;rozdział piąty;

307 33 3
                                    

Pozwoliłem się sprowadzić na dół i ku mojemu szczęściu, mężczyzna odsunął się jeszcze bardziej, dając mi miejsce. Niższe piętro było o wiele większe, a korytarze, które rozchodziły się od głównego salonu, sprawiały wrażenie naprawdę rozległych.

Skupiłem jednak swoje spojrzenie na mężczyźnie o czerwonych oczach, bojąc się, iż wciąż w każdej chwili może mnie zaatakować.

-Mam na imię Seonghwa i miło jest mi cię w końcu poznać. Naprawdę wiele o tobie słyszałem - Przedstawił się znów czarnowłosy, a jego ciemne loki sięgały do bladych kości policzkowych. Oczy miał skupione na mnie, jednak w sposób naturalny i uprzejmy... zaskakująco, gdyż dotąd tę czerwień widziałem jedynie... nieludzką. Postanowiłem mu jednak nie ufać w stu procentach.

-Wiele? - Zmarszczyłem brwi, naprawdę chcąc uciec od tego dziwne potwora. Bo co jeśli znowu mnie ugryzie?

-Tak, Yeosang lubi o tobie opowiadać - Uśmiechnął się mężczyzna, spoglądając nieco wyżej na blondwłosego chłopaka i ja powiodłem spojrzeniem wraz za nim, łapiąc to, jak zaskoczony wydaje się mój przyjaciel.

-O mnie? - Byłem zupełnie zbity z tropu, nie potrafiąc pojąć, co właśnie się dzieje.

-Oh... Seonghwa jest tak jakby... moim ojcem - Moje oczy otworzyły się szeroko na słowa Yeosanga i chyba byłem zbyt zmęczony, by zrozumieć... cokolwiek.

-Tak jakby? Kurwa o co chodzi? - Błagałem, czując rosnący ból głowy, który doprowadzał mnie do coraz większego szaleństwa.

-Nie martw się, wkrótce wszystko ci wyjaśnię... choć może być to trudne do zrozumienia w pierwszej chwili. Będziesz musiał rozjaśnić swój umysł. Jednakże wpierw chodźmy do kuchni, przygotowałem ci posiłek, który pomoże twoim komórką się odbudować - Mruknął Seonghwa, ruszając jednym z korytarzy, a ja z dezorientacją spojrzałem na Yeosanga, nie dowierzając w to, co właśnie doświadczałem.

-Rozjaśnić umysł? Z którego stulecia typ się urwał? - Prychnąłem zażenowany, nie widząc jednak rozbawienia na ustach drugiego. Nie było to dziwne, gdyż ciężko było go kiedykolwiek rozbawić, jednakże teraz powaga niemal zabijała jego twarz.

-Z piątego wieku. Dokładniej z dnia upadku Cesarstwa Rzymskiego. Notabene ma bardzo dobry słuch - Moje oczy otworzyły się szeroko i liczyłem, naprawdę liczyłem, że w końcu się zaśmieje, jednak kiedy ruszył dalej, porzuciłem nadzieję.

Milczałem, przyglądając się białym, czystym ścianom i drewnianej podłodze. Korytarz był długi, ale smukły, lecz nie mieliśmy problemu z przejściem, nawet we dwójkę. Seonghwa szedł kilka kroków przed nami, jego ciało było wysokie i szczupłe, a garnitur perfekcyjnie podkreślał równe kształty. Wydawał się niemal modelem, podążając sztywno wokół wysokiej klasy obrazów... nowoczesnych, jak mogłem sądzić po dość abstrakcyjnie prostych kształtach.

Aż weszliśmy do kuchni. Przestronne pomieszczenie o czarnych ścianach i węglowych ozdobach oraz długim stole, który ciągnął się wzdłuż niemal całego, ogromnego pomieszczenia, które dzieliło się na dwie części, choć fizycznie nie miało wyznaczonych granic. Kuchnia bowiem oddzielała jadalnię czarnomarmurowym blatem stolika barowego, który błyszczał czystością. Po dokładnie przeciwnej stronie od wejścia cała ściana została pokryta szkłem, ukazując widok ogromnego ogromnego zwieńczonego ośnieżonym lasem.

Powróciłem do dębowego stołu, zauważając, że jeden jego koniec, najbliższy kuchence, zastawiony był suto przez liczne posiłki o aromatycznym, unoszącym się ciepło zapachu, na którego poczucie mój żołądek skręcił się boleśnie.

-Częstuj się - Usłyszałem głos Seonghwy, który zasiadł po drugiej stronie stołu, a jego ciało było sztywne i wyprostowane. Zmarszczyłem lekko brwi, jednak nie mogłem powstrzymać głodu, niemal rzucając się na kawałki tostów i od razu poznałem ich smak... smak pasujący do składników Yeosanga. 

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz