Jay
Stukałem palcami o kierownicę, czekając, aż kobieta zdecyduje się w końcu wyjechać z zajmowanego miejsca parkingowego. Ruszyła, a później stanęła w połowie, nie wiadomo na co czekając. Po kilku dłużących się chwilach byłem bliski wyjścia do niej i osobistego przeparkowania jej samochodu.
Czekałem, nie mając innego wyboru. W okolicy nie było żadnego wolnego miejsca, a nawet jeśli się jakieś właśnie zwolniło, nie było tak blisko budynku, który mnie interesował, jak to. To stąd miałem idealny widok na mieszkanie Jocelyn. A właściwie na jej szczelnie zasłonięte okna. Connor nie żartował. Mimo to stąd mogłem też obserwować wejście na klatkę schodową.
– Co ona tam, kurwa, robi – mruknąłem pod nosem, widząc kątem oka rozbawienie na twarzy Carla. Powoli traciłem cierpliwość.
– Daj mi chwilkę. – Wyszedł, a ja zmarszczyłem brwi, widząc, jak podbiega do białej toyoty kobiety i stuka w szybę od jej strony. Gdy błysnął uśmiechem miałem ochotę przewrócić oczami.
Oparłem głowę o rękę, patrząc, jak szyba się opuściła, a jego usta zaczęły poruszać, od razu nawiązując z kobietą kontakt. Widziałem, jak ta spogląda w moją stronę, by zaraz powrócić do niego. Wystarczyło kilka kolejnych słów, by uśmiechnęła się do niego, skinęła głową i w końcu odjechała.
Carl odwrócił głowę w moim kierunku, wyraźnie usatysfakcjonowany puszczając mi oczko. Pokręciłem głową, szybko parkując na zwolnionym miejscu nim zrobiłby to ktoś inny. Carl okrążył samochód, wracając na swoje wcześniejsze miejsce, ja za to wyłączyłem silnik i pierwsze co zrobiłem tuż po tym, to wreszcie uważnie się rozglądnąłem.
Nasi ludzie zajmowali swoje miejsca. Dokładnie te, które im wskazałem. Przynajmniej tak było z tą garstką, którą akurat mogłem stąd dostrzec.
Wzrok Carla podążył tuż za moim.
– Widzisz, mówiłem, że mają wszystko na oku…
– Nawet się nie zorientowali, że tu przyjechaliśmy – zauważyłem poważnie.
Naprawdę nie wymagałem od nich wiele. Mieli tylko być czujni na to, czy nikt podejrzany nie kręci się w okolicy. Tylko tyle i aż tyle. Za kasę, którą od nas za to dostają, powinni się trochę bardziej postarać.
Albo ktoś powinien im przypomnieć, że nie są tu dla zabawy.
Carl rozsiadł się wygodniej, wydając się czymś szczerze rozbawiony. Nie musiałem długo czekać, by otrzymać odpowiedź czym takim.
– Naprawdę się o nią martwisz. – Zerknął na mnie, jakby liczył, że mu coś na to odpowiem. Gdy tego jednak nie zrobiłem, kontynuował, wcale nie zamierzając porzucić tematu. – Lubię ją, wiesz?
– To wspaniała informacja – mruknąłem, nie odwracając wzroku od wejścia do budynku, w którym mieszkała, jakby jedna chwila mojej nieuwagi mogła przesądzić wszystko.
– Macie strasznie podobny charakter. Nieraz miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z tobą w wersji żeńskiej. To trochę przerażające – stwierdził, śmiejąc się cicho.
Na pewno nie mieliśmy podobnego. Jocelyn była inna. Pod każdym możliwym względem, a przecież znałem tylko jej ułamek. Tę jej upartą, cholernie nieodpowiedzialną, zawziętą część, doprowadzającą mnie do szału na kilkanaście różnych sposobów.
CZYTASZ
Sandersowie | TOM 3
ActionMówiła dla państwa Jocelyn Harlet. Copyright © by Asteria396, 2022/2023