzrokiem na drogę. – Uspokoiłeś ją – zauważył.
Powstrzymałem się przed grymasem.
– A co miałem innego zrobić? Musieliśmy jak najszybciej stamtąd zniknąć, a widziałeś jej stan. Trudno byłoby ją zaciągnąć do auta – mruknąłem. – Powiedziałem tylko to, co potrzebowała usłyszeć.
Tym razem to on przytaknął, dalej prowadząc samochód. Zmarszczyłem nieznacznie brwi, gdy był cicho. Opuściłem spojrzenie na jego dłoń, którą mocno ściskał skórzaną kierownicę.
– Wszystko w porządku? – spytałem, szukając w lusterku jego oczu, ale tym razem nie spojrzał na mnie nawet na chwilę, gdy postanowił odpowiedzieć:
– Tak. – Przekrzywiłem głowę, nie odzywając się, a dając mu trochę czasu. Tyle, ile tylko potrzebował, by zrozumieć jak marne było to kłamstwo. Skrzywił się, pojmując to dość szybko. – No dobra, nie za bardzo – przyznał z trudem, wciąż patrząc przed siebie na drogę.
Zacisnąłem usta, z trudem powstrzymując przekleństwo, które się na nie cisnęło, bo nawet bez dalszych jego słów, wiedziałem, co go gryzie. I wiedziałem też, że dopilnuję, aby ten pieprzony Włoch za to wszystko zapłacił.
– Obwiniasz się – powiedziałem bez żadnych wątpliwości, a jego spięte ramiona dały mi tylko tego potwierdzenie.
– Ja… powiedziałem jej, by do niego poszła. Nie chciała tego. Zrobiła to wyłącznie przez moje słowa. Gdybym rozegrał to inaczej… Być może wtedy…
– Być może wtedy nadal by żyła? – dokończyłem za niego, gdy samemu tego nie zrobił. – Nic z tego, co się wydarzyło, nie jest twoją winą. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, Carl. To dzięki tobie Jocelyn wyszła z tego cało. Nie zapominaj o tym, bo gdyby nie twoja reakcja, to wszystko mogłoby się skończyć o wiele gorzej.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
ActionMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023