;rozdział dziewiętnasty;

224 27 8
                                    

Głupio wpatrywałem się w swoje dłonie, nie mogąc uwierzyć, że właśnie rany wygoiły się tak, jakby nigdy ich nie było i usłyszałem lekki chichot, zmuszając się do podniesienia oczu na dwóch mężczyzn, którzy wpatrywali się we mnie z rozbawieniem.

Yeosang potrząsał lekko dziewczynką w swoich ramionach, bawiąc ją cicho, kiedy San wyciągnął swoje dłonie w moją stronę, pomagając mi wstać na równych, choć chwiejnych nogach.

-Dziękuję za pomoc i przepraszam, że zostałeś ranny - Wyszeptał lekko, wyraźnie otrzepując z resztek białego prochu z mojego płaszcza. Wymownie spojrzałem na jego ramię, choć teraz było magicznie w pełni wygojone. Czułem się wygodnie, kiedy obejmował moje ciało, odpoczywając, bo wiedziałem, że nie mam o co się martwić.

-W porządku, czy to boli? - Spytałem, zdziwiony, jak szybko rana przerodziła się w bliznę.

-Nie masz się o co martwić, nawet nie poczułem. Srebro nie działa na mnie tak, jak na resztę, ale sam nie potrafiłbym jej sobie wyciągnąć. Dziękuję - Powiedział ponownie, a ja jedynie uśmiechnąłem się smutno, rozglądając się nieco poza jego ciało.

Wódz wilków nie był już obecny, a i nie widziałem Seonghwy, więc, jak mogłem się spodziewać, ruszyli w las za napastnikiem. Yeosang wciąż bujał w swoich ramionach dziewczynkę, która teraz wpatrywała się we mnie jak w kąsek mięsa, jednak... nie potrafiłem jakoś się jej bać. Między innymi dlatego, że wiedziałem, iż San złapie ją, jeśli zajdzie taka okazja.

Choć może pokładałem w niego za dużo nadziei.

-Kryzys zażegnany - Usłyszałem głos wodza, odwracając się w jego stronę. Mężczyzna szedł dumnie z dłońmi pełnymi we krwi, kiedy jego krokiem podążał Seonghwa, ocierając zgrabnie i delikatnie swoje usta białą, choć już splamioną szkarłatem chusteczką. Jego oczy wydawały się błyszczeć uprzejmie w samozadowoleniu, tak jakby zjadł najwyśmienitszy posiłek... oh.

-Musiał być to ten sam myśliwy, który dopadł Mingiego w lesie - Zauważył Yeosang, a reszta skinęła głową na znak zgody.

-Co nie zmienia faktu, iż może pojawić się ich więcej, a teraz znają już wszelką naszą lokalizację - Mruknął Seonghwa bez zadowolenia, stając dumnie o krok ode mnie.

-Yunho wskaż gościom pokoje, a dopóki nie upewnimy się, iż polował sam - Wódz pochylił się lekko, a ja spojrzałem na wyższego bruneta, który skinął głowa na zgodę. Jego pierś była już odziana w zwykłą, czarną bluzę, co jedynie pogrubiało i tak już niesamowicie ogromne ciało.

-Dotrzymam ci towarzystwa, jeśli pozwolisz - Spojrzałem na Seonghwę, który uśmiechnął się lekko w łagodnym wyrazie, nim ramię Sana delikatnie pchnęło mnie przed samochód. Dopiero po chwili dostrzegłem, że Yunho był już daleko przed nami, a Yeosang szedł krok za nim, pomiędzy rzędami drewnianych chat z ubiegłych wieków, prowadząc na całe moje szczęście wprost do ogromnej rezydencji na wzór pięknej, willi.

-Wooyoung, gdyby coś cię zmartwiło, cokolwiek, powiedz - Skinąłem lekko głową na słowa Sana, czując, jak jego gorące ramię powoli przejeżdża po moim własnym, masując je rytmicznie w górę i w dół, sprawiając, iż ciepło przyjemnie pobudzało uprzejmy deszcz po całym moim kręgosłupie - Pomimo wszystko, cieszę się, że jesteś z nami.

-Ja też.

-Przepraszam za zachowanie mojego ojca wcześniej - Spojrzałem do przodu na Yunho, który, choć nie odwrócił się do nas przodem, zwolnił, aby zrównać kroku - Tak jak powiedział Seonghwa, wciąż dzierży urazę przodków, choć nie pamięta dlaczego. Większość tutaj tak robi - Westchnął ciężko i wyraźnie smutno mężczyzna.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz