;rozdział ósmy;

277 33 2
                                    

-Pozwolisz, że się dosiądę? - Spytałem cicho, drżąc, kiedy odgarniałem nadmiar śniegu z niewielkiej ławeczki na dębowym tarasie skierowanym w stronę gęstego lasu... choć mogłem przypuszczać, iż ten zaśnieżony, iglasty pejzaż otacza całą willę.

I Yeosang nie odpowiedział, nawet w chwili, kiedy rzuciłem w jego stronę koc, aczkolwiek przyjął go z lekkim skinieniem głowy, układając go sobie na kolanach. Na zewnątrz było nieprzyjemnie lodowato, jednakże jemu mróz nie wydawał się doskwierać. Siedział bowiem nieruchomo sztywno, zupełnie tak, jakby był martwym, wpatrując się w odległy punkt pomiędzy ciemnymi pniami wysokich drzew.

-Pamiętasz dzień, w którym się spotkaliśmy? - Spytał cicho po krótkiej chwili, ani na chwilę nie odciągając spojrzenia od łagodnie opadających, białych płatków śnieżnych.

-Też była zima - Przyznałe cicho, choć dni tamte pamiętałem, jak przez sen.

-Też padał śnieg - Wyszeptał ponownie, zanim wziął głośny oddech do swoich płuc - Przychodziłeś do mojej sali, by obserwować pokaz świąteczny na głównym dziedzińcu, choć było to zabronione, byś wchodził na moje łóżko - Uśmiechnął się smutno, zanim oparł plecy o ścianę zadbanego budynku.

-Pielęgniarka później goniła mnie godzinami za to - Przyznałem cicho, jednak nie mogłem pokusić się o uśmiech... nie, kiedy pamiętałem tamte dni spędzone w nudnym, szpitalnym pokoju z poważną chorobą płuc. Choć wiedziałem, że nie miałem aż tak ciężko, gdyż tydzień leczenia miał się niczym do miesięcy, których spędził tam Yeosang, zupełnie sam, bez rodziców, odwiedzin...

-Taak, a mi zrobiła półgodzinny wykład, jak nierozsądne to było i jak upierdliwy jesteś... choć miała wiele racji - Pochyliłem się, aby delikatnie uderzyć jego ramię.

-No wiesz, co? Powinieneś mnie był bronić - Prychnąłem, udając obrażonego, zanim spojrzałem na niego smutno. Nie lubiłem wspominać tamtych czasów. Dni, w których się poznaliśmy, pamiętając dokładnie, nie salę szpitalną, czy personel, który kontrolował mnie każdego dnia, a bezradność, jaką czułem, spoglądając w oczy wyczerpanego przyjaciela. 

-Tak... - Wyszeptał ciężko, zanim zamilkł znowu w bolesnej ciszy i rozumiałem go, nigdy nie było nam łatwo rozmawiać o tamtych dniach... - Nie zawsze byłem wampirem, wiesz? - Dodał po chwili, lecz dalej, ani razu nie spojrzał w moje oczy - Będę szczery Wooyoung, moje życie było posrane. Nienawidziłem go i naprawdę widziałem okazję, by skończyć moje cierpienie, kiedy przywieziono mnie po raz pierwszy do szpitala. Widziałeś moje blizny, widziałeś, co mój ojciec mi robił i nie będę przed tobą ukrywał, że jak po raz pierwszy zdiagnozowano we mnie to paskudztwo... nie przyjąłem żadnego leczenia. Siłą wyrywałem sobie igły z żył, aby nie pozwolić im mnie leczyć... Nie chciałem żyć, ale zbyt bałem się zabić - Wyszeptał niemal niesłyszalnie, a ja czułem, iż otwiera przede mną swoją duszę, pozostawiając ją zupełnie surową w środku.

Yeosang chorował na raka płuc, kiedy był w wieku dwunastu lat, a gdy przywieziono go do szpitala, był już on rozwinięty do trzeciego stadium... szansa była mała, lecz istniała. I mówił mi, że cierpiał. Mówił mi, jak bardzo bolało go, kiedy pielęgniarka chciała zadzwonić po jego rodziców... lecz nikt się nie zjawił. Aż odkryto poparzenia i siniaki pokrywające całe jego ciało.

Wiele dzieciaków opowiadało mi, że gdy przyjechał tam pierwszego dnia, był cichy... do nikogo nic nie mówił i ledwo podnosił wzrok znad pościeli. Nie zmieniło się to zbytnio w kolejnych dniach i nawet, kiedy jego stan się pogarszał, nigdy nie przyznał komuś, że czuje ból... czy strach. Po prostu - milczał.

Więc następnego dnia postanowiłem go odwiedzić. Zaniosłem mu moją ulubioną zabawkę, tak po prostu, chcąc zobaczyć, czy potrafię zmusić go do uśmiechu. Nigdy nie przypuszczałem, że zapoczątkuję naszą wielką przyjaźń.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz