;rozdział siódmy;

281 34 2
                                    

Westchnąłem głośno, uderzając dłońmi o pościel, rozpaczliwie starając się dać upust frustracji, zanim delikatne stuknięcie w drzwi wprawiło mnie w sztywny stan gotowości. Wciąż nie wiedziałem czego się spodziewać, po ludziach, którzy przetrzymywali mnie tu niemal siłą... bo z tego, co zrozumiałem, to nie wypuszczą mnie szybko, a jest to definitywnie wbrew mojej woli.

Może pokuszę się o ucieczkę? Czy mógłbym zostawić Yeosanga? Nigdy nie byłem dobry w paleniu mostów, a jednak... jednak była to już dla mnie obca osoba. Nie znałem go przecież i... czy kiedykolwiek to robiłem? Wydawało mi się... że w ogóle go nie znam.

Otarłem wierzchem dłoni łzy, które nagromadziły się na moich policzkach, zanim zmusiłem się do wstania, czując, jak słabe jest dalej moje ciało. I nie łatwo było iść w linii prostej, jednak zatoczyłem się w stronę drzwi, chwytając klamkę drżącymi dłońmi.

Po drugiej stronie nie było żywego ducha, a jedynie bardzo szykowny wózeczek o dwóch, oddzielnych tacach pełnych jedzenia, które widziałem tego poranka. Wszystko było perfekcyjnie ułożone i wciąż dymało, jakby ktoś podgrzał posiłek pomiędzy naszą kłótnią a chwilą, gdy zostało położone na tym pięknym, dekoracyjnym ustrojstwu, które definitywnie było z poprzedniego wieku.

Rozejrzałem się po niewielkim korytarzu. Ściany były białe i pełne jakichś obrazów, przedstawiających ludzi z różnych wieków w różnych zawodach i zadaniach i przez chwilę mogłem poczuć się jak w najprawdziwszej galerii sztuki, a różne podpisy wszelakich twórców, które nazwiska obiły mi się o uszy, pięknie zdobiły rogi ich dzieł. Czy naprawdę były to oryginały?

Przyjrzałem się przeciwległej stronie, zauważając kilka kolejnych drzwi i nietrudno było się domyśleć, iż prowadziły do bliźniaczych temu pokoi... Czy było tu więcej, takich, jak Yeosang i Seonghwa? Zapewne tak, skoro widziałem kogoś o imieniu San, choć nie przyjrzałeś się jego twarzy, zbyt zaskoczony widokiem jego fioletowych oczu. 

Czy to naprawdę jego oczy? Znaczy tak, oczywiście były to jego oczy, lecz czy były to dokładnie te same, które prześladowały mnie od dnia wypadku moich rodziców? Tak bardzo chciałem, żeby moje życie znowu było tak prostolinijne, jak wcześnie...

Wciągnąłem stolik do środka, nie chcąc, by specjalnie zagrzany posiłek stracił swoje ciepło, zanim usiadłem na skraju łóżka, chwytając w dłoń niedokończonego tosta.

Spojrzałem w okno, widząc po drugiej stronie zaśnieżony las. Gruba warstwa śniegu zaczęła osadzać się znacznie mocniej na gałęziach, które uginały się od paradoksalnie lekkiego puchu i widziałem, jak gwałtownie płatki zaczynały spadać z nieba... to był dopiero początek, jak mogłem sądzić, a zimna zapewne będzie dość sroga przez następnych kilka dni. Nie przepadałem za chłodem. Nie lubiłem marznąć. Zbyt mocno przypominało mi tę noc, gdy wszystko płonęło wokół, a ja jedyne, co czułem to zimno, gdy dryfowałem zupełnie nieprzytomny... gdy ktoś wyniósł mnie z płomieni.

 Usłyszałem delikatne skrzypnięcie i z nadzieją poderwałem się na równe nogi, modląc się, że to Yeosang wrócił... chciałbym z nim jeszcze raz porozmawiać. Na spokojnie. Choć wciąż byłem na niego zły, to wiedziałem, że nic, co robił, było irracjonalne... zawsze przemyśli sprawę i za to go kochałem, gdyż werifikował moją impulsywność.

I jasne, boli mnie, że mnie tak zdradził. Boli nie, że naiwnie wierzyłem w każde jego słowo, choć mogło być kłamstwem, ale do cholery... nie mogłem bez niego żyć.

Choć nigdy mu tego nie powiem.

Wstałem ponownie, zbliżając się do drzwi ze szczerą nadzieją, że zobaczę go po drugiej stronie i ochoczo nacisnąłem na srebrną klamkę z uśmiechem na swej twarzy...

Który opadł szybko, na widok tego, kto stał po drugiej stronie.

Nie był to Yeosang, a sam Seonghwa, który opierał się o dębową balustradę kilka kroków dalej, spoglądając w dół na salon niższego piętra, jednak kiedy drzwi otworzyły się, jego czerwone spojrzenie momentalnie uniosło się wprost na mnie, przenikając moją duszę. Przełknąłem ciężko ślinę, czując strach, który narastał w moim drżącym ciele, lecz nim spanikowałem, znów odwrócił wzrok, przenosząc go ponownie w dół tak, jakby nigdy mnie nie zobaczył we framudze drzwi.

-Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy - Powiedział cicho, lecz nie wystarczająco, aby ukryć wykwintność jego tonu i gdybym miał być szczery, właśnie taki głos dobrałbym do jednego ze średniowiecznych baronów, żyjących w swoich pałacach.

-Czy ty zostawiłeś jedzenie? - Spytałem, nawet nie wiedząc dlaczego. Po prostu potrzebowałem desperacko uciąć niezręczną ciszę między nami.

-Nie. To Yeosang - Poczułem ból w swoim sercu na wspomnienie jego imienia - Posprzeczaliście się, nieprwdaż? - Zostałem przyparty do muru, bojąc się, iż człowiek... nie, istota przede mną, zaatakuje mnie w złości, jednak Seonghwa wydawał się zauważyć mój niepokój, gdyż kontynuował, zanim otworzyłem usta w odpowiedzi - W porządku, rozumiem twoje zdenerwowanie, wiem, że czujesz się zdradzony... przecież znacie się tak długo.

Zamrugałem dwukrotnie zupełnie zaskoczony... Jak wiele o mnie wiedział? Jak wiele Yeosang mu zdradził?

-Ja... skąd ty... - Zmarszczyłem brwi, widząc, jak jego lekko blade usta wykrzywiają się w lekkim, smutnym uśmiechu.

-Ten chłopak mówi mi wiele, ale nie bądź na niego za to zły, nie ma zbyt wielu zaufanych osób, oprócz ciebie... W zasadzie chciałem ci podziękować - Mężczyzna o czerwonych oczach wyprostował się w końcu, lekko poprawiając garnitur na swoich smukłych ramionach... Był wprost modelem, o niesamowitej posturze i wyjątkowej urodzie na czele z bladą cerą, jednakże wiedziałem, co kryje się pod tą przykrywką... i przerażało mnie to.

-Mi? - Spytałem zdezorientowany, ciesząc się, iż pomimo się wyprostował, nie zbliżył się do mnie, gdyż nawet jego krwiste spojrzenie było bardziej znośnie, niżeli kroki.

-Tak. Chciałem ci podziękować, że przy nim byłeś i wspierałeś go przez te wszystkie lata. To dobry chłopak i oboje wiemy, że przeszedł przez wiele niesprawiedliwości w swoim życiu, a ty byłeś tym, który wyciągnął go z mroku i naprawdę jestem za to wdzięczny - Uśmiechnął się lekko wampiro-podobny stwór, ponownie zerkając w dół - I znajduje się na tarasie po prawej stronie od schodów, ale ubierz się ciepło, gdyż tym razem zima jest niepokojąco chłodna.

Zmarszczyłem brwi. Czy on wiedział, jak mocno pożerało mnie poczucie winy? Możliwe...? Spojrzał na mnie wymownie, więc zapewne wiedział.

Niezdarnie cofnąłem się do swojego pokoju, kradnąc pościel i koc ze swojego łóżka. Trochę obawiałem się otwierać szafy, tak, choć wiedziałem, że przecież nic na mnie nie wyskoczy, a potwór z szafy już dawno odszedł w niepamięć mojego dzieciństwa, ale... ale chciałem trochę do tego powrócić, pamiętając, jak we dwójkę, opatuleni, jak pyszne burito, dygotaliśmy w zimowe noce na balkonie u mojej babci, rozmawiając o głupotach i marząc o ciepłym kakałku, choć to czekało na nas parujące tuż po przekroczeniu progu.

Pognałem w kierunku swojego przyjaciela... swojego brata.

~

Mam nadzieję, że za bardzo nie zanudzam. Obiecuję, że zaraz się wszystko rozkręci.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz