- § 22 -

1.4K 93 91
                                    

Jay

Udało mi się przespać cztery godziny. Wystarczająco, bym razem z Carlem mógł zacząć działać dalej. Szczególnie, kiedy Jocelyn ze swojej dobroci serca postanowiła tym razem nie opierać się i pozostać u nas. W dodatku teraz spała, odpoczywając. Niestety wraz z nią pozostał również Paul. Wziął nawet urlop. Nie sądziłem, by coś miało mu grozić, ale Jocelyn dzięki temu wydawała czuć się... spokojniej.

Przesunąłem spojrzeniem po budynku, w którym już dawno nie postawiłem swojej nogi. Nawet Carl wydawał się bywać tu częściej niż ja. Nie lubiłem tego miejsca i raczej nie był to fakt, który bym szczególnie ukrywał. Na szczęście było niewiele sytuacji, które zmuszały mnie do przyjeżdżania tu. To należało już do obowiązków Dave'a i Samuela.

I Austina. Każda jednostka miała swojego zarządcę. Ta była naszą główną i to Austin zajmował się jej prawidłowym funkcjonowaniem, będąc też naszym pośrednikiem. Wystarczyło, że dawałem mu znać, a naprawdę szybko potrafił ogarnąć to, o co go poprosiłem. Nie musiałem być na miejscu.

Teraz również nie musiałem. Byłem pewien, że Carl doskonale poradziłby sobie bez mojej obecności, ale to było coś, czego nie mogłem mu zostawić. Powinienem przy tym być. Zająć się tym.

Dlatego teraz z niezbyt pogodną miną pchnąłem drzwi, wchodząc do środka. Rozmowy w jednej chwili całkowicie ucichły, jakby każdy był doskonale świadomy tego, że to właśnie my przyjechaliśmy. Nie lubiłem zwracać na siebie uwagi, ale Carl raczej już nie miał z tym problemu. Wyglądał na wyjątkowo ucieszonego tym, jak reagowali na jego obecność.

Ruszyłem powoli z bratem do schodów, bo to ponoć na piętrze miał na nas czekać Austin i Kevin wraz z naszym złapanym kolegą. Żywym kolegą. Kevin chwilę wcześniej potwierdził nam, że kapsułka, którą Carl wyciągnął z zęba mężczyzny zawierała cholerny cyjanek. Niewiele brakowało, a facet zabrałby wszystko, co wiedział, wraz ze sobą do grobu.

Przesunąłem spojrzeniem po ścianach, które zdecydowanie potrzebowały już lekkiego odświeżenia. Budynek nie był szczególnie stary, ale nie był też najnowszy. Potrzebował remontu i było to widać praktycznie na każdym kroku. Brudne ściany, zarysowania, pęknięcia, stare drzwi i podłogi. Oświetlenie również wyglądało, jakby przeżyło już swoje.

Wzrok Carla przesuwał się po mijanych elementach, zupełnie, jakby myślał o tym samym. W końcu decyzja o ewentualnym remoncie należała między innymi od niego. To on zajmował się wszelkimi finansami. Również tymi, które wynikały z naszej niezbyt legalnej działalności. Najzabawniejszy był jednak fakt, że ten idiota naprawdę miał do tego głowę. Był cholernie dobrym księgowym.

W każdym razie to on zarządzał pieniędzmi. Musiał jakąś część przeznaczyć na odnowę budynku, inaczej ten zacznie się sypać i stracimy o wiele więcej.

Jeden ze stopni zaskrzypiał przeciągle pod jego ciężarem.

Tak, zdecydowanie to miejsce wymagało odświeżenia. Wiedziałem, że Carl i tak włożył w ten budynek sporo kasy. Nie mieliśmy innego wyboru, gdy tutaj, jak i w kilku innych najcenniejszych jednostkach wybuchły podłożone ładunki. Handlarz świetnie się bawił, a my straciliśmy dobrych kilka dni, by od nowa wszystko ruszyć i jakimś sposobem nadrobić straty. Przynajmniej przez to mogliśmy namierzyć zdrajców i odpowiednio się nimi zająć.

Kiedy dotarliśmy na górę, mój wzrok od razu opadł na znajomą sylwetkę. Carl wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Austin, przyjacielu, nie sądziłem, że będziesz tu na nas czekał.

Czekoladowe tęczówki ze znudzeniem opadły na twarz Carla.

- Czekam tu tylko dlatego, bo jestem pewien, że już zapomniałeś, pod które drzwi miałeś iść.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz