Rozdział 20. ON ZAWSZE BĘDZIE MÓJ

99 6 6
                                    

Nadszedł kolejny dzień, w którym znowu musiałam udawać, że nic nie czuję do Jeremiego. Nie dużo mnie z nim łączyło, z tym zielonookim blondynem ale wiem, że kiedyś między nami coś istniało. Coś zwane miłością. Podobno. To dlaczego teraz jej nie ma? A może jest tylko my jej nie widzimy? Nie byliśmy nawet w jakiejś cudownej relacji ani związku. Ja nawet nie wiem kim my dla siebie byliśmy. Znajomymi?

Wraz z Jeremim wybrałam się na szczepienie Lisy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wraz z Jeremim wybrałam się na szczepienie Lisy. To miała być jakaś przypominająca szczepionka przeciwko jakimś chorobom. Za oknem już dawno przestał padać śnieg, więc zamiast śniegu powitał nas niewielki deszcz.

Znajdowaliśmy się już w gabinecie lekarki. Usiadłam obok chłopaka na zielonym krześle i zrzuciłam z głowy czarny kaptur. Lisa już powoli zaczynała chodzić. Byłam zdziwiona, bo ona nawet nie ma roku a rozwija się szybciej niż przeciętne dziecko w jej wieku.

-Państwo są rodzicami? - zapytała młoda pielęgniarka, zakładając na nos swoje okulary.

Nawet nie musiałam patrzeć na Jeremiego. Wiedziłam co powie.

-Tak - odpowiedzieliśmy jednocześnie, a potem szybko się na siebie spojrzeliśmy.

Był uśmiechnięty. Taki inny niż zawsze. Trochę spełniony.

-Lisa Wondermoon? - spytała i podniosła na Jeremiego wzrok a ten pokiwał - Dobrze... - zapisała coś w książeczce zdrowia - Widać że ma oczy po tacie, czysty tatuś - uśmiechała się od ucha do ucha, a ja cicho prychnęłam.

Gdy kobieta przygotowywała się do zrobienia szczepionki, ja w tym czasie nie mogłam oderwać wzroku od czegoś innego. Od kogoś innego. Od Jeremiego.

Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Młoda pielęgniarka również była oszołomiona zielonookim blondynem, który co jakiś czas uśmiechał się do niej.

Chciał wzbudzić we mnie zazdrość czy naprawdę uśmiechał się do niej z własnej woli?

Lisa była dzielna. Ani trochę nie zapiszczała i nie płakała. Jeremy trzymał ją na rękach, więc pewnie dlatego...bo wiedziała, że znajduje się w bezpiecznym miejscu.

Pielęgniarka zdjęła gumowe rękawiczki i oznajmiła nam, że to już koniec.

-Jakby pan chciał to mogę panu pomóc w opiece nad dzieckiem - rumieniła się jak truskawka - Młody ojciec czasem potrzebuje pomocy, prawda?

Coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja. Ona ewidentnie go podrywała.

-Nie trzeba - zaprzeczył Jeremy, unikając z nią spojrzenia. Potem zakładał Lisie czapkę i zapiął kurtkę. Ukucnął przed małą a pielęgniarka stojąc tyłem dotknęła jego szyi. Chłopak się skulił, a ja...a ja zabijałam oczami tą pięlęgniareczkę...

Kobieta znowu nalegała, a ja myślałam, że zaraz jej coś zrobię. Gryzłam swoje sznurki od bluzy i zsuwałam się z krzesła na podłogę.

-Może jednak, wie pan...- nie skończyła.

JESTEŚMY NAJJAŚNIEJSZYMI GWIAZDAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz