Rozdział 23. NA UBOCZU NOWEGO JORKU

96 6 3
                                    

Poczułam lekkie wtrząsy i otworzyłam swoje zmęczone oczy. Za szybą było widno a my jechaliśmy już z jakieś trzy dni. Nikt z rodziny jeszcze się do nas nie odezwał, bo dopiero my mieliśmy do nich zadzwonić z innych numerów jak dojedziemy do hotelu. Oczywiście pewnie dojechalibyśmy wcześniej do Nowego Jorku ale przez moje półgodzinne postoje na każdej możliwej stacji beznynowej, nasza podróż nieco się wydłużyła. Nadal zastanawiam się czy Jeremy nie żałuje, że ze mną pojechał. Czy nie byłam dla niego ciężarem?

-Daleko jeszcze? - spytałam tak porannym głosem, że aż mnie samej spodobał się ten głos z wielką chrypą.

Chłopak dopił swojego energetyka i spojrzał na mnie na chwilę. Wyglądał pięknie w tej beżowej bluzie. Albo tylko w moich oczach tak wyglądał.

-Zaraz - odpowiedział nie za bardzo jasno - Zaraz będziemy na miejscu. W telefonie pokazuje mi, że ten bar z kwaterami ma być za jakieś osiem minut. Wytrzymasz? - zapytał.

-Ta - oznajmiłam i oparłam się o zagłówek - Myślisz że tam będzie jedno łóżko, czy dwa? Jak będziemy spać?

Trochę się denerwowałam, bo w najgorszym wypadku musiałam spać z nim w jednym łóżku.

-Nie wiem - wzruszył ramionami - Jak coś to będziesz spała na podłodze a ja z Lisą na łóżku - ukrywał swój śmiech a ja go palnęłam w ramię.

Zacisnął szczękę, więc chyba trochę go zabolało moje uderzenie.

-Zobaczymy kto będzie spał na podłodze - rzekłam pewnie, a potem wyjrzałam za szybę, podziwiając ubocza Nowego Jorku.

-Zobaczymy kto będzie spał na podłodze - rzekłam pewnie, a potem wyjrzałam za szybę, podziwiając ubocza Nowego Jorku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po paru minutach siedzenia w totalnej ciszy, w końcu dojechaliśmy do wyznaczonego celu. Wokół roiło się od pól i długich traw. Byłam zdziwiona, że tu w ogóle nie tętniło życiem, ale co się dziwić, byliśmy na uboczach Nowego Jorku, na jakiejś farmie. Mam nadzieję, że niedługo także pojedziemy w samo centrum tego nieziemskiego miasta snów.

Chłopak zaparkował auto przy trzech innych samochodach. Nie świeciło słońce, wręcz przeciwnie. Czułam że nawet powietrze było wilgotne, co wpędzało mnie w szał, bo nie znosiłam, gdy moje włosy się puszyły od wilgoci. Jeremy wziął narazie jedną torbę a na drugiej ręcę trzymał Lisę. Ja wzięłam plecach i dwie wielkie walizki, z której jedno koło się odczepiło i musiałam podwójnie się z nią męczyć. Szliśmy po wysypanych kamieniach w stronę niewielkiego baru, w którym spędzimy pare dni, dopóki nie znajdziemy czegoś lepszego do spania. Wszystko było zrobione z desek, co przypominało mi dom Janiny. Poczułam nortalgię i jakieś niewielkie szczęście na sercu. Przed barem stał wielki byk zrobiony pewnie z z jakiegoś ciężkiego metalu. Lisa wyciągnęł do niego ręcę a Jeremy pozwolił jej aby go pogłaskała.

-Podobny do ciebie - oznajmiłam cicho, oblizując usta.

Blondyn odwrócił się do mnie.

-Co? - zmrużył oczy i czekał na wyjaśnienie.

JESTEŚMY NAJJAŚNIEJSZYMI GWIAZDAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz