;rozdział szesnasty;

233 29 1
                                    

Dłoń Sana delikatnie owinęła się wokół mojej talii, trzymając mnie wygodnie i blisko, bym nie stracił ciepła, które mi ofiarował. Oprócz tego oczywiście nie pozwolił mi poruszyć się bez dodatkowego koca na ramionach, jednak nie narzekałem, całkiem zadowolony, że mogłem rozkoszować się miękkością jego zapewne drogiej tkaniny. Zachichotałem lekko, kiedy zniżył nasze ciała, udając, jakbyśmy się skradali w wieku przynajmniej pięciu lat, powoli, niemal klęcząco skradając się do barierek nad salonem.

Jego ramiona otaczały mnie cały czas, a ciepło emitowało z niego, jak z nagrzanego grzejnika, do którego chciałem po prostu się przytulić, ale nie pozwoliłem sobie, milcząc i pochylając się lekko do barierek, aby dostrzec kilka ciał...

Widziałem Seonghwę, który stał na początku korytarza z medycznym pokojem. Zdążył się przebrać, lecz czarny, pełny garnitur z białą koszulą wciąż perfekcyjnie pasował do jego niemal modelowej postaci. Kolejnego, którego rozpoznałem, był Yeosang, szedł on tyłem zwrócony do innych, powoli prowadząc ich do salonu... pomieszczenie wciąż miało widoczne zniszczenia, lecz parkiet został już odnowiony.

Do pomieszczenia weszło jednak czterech innych mężczyzn, a jeden z nich był niesamowicie wysokim, zapewne wyższym nawet od mężczyzny, którego wczoraj sprowadził San i Yeosang. Jego skroń była brązowa, a ciało masywne, wyraźnie wyróżniając się na tle pozostałych swoich kompanów. Włosy pozostałej trójki były szare, blond i rude, a ich ciała, choć mniejsze, wciąż były niesamowicie umięśnione.

-Park Seonghwa - Zaczął najwyższy, nie rozglądając się wokół, jednak dostrzegłem, iż jego oczy tliły się złotym, wilczym odcieniem, gdy powoli skinął głową oddając niewielki szacunek.

-Witam w moich skromnych progach. Kawy? Herbaty? - Zaproponował mężczyzna, wydając się dość uprzejmym, a Yeosang powoli zbliżył się do niego, stając u jego boku tak cicho, jak to tylko możliwe.

-Podziękujemy, przyszliśmy tu tylko dopełnić formalności. Jak on się ma? - Spytał brunet, a temat ich rozmowy był wiadomy. Chodziło mu tylko i wyłącznie o chłopaka, którego przyniesiono wczoraj i wyraźnie tylko o to się troszczył.

-Wypoczywa i obudził się przed chwilą. Nie pamięta zbyt wiele. Jego rany były ciężkie, ale nie wystarczające, by pokonać jednego z was. Kazałem przeszukać teren i znaleźliśmy to - Seonghwa skinął w kierunku Yeosanga, który schylił się po coś, nim rzucił na ziemię ciężką, żelazną pułapkę na niedźwiedzie, którą wciąż pokrywała krew.

-Myśliwi? Masz nas za idiotów, Park? - Warknął inny, blond włosy, lecz w chwili, kiedy słowa wypłynęły przez jego usta, najwyższy mruknął w niezadowoleniu, spoglądając na niego szybko i stanowczo.

-Przyjrzyj się dokładniej. Nie jest to zwykła pułapka - Pomimo wyraźnego napięcia, przez które powietrze można było ciąć tępym nożem, głos Seonghwy wciąż był pełen zaskakującej uprzejmości. A ich dowódca, jak mogłem sądzić, skinął skronią na szarowłosego, który poruszył się niemal natychmiast, kucając obok pułapki.

Jego zachowanie było dziwne, jak mogłem sądzić. Pochylił się on bowiem, powoli wąchając przedmiot, zanim przyjrzał mu się w ciszy.

-Magia - Wyszeptał niskim głosem, powoli spoglądając w kierunku bruneta - Jest nią przesiąknięta.

-Ktoś zarządził polowanie, lecz nie wiem, kto dokładnie był celem. Zapuścił się jednak na nasze wspólne terytorium i to mnie niepokoi - Dodał spokojnym tonem Seonghwa, tak, jakby słowa były wyodrębnione od sensu.

-Z racji, że zakradł się niepostrzeżenie, nie jesteście tu bezpieczni. Nikt nie jest - Wyszeptał najwyższy, wyraźnie coś analizując i poczułem, jak ciało Sana napina się u mojego boku. Sam wyraźnie też był zmartwiony - Nikt nie jest. Sidła są zamachem na oba terytoria.

-Co więc proponujesz? - Pytanie Seonghwy było równie ciche, jednak nie tak niechętne, jak słowa mężczyzny, który oplótł ramiona na swojej piersi. Był młody, bardzo młody, zapewne może o kilka lat starszy ode mnie i wydawał się wyraźnie niedoświadczonym w tego typu mowach.

-Z racji sojuszu, chwilowy azyl w naszej wiosce. Jest zbudowana w miejscu znacznie lepszym do ochrony - Powiedział brunet, lecz dostrzegłem, jak jego szczęka zaciska się, tak, jakby nie mógł zdzierżyć słów, które sam wypowiedział.

-Co do cholery? - Niemal wzdrygnąłem się na szept Sana obok mnie, który wydał się równie zaskoczony, jak Yeosang, choć ten powstrzymał się od komentarza.

-Jaką mam pewność, że to nie próba zdrady? - Spytał rozsądnie Seonghwa, ważąc każde słowo, gdyż wiedział, że granica, po której stąpał, była niezwykle cienka.

-Jesteśmy bestiami z lasu, ale mamy swój honor - Mruknął Yunho, a jego kompani wydali się równie zaskoczeni wolą swojego przywódcy - Mimo wszystko troszczę się o swoją rodzinę i wiem, że będą bezpieczniejsi, kiedy będę miał większą sposobność do ich ochrony. Myślę, że wiesz, co mam na myśli.

-Tak, zgodzę się - Spojrzałem w stronę Seonghwy - Walczyłem długo o pokój, którego nie mogłem osiągnąć i może w końcu wspólny wróg połączony, bądź chociażby ostudzi ten niezrozumiały zapłon do rywalizacji - Zazdrościłem temu czerwonookiemu mężczyźnie jego możliwości do rozmowy i pewności tego, jak się wypowiadał. To tak, jakby pływał w swoich słowach, zupełnie pewny tego, co go otacza - Możecie teraz odwiedzić swojego przyjaciela, a zanim księżyc wzniesie się ku pełni będziemy gotowi do wyruszenia - Obiecał, zanim ukłonił się lekko, przesuwając się na bok, by przepuścić wilcze stado.

Cisza zapadła w pomieszczeniu, gdy każdy wspominał przeszłą rozmowę.

-Co sądzisz Yeosang? - Spytał w końcu Seonghwa, wyraźnie polegając na opinii chłopaka.

-Nie ufam im, ale coś czuję, że nie mamy wyjścia. Większość wciąż nie panuje nad swoimi instynktami, a wystawienie ich na wojnę, to dla nich pewna śmierć - Wyjaśnił mój przyjaciel, zdając się poruszyć lekko w kierunku pułapki - Wydaje mi się jednak, że to było zastawione na jednego z nas. Polowanie na Sana i Wooyounga się zaczęło, a zapewne ostatnie miejsce, gdzie się nas spodziewają, to wilcza wioska.

-Ukryć sie w paszczy swoich wrogów... - Wyszeptał Seonghwa, kiwając lekko głową, zanim podniósł ją do miejsca, gdzie kucałem owinięty ramieniem fioletowookiego - A ty, San, co sądzisz? - Byłem zaskoczony... spojrzał na niego, tak, jakby cały czas znał jego położenie... i może też tak było.

-Myślę, że musimy to zrobić, by chronić Wooyounga, ale oni nie powinni wiedzieć, jaki jest prawdziwy powód tego polowania.

-Spakujcie się obaj. San, Yeosang będziecie pilnować Wooyounga i jeśli ktoś was zapyta, udajcie, że sam zgodził się na ten układ. Wooyoung - Poczułem czerwone oczy Seonghwy na swoim ciele - Czy nie jest to problemem, byś udawał kogoś, na kim żerujemy?

-A czy to źle? - Spytałem zdezorientowany, czując, jak San pochyla się lekko w moim kierunku.

-My tego nie praktykujemy, ale niektórzy porywają bezdomnych, rozpieszczając ich prostymi rzeczami, jak jedzenie czy pieniądze, w zamian za trzymanie języka za zębami i żywienie się na nich. To jedyna możliwość, aby w ludzki sposób zaznać słodyczy krwi, bez krzywdzenia i stania się potępieńcem - Wyjaśnił cicho - Wilki nie traktują jednak takich osób poważnie. Będziemy cię chronić i oczywiście ograniczymy twoje spotkania z nimi, ale kiedyś ten zawód, jak mogę to tak nazwać, został porównany do zawodu kurtyzany.

Moje oczy otworzyły się szeroko, kiedy spojrzałem po mężczyznach, dostrzegając, że Yeosang ani na chwilę nie zwrócił ku mnie spojrzenia... wydawał się smutny, a ja zbyt dobrze wiedziałem, że znów pożera go poczucie winy.

-Chyba w porządku, jak sądzę - Wyszeptałem, nie odrywając wzroku od mojego przyjaciela. Wypowiedziałem jednak te słowa dla niego... nie, dla siebie.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz