- § 17 -

1.1K 103 36
                                    

Jocelyn

Zamrugałam kilka razy, nie do końca pewna, czy aby dobrze zrozumiałam słowa, które wydostały się z ust Nathana. Domofon jednak wcale nie cichł, a wyraz twarzy Sandersa wcale nie wyglądał, jakby sobie ze mnie żartował.

Ktoś tu przyszedł. Po mnie.

W tej chwili nie wiedziałam, czy to czasem nie było dla mnie większym zaskoczeniem niż wiadomość, że Samuel wiedział o moim życiu zdecydowanie zbyt wiele.

Sam westchnął.

– Przedstawił się chociaż?

Patrzyłam na Nathana z wyczekiwaniem. Przymrużył oczy, jakby próbował sobie przypomnieć.

– Mówił, że nazywa się Paul? – powiedział, chyba nie do końca będąc tego pewnym. – Wspominał coś, że jest twoim kolegą z pracy – dodał, zwracając się tym razem do mnie. – Jest cholernie zawzięty.

Przymknęłam oczy, odchylając głowę. Przecież prosiłam go, by niepotrzebnie się nie narażał. Walenie w drzwi Sandersów aż prosiło się o kłopoty. Jeżeli wcześniej go nie znali, to teraz zapamiętali wyjątkowo dobrze.

Może, jeśli powiem im, że z nim pogadam, żeby stąd poszedł, to o nim zapomną?

– Dobra, wpuść go tutaj. Najlepiej będzie, jak wyjdziesz po niego razem z Carlem.

Decyzja Samuela sprawiła, że się spięłam. A zrobiłam to jeszcze bardziej, gdy Nathan skinął głową i zniknął nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Jeżeli Paul tu wejdzie, Sandersowie będą mogli zrobić wszystko.

Nogi same zaczęły mnie prowadzić w kierunku, w którym poszedł Nathan, jednak dłoń Samuela opadła delikatnie na moje ramię, zatrzymując mnie.

Nie ruszyłam się, gdy w tym geście było coś… uspokajającego.

Boże, przecież byłam dosłownie kłębkiem nerwów.

– Paul zaraz tu będzie. Nie musisz się o niego martwić – zapewnił, zapewne bez problemu domyślając się moich myśli.

Skinęłam sztywno głową, nie ruszając się jednak z miejsca.

Samuel przeszedł odrobinę do przodu, by zapewne widzieć moją twarz, i przysiadł na podłokietniku fotela, który był praktycznie obok. Robił to wszystko z taką swobodą, że aż mu tego trochę zazdrościłam.

Złączył ze sobą dłonie, delikatnie się uśmiechając.

– Dziękuję, że mnie wysłuchałaś – powiedział, wykorzystując chyba ostatnie sekundy, kiedy byliśmy jeszcze sami.

– Nie miałam innego wyboru – mruknęłam.

– Miałaś. W każdej chwili mogłaś stąd wyjść. Nie sądzę, byś o tym nie wiedziała.

Jego głowa wskazała na niczym niezagrodzone przejście. Nie było nawet drzwi, które mógłby zamknąć i mnie tu uwięzić.

Dlatego nic na to nie odpowiedziałam, bo kiedy otworzyłabym usta, musiałabym przyznać mu rację.

Sam zerknął na okno, a mój wzrok podążył tuż za nim, gdy usłyszałam podjeżdżający samochód. Kiedy Paul wysiadł, byłam pewna, że Samuel nawet stąd go rozpoznał.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz