Rozdział 42

942 64 109
                                    

Ostatni tydzień czerwca był dla Hermiony i jej przyjaciół bardzo intensywnym okresem. Podczas egzaminów końcowych i przygotowań do nich wylewali siódme poty w szkolnej bibliotece, bo od uzyskanych wyników zależało to, jakie przedmioty ostatecznie będą mogli zdawać na OWTMach.

W związku z egzaminami profesor Dumbledore pozwolił Hermionie i Harry'emu zrezygnować z lekcji Oklumencji, dzięki czemu dziewczyna w końcu miała czas na naukę. Gdy w piątek o piętnastej trzydzieści wyszła z Wielkiej Sali po egzaminie z Numerologii odetchnęła z ulgą. Przetrwała ten rok. I, jeśli się nie myliła, zdała wszystko śpiewająco.

Gryfoni z szóstego roku całą sobotę przesiedzieli na błoniach Hogwartu, delektując się spokojem. W poniedziałek czekało na nich tylko pożegnalne śniadanie i pociąg do domu, czego wszyscy nie mogli się już doczekać.

Większość uczniów pakowanie się zostawiło na niedzielne popołudnie, ale nie Hermiona, która pod pretekstem oddania książek do biblioteki postanowiła ostatni raz w tym roku szkolnym spędzić trochę czasu ze Snapem. Następny raz mieli by zobaczyć się dopiero we wrześniu.

Ponieważ była pora obiadowa, korytarze zamku były całkowicie puste. Sprawdziła na Mapie Huncwotów, że jest w swoich kwaterach, zanim zapukała do drzwi. Czekając na jego reakcję dezaktywowała mapę i schowała ją do kieszeni.

Gdyby wciąż obserwowała magiczny pergamin, widziałaby jak kropka z podpisem "Severus Snape" zaraz po tym, jak Hermiona zapukała do drzwi, wychodzi z sypialni, przechodzi przez salon i pojawia się w gabinecie.

- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem wpychając się do gabinetu, gdy tylko otworzył drzwi.

- Granger, nie powinnaś teraz pakować kufra? - Zapytał markotnie, patrząc na nią ze znużeniem. Miał nadzieję, że będzie mieć od niej wolne przez najbliższe dwa miesiące.

- Przyszłam się pożegnać. Jesteś chory?

Przez tydzień się nie widzieli (wyłączając czas trwania egzaminu OPCM), więc dopiero teraz zwróciła uwagę na jego bardziej niż zwykle ziemistą cerę i zmęczone oczy.

- Tak, jak cię widzę - prychnął. Zaśmiała się lekko, bo nie była świadoma ile prawdy było w tym stwierdzeniu.

- Nie zostanę długo. Może zagramy w pokera? - Poprosiła przekrzywiając lekki głowę.

- Rozgość się - polecił cierpkim głosem.

Weszła do jego salonu, jak do siebie. Rozsiadła się wygodnie na sofie i poczekała, aż jej towarzysz przygotuje karty. Grali dość długo, raz na jakiś czas wymieniając uszczypliwości. Już dawno przestała przejmować się wyzwiskami skierowanymi w jej stronę. Czasami nawet zbierała się na odwagę, aby odpowiedzieć mu coś o podobnym wydźwięku.

- Dobra - powiedziała zirytowana, gdy na zewnątrz było już ciemno. Został jej tylko jeden samotny żeton. - Poddaje się.

- Pomyślałby kto, że cechą Gryfonów jest odwaga - prychnął z lekkim uśmiechem w kąciku ust.

- Odwaga, a nie głupota - sprostowała dumnie.

- A to nie jest dla was synonim?

- Dokładnie taki sam, jak dla Ślizgonów ambicja i wredota.

- Ktoś nie potrafi przegrywać - skwitował.

- Mylisz się, umiemy. Dlatego odpuszczam - wyjaśniła spokojnie, ale z obrażoną miną.

- Tak sobie tłumacz, pisklaku. - Z miną pełną satysfakcji zgarnął ze stołu karty.

- Mogę zostać i coś poczytać? - Poprosiła.

Nie Zamykaj Oczu [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz