Jocelyn
Mocne pociągnięcie za włosy wydawało się sprowadzić mnie do świata żywych. Zamrugałam kilka razy, od razu czując mocny, pulsujący ból, który zaczął rozchodzić się po całej głowie, docierając nawet do miejsca za oczami. Przymrużyłam je, gdy światło wydawało się być zbyt jaskrawe.
– Czy ona ci, kurwa, przypomina kobietę, którą mieliście do mnie przyprowadzić?!
– Powiedziała, że…
– Coglione!* – krzyknął mężczyzna tuż przy mnie, przez co się skrzywiłam, gdy zabrzęczało mi w uszach. – Nie umiecie nawet, kurwa, uprowadzić odpowiedniej osoby!
Puścił kosmyki moich włosów, jednak to sprawiło, że igiełki bólu przeszyły mnie stokroć bardziej, wywołując potworne mdłości.
Potrząsnęłam delikatnie głową, próbując się skupić. Ten dokuczliwy ból sprawił, że z trudem przesunęłam spojrzeniem po miejscu, w którym się znalazłam. Byłam w jakiejś hali. Właśnie to przywodziło mi na myśl to miejsce. Przestronna, z dużą ilością okien, wysoka na dobre metry, której dach był półokrągły. W środku nic nie było, a przynajmniej nie w części przede mną. Miejsce mogło służyć za swojego rodzaju magazyn, jednak teraz wydawało się zupełnie opuszczone. Jakby nikt tu nie zaglądał od dobrych… lat.
– Myśleliśmy, że to ona. Znajdziemy…
– Sparisci dalla mia vista!**
Nie miałam pojęcia, co powiedział Włoch, jednak lekko rozmazana sylwetka mężczyzny przede mną naprawdę szybko się cofnęła, prędko odchodząc, nie mówiąc nawet słowa więcej. To jednak wcale nie poprawiło mojego samopoczucia, gdy zdałam sobie sprawę z kim zostałam. Z cholernym Włochem z klubu, który teraz chodził wściekły po pomieszczeniu, jakby jego plany poszły bardzo nie po myśli.
To akurat mnie cieszyło.
Próbowałam wydobyć z pamięci, jak się tu dostałam, jednak miałam dosłownie czarną dziurę. Pamiętałam, jak wsiadałam do samochodu, jak odjeżdżaliśmy, a później zupełna pustka. Nie miałam pojęcia, co się stało. Możliwe, że ból głowy był tego jakimś wytłumaczeniem, chociaż nie wydawało mi się, by któryś z nich mnie uderzył. Musieli jakoś inaczej pozbawić mnie przytomności.
Przełknęłam z trudem ślinę. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam, czy wciąż byłam w tym samym mieście. Nawet, czy to nadal był ten sam Stan. Nie kojarzyłam tej hali. Ani trochę nie kojarzyłam. Mogłam być… wszędzie.
Ziarenko strachu wydawało się właśnie wykiełkować, gdy powoli zaczęła docierać do mnie powaga sytuacji, tego co zrobiłam. Jednocześnie jednak wiedziałam, że gdyby sytuacja się powtórzyła, zrobiłabym to samo. Pomogłabym Sandersom jeszcze raz, bo kiedy tylko usłyszałam strzały, miałam wrażenie, że moje serce stanęło. Kiedy usłyszałam pełen bólu krzyk Nathana, czułam się tak, jakbym to ja została trafiona.
Nie mogłam stać bezczynnie. Nie mogłam tam stać tuż za Jayem i przyglądać się temu dalej. Nie mogłam znów się schować. Skryć się za zasłoną, by później… By później zobaczyć, że już jest za późno.
Nie mogłam już pomóc własnej siostrze, ale mogłam pomóc… jemu. Nath miał braci, którzy zrobiliby dla niego wszystko. Miał braci, dla których był całym światem. I chociaż ja sama nie miałam okazji poznać go za dobrze, wiedziałam, że traktuje ich tak samo.
Miał dla kogo żyć.
Zamrugałam, odganiając łzy. Skupiłam wzrok na swoich rękach. Dopiero teraz zorientowałam się, że te, wraz z nogami, były mocno przywiązane do krzesła. Szarpnęłam nimi, ale nie wydawały się nawet drgnąć. Krzesło też było nieruchome, przymocowane solidnie do jakiegoś słupa za mną.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
AcciónMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023