33

224 15 6
                                    

Dwa dni temu byly urodziny Louisa, a ja zapomniałem 😿, wybacz mi best catboyu. Następne urodziny to 20 marca, Hudson i postaram się o tym nie zapomniec, bo chce się wyrobić z Bondson oneshotem do tego czasu 😼😼😼

A skoro juz mowimy o Bondson...

Piękno Bondson. Omówienie tego shipu, dlaczego działa i jest cholernie uroczy.

Cóż, będąc szczerym na początku nie pokochalem tego shipu dlatego, że myślałem jakoś więcej nad tym dlaczego jest dobry. Po prostu moje dwie ukochane postacie miały szanse na zakochanie się w sobie i jest to po prostu wholesome i słodkie. Jednak ten ship ma znacznie większe podstawy, by powiedzieć nie tylko ze jest uroczy, ale rowniez sensowny i pomagający się rozwijać postaci Bonda i Hudson.

 Przy pierwszym spotkaniu Bonda i Hudson widać że nie darzą sie sympatią, Bond stara się być miły, ale tak naprawdę jest skupiony na zapewnieniu sobie bezpieczeństwa, gdy Hudson wydaje się zazdrosna. Ale o kogo? O Sherlocka? Cóż, może trochę, bo troszczy się o niego, wewnetrznie darząc  przyjacielską sympatią, nie chciałaby żeby jakas obca osoba omotala go sobie w okół palca ani nic w tym rodzaju. Ale w jej motywacji jest coś jeszcze... Bond (kiedy był znany jeszcze jako Irene) był ideałem. Im bardziej słodko i zdrowo się zachowywał, tym wieksze było ziyrytowanie Hudson. Bo wewnętrznie też zdążyła obdarzyć go sympatią, ale nie umiała tego wyrazić, udało jej się to jakiś wydukac podczas pożegnania. Dlaczego?Bo Hudson nie jest dobra w uczuciach.

To kanon. Hudson nie lubi uczuć, "bycia miękkim". Jest panną w zdominowanych przez mężczyzn czasach wiktorianskich i musi być twarda jeśli ma sobie tak radzić. Większość jej czasu ekranowego to praktyczne decyzje i życie tylko terazniejszosciom: sami przyznacie ze powracający gag z nią to troska głównie o czynsz.

Ale potem ludzie UMARLI. Straciła ideał (Bonda). Straciła przyjaciela (Sherlocka). Jej postac przestała być gagiem, stała sie postacią w żałobie. Nie miała już czasu, by okazać im swoje uczucia. Było za późno. I chociaz zaczela okazywać uczucia to  były nimi jedynie smutek i nostalgia.

Ale... Co za zwrot akcji! Ludzie, których straciła, jednak żyją. Jej uczucia są uzdrowione. Jej ponowne spotkanie z Bondem pokazuje, jak bardzo potrzebowała, by ruszyć do przodu w świecie w którym żyją ludzie dla niej ważni i którym może okazywać uczucia.

Teraz Hudson jest nadal tą samą silną, rozważną osobą. Ale pozwala sobie tez na ukazywanie uczuc. Więc to najlepszy czas, by zrozumiała swoje uczucia do Bonda.

Omowilismy już dlaczego uczucia do Bonda są ważne dla Hudson, ale dlaczego uczucia do Hudson są ważne dla Bonda? Cóż, to wiąze sie z jego przejściem. Ustalmy sobie jedno: Irene Adler nigdy nie istniała. Bond mówi "ta kobieta nie żyje", bo nigdy nie żyła. Irene nigdy nie było i zawsze byl James, nawet jeśli nie potrafił pokazać, że jest mężczyzną i gdy używał innego imienia. Fandom lubi postrzegać Irene jako odrębną osobę i nie ma w tym nic złego, o ile pamiętamy, że Adler nie istnieje. Pozostaje tylko martwym imieniem i nazwiskiem istniejącej osoby.

Bond nie jest nowym Adler. Adler nie jest starym Bondem. To ta sama osoba. Ta osoba wybrała imię Bond i zaimki he/they i powinniśmy to uszanować. Ta osoba jest mężczyzną, wyraznie to zakomunikował.

Bond musiał porzucić swoją przeszłość, aby rozpocząć swoje prawdziwe życie jako mężczyzna, którym naprawdę jest. Ten człowiek musiał poświęcić wszystko co znał, by po pierwsze zyskac bezpieczeństwo, a po drugie zacząć być sobą. I było mu z tym dobrze. To jest całkowicie w porządku.

Pomimo tego ze czuł sie dobrze z odrzuceniem starego życia, to nostalgia pozostała. Świat nie może wiedzieć, że primadonna, który przyjaznił sie z Sherlockiem i z którym panna Hudson chciałaby się napić herbatki, który wskoczył do wody by wyłowić tonącą dziewczynkę, który otwierał możliwości przed ludzmi którzy ich nie mieli,  jest mężczyzną. Musiał odrzucić swoją przeszlosc, poznanych w niej ludzi i zrobione w niej rzeczy, bo żyje w swiecie który nie zaakceptowałby go jako trans mezczyzny. To nie jest sprawiedliwe.

I w tym wszystkim jest Hudson. Hudson, który znała Bonda, zanim wybrał własne nazwisko, zanim pokazał kim jest. Hudson, która zawsze była ważna dla Bonda. Hudson, która kiedyś znała Bonda i która zrozumiała, kim on jest. Zawsze był. Ona nie jest jak Sherlock czy Watson: nie myli Bonda z kobietą, którą nigdy nie był. I tego właśnie Bond zawsze potrzebował. Osoba, która go akceptuje. Osoba, która zna jego martwe imię i ciało, jest elementem jego przeszłości i która nadal widzi w nim mężczyznę (grupa Moriarty'ego też teoretycznie, ale oni pozwolili mu na rozpoczęcie życia jako mężczyzna at the first place, więc to troche inna sprawa, poza tym nie znał ich wcześniej z wyjątkiem Alberta, to nie to samo co Hudson z którą spędził więcej czasu). Hudson to osoba, która kocha Bonda.

Wystarczy spojrzeć na scenę, w której Hudson rozpoznaje go i chce wymówić stare nazwisko Bonda, ale gwałtownie zmienia to na „Panie Bond" i przytula go. To było spełnienie marzeń Bonda. Osoba, która wie kim on jest. I kocha to jaki jest.

Poza tym to jest tak cholibka śmieszne, że Bond zawrócił w głowie wszystkim na Baker Street 221B. Był pierwszą "kobietą", która interesowała Sherlocka Holmesa (niekoniecznie w romantyczny sposób)(nawet nie był kobietą), bi awkening Watsona (non-manga readers nie zrozumieją, ale Watson był totalnie simpem dla Bonda w przebraniu króla Czech, a w spotkaniu po latach dosłownie pierwszą rzeczą jaką mu mówi jest to, że nigdy nie będzie przystojniejszy od niego) i coś jest tez na rzeczy z Hudson (MOJE MALE SLONECZKA AAAAAA KOCHAM TEN SHIP)(jak ja sie cieszę ze jest z nimi coraz więcej tiktokow)(i są aż cztery fanarty)

Yuukoku no Moriarty talksy i headcanony yippeeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz