- § 20 -

1.2K 97 55
                                    

Jocelyn

Nie potrafiłam siedzieć spokojnie. Nie potrafiłam nawet siedzieć z zamkniętymi oczami, bo obrazy, które wtedy widziałam, były zbyt szczegółowe. Moje nogi podskakiwały, poruszając złączonymi dłońmi, na które nie miałam odwagi spojrzeć, dlatego tkwiłam tak ze wzrokiem wbitym prosto w biały sufit.

Próbowałam wyrzucić z głowy wszelkie myśli, ale te wydawały się wtedy wracać ze zdwojoną siłą, powtarzając coś, co doskonale wiedziałam. Mimo to i tak musiałam w końcu to sprawdzić. Przekonać się, czy na pewno.

Wypuściłam z ust zebrane powietrze, powoli opuszczając wzrok, aż dotarłam do swoich dłoni. Czerwień ozdabiała większość ich wewnętrznej części. Szczególnie prawą dłoń. To ona dotykała głównie Connora. Jego rany.

Była cała we krwi. Jej wewnętrzna część, palce, paznokcie…

Odwróciłam głowę, czując pojawiające się mdłości. Zamrugałam kilka razy, gdy w moich oczach stanęły łzy.

Znowu nie mogłam na nią patrzeć. Nie potrafiłam.

Jeżeli Mason się o tym dowie…

Drgnęłam, gdy niespodziewanie poczułam na ramieniu delikatny dotyk Samuela, jednak bardziej niż to zaskoczyła mnie jego chłodnawa dłoń, która bez ostrzeżenia przylgnęła do mojego karku.

Spięłam się, ale tylko na krótką chwilę, wcale nie odsuwając się od jego dotyku, gdy ten przeniósł dziwną ulgę.

– Spokojne oddechy – powiedział cicho, a jego dłoń nieznacznie ścisnęła mój kark. Podążyłam za jego słowami, próbując skupić się na oddechach. – Ten lęk da się pokonać, Jocelyn. Musisz tylko dać sobie więcej czasu, ale przede wszystkim musisz poradzić sobie z głównym problemem.

– Nie prosiłam o radę – odparłam, a te słowa nawet w moich uszach zabrzmiały oschle, chociaż wcale nie chciałam, by wybrzmiały aż tak wrogo.

Samuel jednak nie wydawał się wziąć tego do siebie. Zaśmiał się swobodnie, przenosząc swoją dłoń na moje łopatki.

– Wybacz, mam to do siebie, że nie potrafię ignorować takich spraw, zwłaszcza, jeżeli dotyczą kogoś bliskiego. Gdy tylko mogę, staram się pomóc.

Pokręciłam głową. Mafia i pomoc? Z trudem powstrzymałam prychnięcie. To przecież nie mogło się łączyć. A szczególnie z nim i Dave’em. Nie, jeżeli nie mieli w tym jakiegoś interesu.

– W każdym razie nie ignoruj tego, co się dzieje. To nie zniknie samo. Jeżeli to nie ze mną chcesz o tym rozmawiać, rozumiem to. Jestem pewien, że znajdziesz specjalistę, terapeutę, któremu zaufasz i który cię wysłucha i pomoże. Musisz tylko na to pozwolić. Pierwszy krok jest tym najtrudniejszym, Jocelyn, ale kiedy już go zrobisz, później będzie tylko łatwiej.

Zacisnęłam dłonie, czując jak moje długie paznokcie delikatnie wbijają się w skórę.

Terapeuta, któremu zaufam? I co dalej? Miałam mu wszystko opowiedzieć, by na końcu usłyszeć to samo, co słyszałam od lat? Bo nikt mi nie wierzył. Wszyscy wierzyli w to, co zgodnie przekazywały media. W to, co mówiły władze.

Wszyscy, włącznie z moimi rodzicami.

Uniosłam głowę, słysząc kroki. Wiedziałam, do kogo należą, nim jeszcze moim oczom ukazała się sylwetka Jaya. W jego dłoni od razu dostrzegłam to, po co poszedł. Zmarszczyłam jednak brwi, gdy jego palce wydawały się wyjątkowo mocno wbijać w fioletową gąbkę.

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz