Jocelyn
– Nogi. Nie zapominaj o nich. Jeżeli nie będziesz potrafiła utrzymać prawidłowej pozycji ciała, nauka całej reszty jest bezsensowna. Jeszcze raz.
Westchnęłam, ale posłuchałam go, ponownie podążając za wszystkimi jego wskazówkami, chociaż już wielokrotnie miałam ochotę mu pokazać, że moja pięść idealnie go trafi nawet bez ćwiczenia tego.
Jay zdecydowanie zbyt bardzo wziął sobie sugestię Eve do serca o nauce samoobrony. Jak sam stwierdził, znajomość przynajmniej podstaw jest niezbędna. Czułam się jednak, jakby uczył mnie cholernej sztuki walki a nie kilku ruchów.
Byłam wykończona, a przecież niedawno co zaczęliśmy.
– To nie ma sensu. Nie nadaję się do tego – mruknęłam, mając wrażenie, że jeszcze trochę, a odpadną mi nogi.
Moja kondycja nie istniała. A przynajmniej nie ta dobra. Naprawdę szeroki uśmiech Carla, który siedział z boku i wszystkiemu się przyglądał tak samo jak Eve, w niczym mi nie pomagał. Chciałabym przynajmniej w połowie tak dobrze się przy tym bawić co on.
– Nadajesz się. Trochę ćwiczeń i wejdzie ci to w krew. – Jay podniósł butelkę wody, odkręcając ją i podając mi, jakby dostrzegł, że właśnie sama miałam po nią podejść.
Podziękowałam, od razu biorąc kilka dużych łyków.
Byliśmy właśnie w piwnicy, która, jak się okazało, była dość bogato urządzona, a przynajmniej to pomieszczenie. Mieli tu sporą siłownie, zdecydowanie zawierającą coś dla każdego z nich. Nic dziwnego, że trzymali formę. Ja natomiast nawet się nie przyznawałam, że nie wiem do czego służy część znajdujących się tu sprzętów. Nie pytali, a ja nie poruszałam tego tematu.
Sport nie był po prostu moją działką i to się raczej nie zmieni.
Nie ubolewałam zbytnio nad tym. A przynajmniej nie robiłam tego, dopóki Jay się na mnie nie uwziął. W tej chwili marzyłam o wzięciu prysznica. Rozgrzewka, którą mi wcześniej zagwarantował też nie była łatwa. Podczas gdy ja dyszałam, on wyglądał, jakby co najwyżej kiwnął palcem.
Byłam trochę o to zazdrosna. Ale tylko trochę.
– Nie wystarczy mi jakiś… no nie wiem, paralizator? – spytałam, obawiając się, że kiedy tylko odłożę plastikową butelkę, znowu powrócimy do trenowania tego samego.
– Możesz nie mieć czasu, by nawet po niego sięgnąć. Musisz działać szybko i pewnie.
Skrzywiłam się, bo to brzmiało jeszcze gorzej. Dlaczego ja w ogóle się na to zgodziłam? Następnym razem muszę pomyśleć kilka razy, nim zdecyduję się odpowiedzieć „tak”. Szczególnie jemu.
Carl nie powstrzymywał się od radosnego śmiechu, przez cały czas obserwując naszą dwójkę.
– To chyba niezbyt ją zmotywowało, braciszku.
I w tym miał rację. Miałam ochotę poddać się już teraz. Powstrzymywało mnie tylko to, że i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Paul był obecnie w pracy, więc tylko to mi zostawało.
Sandersowie wciąż czekali, aż nadejdzie ten dobry moment, by ze skutecznością uderzyć na Włocha. Nie zagłębiałam się w to. Nie czułam się właściwie nawet do tego upoważniona, chociaż moja wyćwiczona dusza dziennikarki aż błagała, by podpytać ich bardziej. W każdym razie przez ich czekanie, ja też musiałam czekać. Tutaj, w ich domu, spędzając w nim kolejne dni.
Nie było tu źle. Było całkiem… dobrze. Traktowałam właściwie pobyt tutaj jak niewielkie wakacje, okazję do odpoczynku. Oczyszczenia myśli.
A oprócz tego… wydawało mi się, że zrobiłam więcej niż jeden ważny krok. Możliwe, że to było jedynie wrażenie i tak naprawdę wciąż stałam w miejscu, jednak nie czułam, jakby rozmowa z Samuela była czymś, czego nie powinnam robić. Nie żałowałam tego. Nawet czułam się… lżej. On… on nie patrzył na mnie, jakbym wszystko, co mówiła, było tylko wytworem mojej wyobraźni. Dziecięcych oczu, które zobaczyły coś innego, bo tak było łatwiej znieść prawdę. On mi wierzył. Że Shana nie była w tamtym pokoju sama. Tak samo wierzył mi Jay. Obaj mi wierzyli.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
ActionMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023