Rozdział 30. TOKSYCZNE POWIETRZE

62 5 0
                                    

Niby wszystko było dobrze, ale jednak nic nie trzymało się tak jak należy. Jedna chwila, sekunda, sprawiła, że zostałam zniszczona na nowo. Próbowałam sobie przetłumaczyć, że Jeremy wcale tak nie uważał, nie myślał w taki sposób, że Lisa nie jest moją córką. Właśnie, tylko myślałam, to nie znaczy, że miałam rację.

Ciągle wptrując się w jego przekrwione od bólu oczy, czekałam aż coś powie, cokolwiek. Patrzył na dół, a jego spojrzenie coraz bardziej gasło. Spocone włosy i opuchnięte wargi.

-Nic mi nie jest - powiedział w końcu, po tym jak zaproponowałam mu opatrzenie rany.

Bolało mnie to, w jakim stanie były jego dłonie.

Byłam wrakiem człowieka. Duchem i przezroczystą istotą, której nawet ja sama nie widziałam. Znikałam powoli, gubiąc siebie po drodze, gdy pomagałam każdemu, tylko nie samej sobie.

To wszystko z bezsilności. Gdybym była inna, i gdybym miała trochę swojej godności, to wyszła bym z tego klubu, nie patrząc na to, że ten sobie zrobił krzywdę uderzając w zasrany paraper. Po co ja w ogóle pytałam? Dlaczego jestem taka dobra dla innych?

Po chwili usiadł pod prapetem a ja słyszałam jak upada z całym ciężarem na ziemię. Oparł się o ścianę i podkulil nogi. Nic nie mogłam odczytać z jego martwego spojrzenia. Lisa siedziała obok, obok swojego ojca. Ja widocznie tam już nie byłam potrzebna.

Odważ się w końcu krzyknąć.

-Chyba na mnie już pora - rzekłam nieśmiało, drapiąc się po oku - Właśnie pewna sytuacja otworzyła mi oczy, nie jestem tu mile widziana.

Wypuściłam powietrze z ust, ciągle czekając na jego jakieś słowo. Bo ja liczyłam na to, że mnie powstrzyma, że nie pozwoli mi nigdzie iść. Przeliczyłam się, jak zwykle. Blondyn nawet nie drgnął, nic totalnie nic. Siedział ciągle w tej samej pozycji, pogrążony w smutku, słuchając śmiechu Lisy.

Odwróciłam się delikatnie na pięcie i mocno westchnęłam.

No idź, już pora. On nie jest dla ciebie a ty nie jesteś dla niego.

Jednak szybko spowrotem odwróciłam głowę i zerknęłam na niego, nawet jeśli on na mnie nie patrzył. Buzowały we mnie emocje i znowu czułam do siebie wstręd, że nie umiałam odpuścić sobie z nim znajomość.

-Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? - zapytałam, czując niepokój w środku i zaciśnięte gardło.

Nadal nie usłyszałam od niego żadnej wiadomości. Lekko westchnął i poruszył dłonią pełną wystających żył, na co przełknęłam ślinę. Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową i już naprawdę zrobiłam krok przed siebie, bo chciałam wyjść z tego pomieszczenia raz na zawsze i nigdy więcej nie wracać.

-Już dość nasłyszałaś się mojego głosu.

Wtedy jego głos mnie ożywił, znowu. Zabolał, współczułam mu jak jakaś kretynka. Jego ton był cichy.

Odrazu pomyślałam o wcześniejszej naszej kłótki, w której powiedział zdecydowanie za dużo i nawet jeśli tak myślał, to mógł chociaż ugryźć się w język, bo ja widocznie nie radzę sobie z prawdą.

Pokiwałam głową, na co uniósł swoją zmęczoną głowę do góry.

-Możemy wracać już do domu? Odechciało mi się koncertu i tak dużo na nim bym nie zarobił - zapytał cicho, patrząc raz na mnie a raz gdzieś obok, jakby się stresował.

Chcę do domu.

-Tak, wracajmy.

Nie czułam już nic, jedynie trochę spokoju, że wracamy do restaracji Nicolasa Aureliusa, ale nadal nie zapomniałam jego bolących słów. Słów Jeremiego, który ewidentnie nie był wtedy sobą.

JESTEŚMY NAJJAŚNIEJSZYMI GWIAZDAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz