- § 8 -

1.2K 99 55
                                    

– Nie trzyj oczu i nie dotykaj twarzy. – Polecenia Samuela rozbrzmiało przez telefon akurat w tej samej chwili, w której odruchowo uniosłem ręce, by właśnie to zrobić.

Kurwa mać.

– Łatwo ci mówić – warknąłem, zanosząc się przez to kaszlem. Odchyliłem głowę, czując cholerne pieczenie na twarzy, w gardle i w pieprzonych oczach. – Zabiję ją – wychrypiałem, zupełnie nic nie widząc przez łzy.

Usłyszałem ochrypły śmiech brata, a zaraz plusk wody, gdy prawdopodobnie podążał za wskazówkami Sama. Starałem się otworzyć oczy, mrugając przy tym nieskończoną liczbę razy. Carl wycisnął biały materiał i podszedł z nim do mnie.

– Mówiłem, że będzie fajnie – rzucił z rozbawieniem. Zbierałem się już na kąśliwą uwagę, ale nim zdążyłem ją wypowiedzieć, na moją twarz niespodziewanie opadł zimny, wilgotny ręcznik. – Oszczędzaj struny głosowe.

Zacisnąłem zęby, starając się wygodnie oprzeć głowę, gdy Carl porządnie przemywał moją twarz z tego pieprzonego gazu pieprzowego. Z trudem powstrzymywałem się, by nie wyrwać mu tego ręcznika i samemu się tym nie zająć.

Dźwięk otwieranych drzwi od razu zwrócił moją uwagę. Kiedy chwilę później usłyszałem prychnięcie i zaraz powstrzymywany śmiech, nie musiałem nawet patrzeć, kto wszedł do środka. Mijały sekundy a ten nadal wydawał się nie umieć uspokoić.

Ściągnąłem ten jebany ręczniczek z twarzy i rzuciłem nim prosto w Austina.

– Przepraszam – powiedział szybko, zaciskając usta, ale niewiele mu to dało.

Wstałem, próbując cokolwiek dostrzec przez wciąż cholernie piekące i łzawiące oczy. Przekleństwa same cisnęły mi się na usta. Podszedłem do miski, nabierając na dłonie wody, by kilka razy przemyć tak twarz, a przede wszystkim oczy.

Dawałem jej wcześniej szansę, nawet kilka. Teraz nie miałem już takiego zamiaru.

– Kurwa, zwariuję zaraz – rzuciłem, przyciskając palce do grzbietu nosa, gdy ta woda gówno dawała.

– Przyjedź do domu – odparł Sam o wiele spokojniejszym tonem w porównaniu z moim. – Będę w nim za góra dwadzieścia minut. Mam tam coś, co powinno zneutralizować skutki gazu. W między czasie przemyj jeszcze twarz mlekiem lub użyj jakiegoś jogurtu naturalnego, jeżeli go znajdziecie tam. Zmniejszy uczucie pieczenia. I mrugaj, Jay – dodał. – To też pomoże.

Chwyciłem nowy ręcznik, przykładając go do twarzy i zostając tak przez dłuższą chwilę. Odchyliłem głowę, próbując otworzyć oczy, co przyszło mi z trudem. Ja pierdolę, zachciało się Carlowi zabaw. Nie sądziłem, że będzie mieć przy sobie gaz pieprzowy. Cholera, nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że odważyłaby się na coś takiego.

A sam przecież, kurwa, mówiłem, by nie lekceważyć wroga, nie ważne kim on jest.

Spróbowałem skupić wzrok na Austinie, ledwo go widząc. Świetnie, musiałem przełożyć wszystkie zaplanowane na dzisiaj rzeczy. Prędzej wydłubię sobie oczy niż przeczytam coś w tym stanie.

– Złapali ją? – spytałem go, starając się zignorować drapanie w gardle.

– Coś ty – zaśmiał się. – Po drodze powaliła jeszcze trzech ochroniarzy, jednego spławiła, a dwoma pozostałymi zajął się jej towarzysz. – Zacisnąłem zęby, by znowu nie przekląć. – Chyba masz ochronę do wymiany, Carl – rzucił do niego rozbawiony, na co ten wyraźnie się skrzywił.

– Wybrałem najlepszych ludzi do tego – mruknął. – W końcu mamy tu dragi i klientów, których głos zdecydowanie ma znaczenie – przyznał, zaraz wzdychając. – Do tej pory miały tu wstęp wyłącznie osoby, za które ręczyłem lub które wy zaprosiliście, ale chyba pora wprowadzić dla bezpieczeństwa kontrolę osobistą przed wejściem.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz