;rozdział siedemnasty;

252 30 8
                                    

-Gotowy? - Spytał cicho Yeosang, delikatnie poprawiając ciepły płaszcz na moich ramionach, kiedy chwycił torbę na moich ramionach, powoli wkładając ją do bagażnika wielkiego, czarnego suva, już poliftingowego modelu. Nie był to jedyny pojazd w podziemnym parkingu... wręcz przeciwnie wielobarwne samochody były naprawdę imponującym dorobkiem w ocieplanym i prywatnym pomieszczeniu, jednak ten, do którego się pakowaliśmy, był największy i jak sądzę właśnie na tym zależało Seonghwie.

-Tak, jak sądzę - Wyszeptałem, czując się dziwnie. Ledwo przyzwyczaiłem się do tego miejsca, a teraz znowu musiałem je zmienić.

-Wybacz, że wmieszałem cię w to...

-Hej, rozmawialiśmy już o tym. Rozumiem, naprawdę i to nie twoja wina. Poniekąd cieszę się, że jesteś już ze mną szczery - Uśmiechnąłem się lekko, klepiąc go delikatnie po ramieniu. Dawno nie widziałem go tak ładnie ubranego w schludny, czarny garnitur i ciemną koszulę i słyszałem, jak Seonghwa upominał go, by wyglądać ładnie, gdy odwiedzimy pobliską wioskę sfory, aby oddać im szacunek. Byłem zaskoczony, jak mocno Seonghwie zależało, by uszanować wilki... 

Żałowałem jedynie, że nie miałem jeszcze szansy, żeby porozmawiać z Yeosangiem o wcześniejszej bójce. Oczywiście nie była to sprawa pierwszorzędna, ale chciałem mu wyjaśnić, że San nigdy mnie nie zranił. Choć nie wyczuwałem już napięcia między nimi, więc może i on to wiedział. Żałowałem też, że nie miałem szans nic zjeść od śniadania ostatniego poranka. Umierałem z głodu, a reszta wydawała się średnio o tym pamiętać. Wydawali się też niezwykle zajęci, a Seonghwa chodził wyraźnie poddenerwowany, więc nie chciałem im przeszkadzać. Chwilowo, przynajmniej.

-Dziękuję, Wooyoung - Przytulił mnie lekko, chłodnymi ramionami, których zimno czułem przez zwykłą, czarną koszulę i gruby, długi płaszcz.

-Uroczo - Oboje spojrzeliśmy w kierunku Sana, który wszedł do garażu. Był... oszałamiający. Jego włosy zostały nieco zmierzwione i ułożone po obu stronach, aby pokazać część odżywionej, jasnej skóry. Usta były przyjemnie malinowe, a oczy błyszczały spokojnym fioletem. Jego szczupłe, umięśnione ciało zostało odziane w schludną, białą koszulę o długim rękawie, która nie przylegała ściśle do jego wąskiej talii, aż czarne, wysokie spodnie nie uwidoczniły szczupłego ciała - Proszę, to dla ciebie - Wyszeptał cicho, wyciągając swoją dłoń w moim kierunku. Spojrzałem na czekoladowego batonika, który był, jak manna z nieba.

-Dziękuję - Uśmiechnąłem się ciepło, odbierając niewielki podarek, zanim delikatnie rozdarłem folię.

-Ukradłem spod twojego łóżka, Yeosang - Moje oczy otworzyły się na słowa mężczyzny, który wyraźnie droczył się z blondynem, jednak ten jedynie przewrócił oczami, prychając cicho.

-A niby to ja jestem młodszy - Zachichotał Yeosang, zanim machnął dłonią, powoli wsiadając do samochodu z tyłu.

-Sannie... O. Em, hej - Spojrzałem na niewielką dziewczynkę o słodkim uśmiechu i wesołych, czerwonych oczach, która nieśmiało ukryła się za wielkim ciałem fioletowookiego, wychylając się w moją stronę.

-W porządku kruszyno, to jest Wooyoung - Zachichotał San, powoli odsuwając się, aby odsłonić niewielką dziewczynkę - Wooyoung, to jest Sonia.

-Hej, Sonia - Przywitałem się cicho, uśmiechają się, żeby zmniejszyć strach na jej ładnej, młodej twarzy. Mogła mieć niespełna sześć bądź siedem lat i jak mogłem się spodziewać, była nowym dzieckiem przygarniętym przez Seonghwę i nie mogłem powstrzymać się od współczucia. Ponieważ jej obecność tutaj oznaczała, że była chora... nieuleczalnie.

-Hej - Miałknęła znowu, uśmiechając się cichutko.

-Co tam, kruszyno? - Spytał znów San, kucając przed nią z niemal ojcowskim wyrazem...

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz