- § 34 -

1.4K 104 107
                                    

Jay

Ściskałem sztuczce, z trudem przełykając kolejny kawałek mięsa, gdy atmosfera przy stole była wyczuwalnie napięta. Niestety doskonale wiedziałem przez kogo.

Spoglądnąłem na Dave'a, siedzącego u szczytu stołu, naprzeciwko naszego ojca, który zajmował drugi koniec. Postawa mojego brata mówiła wiele. Był wściekły. Tak bardzo, że wydawał się z trudem wytrzymywać przy tym stole. May również nie wydawała się być w najlepszym nastroju. Tylko ona z kolei była chyba... przygnębiona i mocno zamyślona. A to wszystko po ich rozmowie z Danem. Cokolwiek powiedział, nie spodobało się to Dave'owi. Najpewniej był tu jeszcze tylko przez wzgląd na mamę.

Wyglądało na to, że zostaniemy tu o wiele krócej niż przypuszczałem. W tej chwili nawet mi było niezręcznie.

Sięgnąłem po szklankę wody, chcąc choć trochę nawilżyć gardło.

Zerknąłem na Jocelyn, która siedziała między mną a Carlem. Ona też nie czuła się tu ani trochę komfortowo, najpewniej mając ochotę stąd wyjść i nie wracać do tego miejsca nigdy więcej. A na pewno nie w pobliże człowieka, do którego wiedziałem, że czuje czystą nienawiść.

Dan jednak z nas wszystkich wydawał się najbardziej spokojny i rozluźniony. Jakby ani trochę nie przejmował się tym, że ta niezbyt przyjemna atmosfera jest właśnie przez niego. Nawet nasza matka siedziała cicho, najpewniej nie wiedząc, jak mogłaby uratować ten rodzinny obiad.

Mimo to, gdy ta cisza się przedłużała, to ona postanowiła ją przerwać.

- Jocelyn, jesteś dziennikarką, prawda?

Wyprostowałem się, słysząc jej pytanie. Niefortunnie jedno z najgorszych, jakie mogła zadać przy tym stole. Dostrzegłem, jak wzrok Samuela unosi się, jakby pomyślał dokładnie o tym samym.

Jocelyn natomiast spojrzała na moją matkę, delikatnie się uśmiechając.

- Tak - odpowiedziała krótko.

To jednak wystarczyło, by mama zaczęła kontynuować ten temat, zapewne mając nadzieję, że to chociaż trochę poprawi tę ponurą atmosferę.

- Twoje nazwisko od razu wpadło mi w ucho! Pamiętam dziennikarkę, która również nazywała się Harlet. Wspaniała kobieta. Kiedy dowiedziałam się o jej samobójstwie...

- Nie popełniła samobójstwa. - Usłyszałem spokojny głos Jocelyn szybciej niż sam zdążyłem się odezwać, by uciszyć własną matkę przed kolejnymi słowami. Jednak było już za późno. - Została zamordowana. Kobieta, o której mówisz, to moja siostra.

Zaskoczenie wymalowane na twarzy mamy było autentyczne. Wciągnęła do płuc więcej powietrza, rozszerzając oczy, kiedy naprawdę musiała nie mieć pojęcia, że są ze sobą spokrewnione. To samo nazwisko musiała potraktować jako zwykły zbieg okoliczności.

- Tak mi przykro - wydusiła wyraźnie zakłopotana. - Nie wiedziałam. Czy... czy złapano sprawcę?

Moje mięśnie napięły się o stokroć bardziej, kiedy to nie Jocelyn odpowiedziała.

- Nie. - Dan odłożył kieliszek białego wina na stół tuż obok swojego talerza. - Bo to ja ją zabiłem.

Miałem wrażenie, że słowa, które wypowiedział, dotarły do mnie ze znacznym opóźnieniem, kiedy nie przewidziałem takiego obrotu spraw. Tego, że postanowi przyznać się do zabójstwa Shany przy tym cholernym stole. Tuż przed Jocelyn, wypowiadając te słowa tak, jakby niewiele dla niego znaczyły.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz