;rozdział pierwszy;

541 42 10
                                    

[Rok później]

Szum opon dawał się we znaki, gdy spokojnie, acz sennie obserwowałem ciemniejący od nocnego odbicia księżyca las, porastający gęsto wysokimi pniami ponurych drzew i kującymi krzakami. Nie widziałem zbyt wiele w pokrytym czernią buszu, szczerze zastanawiając się, jak w ogóle ktoś mógłby chodzić w takim mroku i nie zgubić się w tym samym czasie. Aż dwie kropki intensywnie zabłysnęły w oddali, nie wzruszyłem się jednak na ich fioletowy odblask. Prześladowały mnie od dnia wypadku, kiedy mój dom i rodzice spłonęli doszczętnie, a ja w końcu zacząłem sądzić, iż są już moim urojeniem. Zamknąłem powieki na krótką chwilę, a kiedy otworzyłem je na nowo, te oczy zniknęły.

Westchnąłem ciężko, opierając się nieco mocniej na chłodnym siedzeniu pasażera, nim sięgnąłem w stronę pokrętła, by nieco podgłośnić lecący w radiu hit tego sezonu. Nie mogłem się doczekać, aż wejdę do domu i ukryję się w końcu w ciepłym łóżku.

-Na pewno nie chcesz się zamienić? - Spytałem cicho i sceptycznie, spoglądając na Yeosanga, który prowadził samochód już od ponad pięciu godzin zupełnie bez przerwy, odkąd wyruszyliśmy od mojej rodziny po świątecznych odwiedzinach.

-Aż tak ci się nudzi oglądanie drzew? - Zaśmiał się cicho - Nic mi nie jest, powiedziałbym ci, jak bym potrzebował się zmienić, przecież - Prychnął blondwłosy mężczyzna, a uśmiech rozpromienił na jego białej twarzy.

-Zaczynam się zastanawiać, czy ty w ogóle odczuwasz zmęczenie - Mruknąłem zgodnie z prawdą, gdyż szczerze zaskakiwała mnie jego wytrwałość. Był to nasz pierwszy taki wyjazd od naprawdę dawna, a tym bardziej wyjątkowy, gdyż jechaliśmy już własnym autem, jednak nie spodziewałem się, iż starszy będzie chciał cały czas prowadzić przez pełne siedem godzin nieustannej jazdy pomiędzy gęstymi lasami, a później wracać tą samą drogą tylko o późno, nocnej godzinie. Mnie na samą myśl brało zmęczenie.

Jednak czułem się bezpiecznie z nim, jako swoim kierowcą i rzeczywiście mogłem się odprężyć, czując się najedzonym po świątecznej imprezie.

-Prześpij się, jutro mamy zajęcia - Wyszeptał Yeosang z oczami wciąż mocno skoncentrowanymi na pokrytym warstwa śniegu asfalcie.

Spojrzałem na Yeosanga z niedowierzaniem, kręcąc głową, zanim oparłem się o lodowatą szybę. Zima dawała się we znaki w ostatnich dniach, a ja miałem jej już szczerze dość, jednak teraz lodowate uczucie na mojej skroni było dość przyjemnym i odprężającym. Odetchnąłem więc lekko, zanim zamknąłem oczy, starając się zasnąć, choć na ostatnie kilka godzin podróży, wiedząc, iż starszy poradzi sobie zapewne lepiej niż ja. Nie byłem dobrym kierowcą, a już szczególnie w nocy, kiedy moje powieki same opadały w zmęczeniu.

Pozwoliłem, żeby szum mnie porwał, powoli zapadając w przyjemną, nostalgiczną czerń onirycznego snu...

-Co jest... - Wybudziłem się gwałtownie, słysząc głośny pisk opon, nim donośny huk wstrząsnął samochodem, sprawiając, iż ten zmienił gwałtownie kurs. Poczułem szarpnięcie, a moje ciało poleciało do przodu, gwałtownie przyduszone przez ciasne pasy, nim zrozumiałem, co się stało, opadając znów na fotel, gdy samochód zatrzymał się szybko. Spojrzałem na wielkie zwierze, które czmychnęło niewzruszone do lasu, a następnie moje spojrzenie pasło w dół na wygiętą do połowy maskę. Zdezorientowany spojrzałem w stronę kierowcy... jednakże drzwi były otwarte wprost na węglowy mrok oplatający linię drzew, i pusty fotel.

-Yeosang!? - Wrzasnąłem szybko, beznadziejnie rozpinając pasy drżącymi dłońmi, nim szarpnąłem za klamkę, wypadając z auta. Moje stopy ugięły się pode mną, a wątłe ciało runęło w dół i ledwo zdołałem się podtrzymać, wciąż oszołomiony wypadkiem.

Kaszlnąłem ciężko, starając się wtrącić kurz wypadku z moich płuc, zanim oparłem swoje wiotkie ciało o karoserie, starając się już desperacko powstać z kolan.

-Wooyoung! Zostań tam! - Usłyszałem głośny krzyk Yeosanga, podnosząc głowę, nim zauważyłem go. Na ziemi. Przyciśniętego do pochłoniętego w śniegu asfaltu, walcząc z ramieniem, które zgniatało jego szyję. Jego ciało rzucało się w objęciu człowieka...

Nie. To nie był człowiek.

Bestia wbiła we mnie swe czystokrwiste spojrzenie, mierząc mnie morderczo, jakbym miał być jej kolejną ofiarą...

Poczułem dreszcz przerażenia, cofając się gwałtownie w strachu, aż moje plecy uderzyły o coś twardego. Modliłem się, by były to drzwi...

Jednak nie były. Po raz drugi w moim życiu, wszystko wokół stało się czarne.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz