;rozdział jedenasty;

251 35 8
                                    

Poczułem się jak wyrwany ze snu, z sercem głośno dudniący w mojej piersi i przerażeniem, wraz z wieloma innymi uczuciami pulsującymi wciąż aktywnie po moim ciele. Wyczerpanie dopadło mnie nagle, i niemal upadłem, wciąż dziwnie ślepy na świat, gdyby nie lodowata dłoń, która i tak wydawała się cieplejsza, niżeli zimno mojego ciała, które powoli rozchodziło się i zanikało w niemal nienaturalny sposób.

Aż ostatecznie czułem się na tyle żywym, aby pokusić się o otworzenie oczu i unosząc powieki, jako pierwsze dostrzegłem zamglone, czerwone oczy, nim te odwróciły się nieco, a Seonghwa odsunął się o krok ode mnie, wciąż bacznie obserwując, czy nie przewrócę się, utraciwszy bliskość jego ciała. I choć zachwiałem się, chłód opuścił mnie wystarczająco, abym stał już o własnych siłach.

I zmusiłem się, aby unieść spojrzenie zaraz za Seonghwą, ku framudze drzwi, nim zamarłem w przerażeniu. Moje oczy otworzyły się szeroko na widok młodego mężczyzny o jasnej, blond skroni i zamkniętych oczach przy niemal platynowej cerze, który tworzył pod swym nieruchomym, acz również i niesamowicie wysokim ciele kałużę szkarłatnej krwi. Chłopak był zapewne w moim wieku, bądź nieco starszy... o ile jego lata liczyły się prawidłowo, a jego talia była niezwykle szczupła i wysportowana, przeważając mnie jednak znacząco centymetrami o przynajmniej głowę.

Nie stał on jednak o własnych siłach o czarny, stylowy podkoszulek i dziwnie krótkie spodenki przesiąknięte były życiodajną cieczą, która sączyła się z licznych rozdarć widocznych na jego piersi, ramionach i szyi.

-Seonghwa? - Rozpoznałem głos Yeosanga, w końcu zauważając jego ciało tuż obok nieprzytomnego, którego ramiona zawisły ciężko na barkach czerwonookiego, jednakże mój przyjaciel miał spojrzenie otkwione głęboko w swoim stwórcy.

-Połóżcie go na łóżku - Zadecydował czarnowłosy mężczyzna i ciało przesunęło się niemal natychmiast, pozwalając mi dostrzec... fioletowe oczy. Teraz bez trudu dopasowałem je do odpowiedniego imienia, w końcu również przegryzając się przez zaćmienie zaskoczenia, przyglądając się mężczyźnie, którego oczy prześladują mnie od tak dawna.

San był równie młody, lecz już wiedziałem, że należał do tych "długowiecznych" i miał zapewne około stu lat. Jego włosy były w większości węglowe, jednakże połyskiwały przez nie brunatne pasma długich loków, sięgających bez trudu aż do czarnych, wyrównanych brwi. Jego twarz była... przystojna. O naturalnych, zdrowych kolorach, ostrych, męskich rysach i zadbanej, nienaruszonej cerze, oprócz wyraźnej blizny przecinającej niemal środek brwi nad prawym jego okiem.

Mężczyzna miał na sobie zwykłą, luźną koszulę pozbawioną rękawów, a ja zaczynałem zastanawiać się, czy ktokolwiek tu z obecnych, prócz mnie odczuwał chłód zimy za oknem.

Jego oczy były jednak wyjątkowe, a ja podejrzałem, iż może być jedynym, który mógł mnie tak obserwować... choć? Tak wiele jeszcze nie wiedziałem i byłem niemal przekonany, że Seonghwa miał mi przekazać znacznie więcej w tej wizji, niżeli miał pierwotnie na to czas.

-Ojcze, czy jesteś pewien, że chcemy go zszywać? To wilk, a jeśli... - Głos Sana był niski i głęboki, sprawiając, iż przez sekundę odpłynąłem wraz z jego treścią, aż ta dopiero po chwili dotarła do mojego rozumu.

-Wilk, czy nie, nie pozwolę mu umrzeć w imię podziału rasowości, dobrze o tym wiesz. A teraz proszę zabierz Wooyounga i wyjdź, zanim stracisz panowanie - Upomniał go najstarszy, lecz jego głos był uprzejmy i potulny, definitywnie różniąc się o tego, który słyszałem we wizji... czy wspomnieniu. I San posłusznie skinął swą głową, pomagając w ostatniej już chwili ułożyć ogromne ciało na szpitalnym, sterylnym łóżku, zanim jego fioletowe spojrzenie padło na moje ciało...

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz