Rozdział 25. MOJA GODNOŚĆ

82 5 1
                                    

-Długo jeszcze? Jest mi niedobrze - powiedziałam zwyczajnym głosem, patrząc na jezdnię, po której jechaliśmy do wyznaczonego nam punktu.

Jeremy skupiał się na prowadzeniu, widziałam że od dłuższego czasu był zamyślony. Byłam ciekawa o czym tak cały czas myślał.

Na moment spojrzał się na mnie a jego wzrok zatrzymał się na moich ustach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na moment spojrzał się na mnie a jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. Dostałam natychmiastowego uderzenia gorąca.

-Za jakieś pare minut powinniśmy być - oznajmił cicho, i spowrotem skupił się na prowadzeniu.

Zsunęłam się lekko z siedzenia bo naprawdę strasznie mi się nudziło. Nie mogłam włączyć na cały głośnik piosenki Whitney Houston, bo mała Lisa smacznie spała, a nie chciałam aby nam płakała. W sumie ona i tak mało płakała. Jeszcze się w życiu napłacze. Niestety.

Po piętnastu minutach mojego cierpienia w tym zaduszonym samochodzie, dojechaliśmy na miejsce. Słońce świeciło aż za bardzo. Miałam na sobie tylko szarą, rozpinaną bluzę z kapturem i czarne spodnie cargo. Na stopach wysokie conversy. Było mi ciepło w tej bluzie, naprawdę bardzo mi pasowała i była tak bardzo w moim stylu.

To była bluza Evy.

Jeremy ubrany był w czarną kurtkę skórzaną i tego samego koloru spodnie. Jego włosy cały czas były lekko przy długie, ale mi to nie przeszkadzało.

-Pójdziemy w tamtą stronę, spytamy czy ktoś taki w ogóle istnieje - zakpił chłopak i przeczesał swoje włosy.

Obserwowałam każdy jego ruch ciała. Był świeżo po ogoleniu brody, więc jego skóra wyglądała tak czysto i młodo jak u małego dziecka. Zeszły mu nieco te sińce pod oczami, które dość długo u niego widziałam. Nie uśmiechał się, ale widziałam po nim, że podobało mu się to, że spędza ze mną ten trudny dla mnie czas.

To były takie nasze prywatne wakacje.

Uniosłam głowę i ujrzałam niewielki pałac na wzgórzu. Dokładnie tak jak opisał nam Stefan. Jeremy, wraz z Lisą na rękach, szedł pierwszy a ja, lekko poddenerwowana, podążałam za nimi.

Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami i weszliśmy do środka. Wyglądało to na jakiś stary bar, restauraję. W środku siedziało niewielu ludzi. Jednak klimat tamtego miejsca, sprawiał, że czułam się jak w jakimś psychiatryku. Na ścianie wisiała brudna flaga USA.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
JESTEŚMY NAJJAŚNIEJSZYMI GWIAZDAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz