Rozdział 4. DUCHY

98 4 0
                                    

A kiedy już odwróciłam się i zobaczyłam, że Jeremy sobie poszedł, wyszłam z pokoju, mając nadzieję, że spotkam tylko swoich przyjaciół, nie jego.

Usłyszałam znajome krzyki w salonie.

-Nigdzie nie idziesz Jeremy! Nie możemy teraz wychodzić! - krzyczała spanikowana Lauren.

Andrew próbował zatrzymywać chłopaka ale ten uparcie się wyrywał.

-Nie wyjdziesz stąd - powiedziała stanowczym tonem Anna - Nie ma takiej mowy, że pozwolę ci teraz iść jeśli jest bardzo źle! Siadaj i posłuchaj co mam wam do powiedzenia.

Stanęłam w progu i spojrzałam na nich. Mój kącik ust lekko się podniósł. Wiedziałam że pewnie będą mnie pytać dlaczego wyglądam jakbym płakała. Całe szczęście, że mam wiele wymówek.

-Aurelia, chodź tu, nie mamy czasu - zawołała Oaza a ja podeszłam do nich.

Wszyscy zajęliśmy miejsca na kanapach. Mój ojciec również tu był bo podobno to była sprawa życia i śmierci.

Anna stanęła na środku i po chwili zaczęła mówić.

-Jest jeszcze bardziej źle niż myślałam - powiedziała Anna głosem jakby zza światów.

Ledwo się trzymała na nogach. Była spięta i ciągle nerwowo skubała skórki przy swoich paznokciach. Janina cicho westchnęła pod nosem i pokręciła głową.

-Usiądź kochana - zaproponowała Janina, która skierowała rękę do Anny.

Anna pokręciła głową.

-Nie - rzekła - Posłuchajcie mnie. Zginęły dwie wiedźmy, które podtrzymywały równowagę tej klątwy. Dlatego teraz będzie jeszcze gorzej. Sprawdziłam ostatnio stary dziennik z zapiskami przodków wiedźm, pamiętacie go? - spojrzała na Janine i Stanislava a ci kiwnęli głowami - No właśnie. To co dziś przeczytałam w nim, sprawiło, że nie mogłam złapać normalnego tchu...

Dreszcz ogarnął całe moje ciało. Spojrzałam na przyjaciół, którzy ani drgnęli.

To było piekło.

-...w skrócie...czeka nas naprawdę ciężki czas - rzekła Anna resztkami sił - Dwie wiedźmy zginęły. To znaczy że teraz zjawiska pogodowe będą szaleć. Nauczyciele coraz bardziej będą umierać i przez to świat oszaleje bo stwierdzi, że nasze miasto Liarwood jest cholera nawiedzone! W tym mogę ja niedługo umrzeć...- cofnęła się i kopnęła nogą krzesło. Mój ojciec do niej podszedł i pocieszył.

-To jak to wszystko powstrzymać? - zapytała Elizabeth - Przecież musi być jakieś rozwiązanie na Boga! - puściły jej nerwy.

Wszystkich nas to już przerastało. Powoli traciliśmy siły do życia.

-Wywołamy duchy w kaplicy obok chatki wiedźm - powiedziała Anna, a Davina pisnęła.

-Słucham? - zapytała przerażona, a ja czułam jak powoli traciłam grunt pod nogami.

David uspokoił ją i objął ramieniem. Lauren z Kayley dyskutowały z naszą nauczycielką, a Elizabeth piłowała pilniczkiem swoje pazury. No cóż, można i tak.

-Co?! Nie, nie będę wywoływać żadnych duchów! - wrzasnęłam, a wszyscy skierowali swoje twarze na mnie - Nie chcę mieć potem problemów! Kto teraz zginie, Lauren, Davina a może mój ojciec?! Przecież Severyn tak niedawno umarł, a co tam, będzie więcej trupów!

Zdenerwowałam się i nie hamowałam tego. Byłam wkurwiona, że nikt nie widział powagi sytuacji. Byliśmy w bagnie i nie mogliśmy z niego wyjść.

Potrzębuję usłyszeć głos Evy.

JESTEŚMY NAJJAŚNIEJSZYMI GWIAZDAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz