- § 4 -

1.5K 99 86
                                    

Poruszyłem dłonią, obserwując jak złocisty trunek odbija się od ścianek szklanki. Kostki lodu zabrzęczały u jej dołu. Wziąłem w końcu jego łyk, przymykając oczy, gdy alkohol przemknął po moim gardle, pozostawiając po sobie znajome uczucie.

Opuściłem rękę, opierając ją o nogę.

– Myślisz, że posłucha ostrzeżenia? – Pytanie brata dotarło do mnie z drugiego końca pokoju, gdzie zajmował jeden z fotelów. – Starałem się dość skutecznie ją nastraszyć – przyznał, a w jego głosie wyczułem nutkę rozbawienia.

Przekrzywiłem głowę, zerkając na niego. Opadłem spojrzeniem na jego nogi, które swobodnie spoczywały na moim stoliku.

– Bardziej wystraszyła się Austina niż ciebie – mruknąłem, widząc, jak na jego twarzy pojawia się grymas.

– Bo od początku był na lepszej pozycji z tym – zarzucił niepocieszony. – Poza tym nie znała go. Miał przewagę.

To prawda, w dodatku zrobił wszystko, o co go prosiliśmy, a dzięki temu o wiele bardziej odczuła powagę sytuacji. Tylko że ona nadal próbowała grać nieugiętą.

A dla własnego dobra nie powinna.

Westchnąłem, obracając się na krześle w stronę Carla i odkładając na biurko jeszcze zapełnioną szklankę. Jego pytanie wcale nie opuściło moich myśli, bo sam zadawałem sobie je, odkąd tylko opuściliśmy jej mieszkanie. I obawiałem się, że znałem już odpowiedź. Znałem ją już w tej sekundzie, kiedy spojrzałem w jej ciemnobrązowe oczy.

– Nie posłucha go – przyznałem, nie mając co do tego wątpliwości. Carl od razu zatrzymał na mnie zaciekawione spojrzenie, a mój kącik ust delikatnie drgnął ku górze. – Chyba ją bardziej nakręciliśmy.

Prychnął, kręcąc głową.

– Dziennikarka z powołania. Nie mogliśmy trafić lepiej. – Zsunął nogi na podłogę, zakładając jedną na drugą. – Więc co teraz? Miałem nadzieję, że tyle wystarczy i nie będziemy musieli posuwać się dalej.

– Też miałem taką nadzieję – westchnąłem. – Ale jeżeli faktycznie nie odpuści…

– …to będziemy musieli jej pokazać, że wcale nie żartowaliśmy – dokończył, uśmiechając się lekko. Założył ręce za głowę, patrząc na sufit. – Jak daleko chcesz z tym zajść?

– Tak daleko, jak będzie to konieczne. – Spojrzałem na monitor i na jej profil, który odszukałem na Facebooku. Dość mocno się udzielała. Tutaj, ale i na innych mediach społecznościowych również. – W końcu się złamie i podda.

– A jeśli tego nie zrobi? – spytał, patrząc na mnie spod przymrużonych oczu.

– Wtedy Austin zakończy to raz na zawsze – odparłem poważnie.

Bo jeżeli Jocelyn Harlet nie dostosuje się do naszych zasad, nie będzie innego wyboru. Dobro i bezpieczeństwo rodziny było dla mnie najważniejsze, a ona temu zagrażała.

– Rzeczowy jak zawsze – stwierdził rozbawiony, podnosząc się z fotela. – Oby więc nasza Jocelyn dokonała dobrych wyborów i nie dotarła do ostatniego etapu przygody. Byłoby to dość smutne zakończenie naszej znajomości. – Przeciągnął się, podchodząc do mojego biurka. Sięgnął po szklankę, z której jeszcze chwilę temu piłem i sam wziął z niej dużego łyka, krzywiąc się zaraz. – Co za ohydztwo.

Pokręciłem zrezygnowany głową, zabierając od niego trunek.

– Za każdym razem, kiedy postanawiasz posmakować tego, co jest w mojej szklance, nie podoba ci się to, co w niej zastajesz, więc jakim cudem nadal nie przestałeś tego robić?

Sandersowie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz