-Mówię ci potwór spod łóżka i na łóżku to to samo - Droczyłem się z rozbawieniem, widząc, jak zażenowaną miał twarz.
-Naoglądałeś się za dużo bajek dla dzieci, smarkaczu - Warknął lekko, choć słyszałem lekkie rozbawienie w jego niskim głosie.
-Skąd możesz wiedzieć, jak się urodziłeś, telewizor nawet nie istniał! - Podskoczyłem na łóżku, ciesząc się, że San trochę wcześniej nasunął bokserki na moje biodra, dzięki czemu nie biegałem zupełnie nago po naszym pokoju. Choć pewnie byłby zadowolony z tego widoku, szczególnie, kiedy mógł podziwiać wszystkie ślady, jakie pozostawił na moim ciele... a było ich wiele, gdyż oprócz ukąszeń niejeden palec odbił się na mojej skórze, kiedy zbyt mocno przytrzymywał mnie bez ruchu.
-Ale był w planach - Odryzł się rzucając w moją stronę stos ubrań i jedynie prychnąłem, odwracając się do niego tyłem. Aż poczułem, jak jego ubrana już w czarną koszulę pierś przylega do moich wciąż boleśnie nieubranych pleców. Przełknąłem lekko, czując, jak ciepło muska moje ciało - Za dużo marudzisz i gdybym miał więcej czasu zapewne bym to sprostował - Wyszeptał, chwytając płatek mojego ucha w swoje usta. I jęknąłem lekko, czując, jak jego dłonie osiadają u spodu moich pleców, nim odrywają się okrutnie, gdy wycofał się na moje oko zbyt szybko.
Jęknąłem ze smutkiem, odwracając się, by spojrzeć na niego z błaganiem.
-Później, kotku - Obiecał cicho - No dalej, ubieraj się, czekają na nas - Wyszeptał, zachęcając mnie do działania i ostatecznie ubrałem się niechętnie w coś schludnego, acz wygodnego, odwracając się w stronę Sana, który czekał już przy drzwiach. Jego dłoń była wyciągniętą w moją stronę i przyjąłem ją, pozwalając, by wyprowadził nas z pomieszczenia.
Nie spodziewałem się tak wielu ludzi po drugiej stronie, gdyż oprócz Seonghwy i Yeosanga, mała dziewczynka musiała bowiem odpoczywać w tej chwili, stał tam również Yunho, który zamilkł w wyraźnej rozmowie, by spojrzeć na nas.
-Dzień dobry, gołąbeczki - Zażartował na powitanie, a ja lekko ukryłem się za Sanem, wstydząc się rumieńca, który wyraźnie z pewnością rozkwitł na moich upokorzonych policzkach - Właśnie o was rozmawialiśmy, czas opuścić gniazdko i dołączyć do ćwiczeń.
-Zgadzam się, wczorajsze ataki były zaledwie namiastką tego, co może nas czekać w przyszłości i ku mojemu nieszczęściu już tak niewielka armia wyrządziła ogromne szkody. Mingi oświadczył tego poranka, iż ścigali go łowcy, więc jestem niemal zupełnie pewien, iż nie odpuszczą tak łatwo - Wyznał Seonghwa z ponurym wyrazem, zanim skinął głową w kierunku drzwi - Im szybciej zaczniemy, tym bezpieczniejszy będzie każdy z nas.
Przełknąłem na myśl, iż to nie jest koniec, a dopiero początek naszych problemów, choć ja już miałem dawno dość tego wszystkiego. Czułem się tak cholernie bezbronny i niepotrzebny, jak księżniczką, którą tylko można uratować, a sama nawet nie potrafi się ochronić. I jasne mogłem usprawiedliwić się brakiem wiedzy, czy siły, mimo wszystko wciąż byłem tylko człowiekiem, jak to by dziwnie nie brzmiało, lecz mogłem, chociaż postarać się... spytać, czy jest coś, jakiś marny sposób, bym mógł się ochronić.
-Wooyoung - Spojrzałem mimowolnie w kierunku Yeosanga, który lekko uśmiechał się podając mi błękitny amulet z ładnym kamieniem błyszczącym w miernych promieniach zachmurzonego w większości słońca - To pomoże ci rozumieć wilki po przemianie. Jest wykonany ze srebra, więc będzie cię również chronił przed wampirami niższej klasy, gdyby zaszła taka potrzeba.
-Dziękuję - Wyszeptałem lekko, kiedy moja głowa kręciła się wokół pomysłu. Srebro, Yeosang trzymał amulet przez papier i spojrzał na mnie bezradnie, zamiast zapiąć go na mojej szyi. Czy to była jedyna moja rzecz do obrony? Mógłbym poobwieszać się srebrem w każdym miejscu i udawać zupełnie niedostępnego dla każdej, zaczarowanej istoty.
Nawet nie zauważyłem, kiedy reszta zaczęła wychodzić, aż dłoń Sana nie pchnęła mnie delikatnie w kierunku drzwi, a następnie holu i ruszyłem o krok przed nim, słysząc, jak szepcze mi do ucha, iż jestem bezpieczny. Czy na pewno tak było? Mój żołądek ścisnął się nieprzyjemnie... coś był dziwnego w tej sytuacji. Ogólnie w tym wszystkim. To tak, jakby całe moje dotychczasowe zaufanie do tych osób, wyparowało zupełnie. Nie rozumiałem tego... nie mogłem, przecież kochałem Sana, oddałem mu ciało i krew poprzedniej nocy - dosłownie i w przenośni. Coś jednak wydawało się dziwne...
Zeszliśmy po schodach, kierując się do głównego wyjścia przez zaskakującą ciszę i w pierwszej chwili miałem wrażenie, że to tylko ja staje się podejrzliwy, jednak z każdą chwilą coraz to wyraźniej dostrzegałem dziwne napięcie ciał mężczyzn przede mną. Oni też nie sądzili, iż wszystko jest w porządku... zdecydowanie coś było nie tak...
Aż opuściliśmy budynek, stawiając pierwsze kroki na jednostajnym śniegu.
Ciało Yunho puściło się biegiem w kierunku wilczej postaci czarnego zwierzęcia, który spoczywał na ziemi z trudnym i wyczerpanym oddechem, choć wokół nie dostrzegałem ani grama rozlanego szkarłatu krwi. Moje serce zamarło jednak, kiedy spojrzałem dalej na kolejne i następne porzucone w śniegu ciała, które dyszały niemal ostatkami życiodajnej energii. Nawet sam wódz wydawał się nieprzytomny w swojej ludzkiej postaci zostawionej przy jednej z chat.
San niemal natychmiast wepchnął mnie za siebie, a jego ciało wydawało się boleśnie napiętym, kiedy lekko pochylony obserwował czujnie otoczenie. Reszta też wydawała się postawiona w najwyższym wyczekiwaniu, choć nikt z nas nie wiedział, czego oczekiwać.
Aż granica lasu zaczęła się pokrywać mrokiem. Cienie, które widziałem, jak otaczały i pochłaniały ciała moich przyjaciół, teraz przejmowały cały las, jakby kierował nimi nienasycony, wieczny głód. Te narastały i pochłaniały, wychodząc spomiędzy wysokich pni, kierując się ku opustoszałym w już trzeźwego ducha chatom, pochłaniając ich pierwsze rzędy... tak, jak niekończąca się apokalipsa, jakby po drugiej stronie tego mroku nie miało już być pięknego świata usłanego bielą śniegu, który połyskiwał w radosnych promieniach ciepłego słońca... tak, jakby po drugiej stronie tej mrocznej bariery miała pozostać zaledwie pustka.
San przemienił swoja postać w sekundę, a jego silne łapy uderzyły o ziemię tuż przede mną. Stał bokiem, zasłaniając mnie swoim ogromnym, brunatno węglowym cielskiem, kiedy opuścił agresywnie łeb, charcząc na nieznane postacie wyłaniające się ze ściany mroku. Yunho również cofnął się i przemienił, aż zrównał się z sylwetką Seonghwy, który stał jako pierwszy, wyraźnie gotów do konfrontacji.
Pierwszą z postaci była kobieta. Piękna dziewczyna w sile swojego młodego wieku o długim, złotym warkoczu, który nie tak skromnie opadał na jej ramię, ciągnąć się aż do połowy jej smukłego i wąskiego ciała. Jej błękitne oczy błyszczały nienasyconym wigorem i zadowoleniem, a uśmiech rozpromieniał jej pięknie u koloryzowane malinowym odcieniem policzka oraz usta. Biała szata urwana z przynajmniej zeszłego wieku uwydatniała jej niesamowite walory, otumaniając zapewne niejeden, podatny na manipulację umysł.
Tuż za nią podążał mężczyzna, równie szczupły, acz dumnie idący o włosach czarnych i starannie ułożonych na prawą stronę. Liczne srebrne pierścienie zdobiły jego dłonie, połyskując w ostrym blasku kobiety, choć jego strój był wyraźnie nowocześniejszy. Skórzana kurtka opadała na czarną koszulę ze szkarłatnym nadrukiem, a wąskie, węglowe spodnie były przyjemnym urozmaiceniem, pasującym do jego oczu - ostro podkreślonych czernią.
Które okazały się fioletowe.
Yunho rzucił się z ostrym warkotem, jednak nim zdołał dotrzeć do mężczyzny, ten niemal siłą umysłu odepchnął go, sprawiając, iż trzask kręgosłupa rozszedł się po pobliskiej chacie, w którą bezradnie uderzył.
San był kolejnym, choć próbowałem go zatrzymać, jednak nieznajomy bez trudu uchwycił jego kark, przyciskając go z zaskakującą łatwością do podłoża, aż lekkie skamlenie wyrwało się ze smukłego pyska, kiedy wyraźnie walczył, aby wyrwać się z opresji.
Stałem sparaliżowany strachem, aż kobieta z nienacka pojawiła się tuż za Seonghwą i nim zdołałem go ostrzec, jej dłonie opasły jego głowę, a on padł na ziemię, jak worek ziemniaków, kuląc swe ciało niemal w agonii.
W kolejnej sekundzie wszystko, co mnie otaczało, stał się zupełnie czarne.
CZYTASZ
Monster under my bed // WooSan
Fiksi PenggemarGdy byliśmy mali, baliśmy się potwora, który każdej nocy obserwował nas spod łóżka. Nikt nie zadaje sobie pytania, jak był stworzony i czy może ci, którzy nas otaczają, nie są od niego groźniejsi... z biegiem czasu przekonałem się, iż ten potwór, ta...