Rozdział 57

852 62 105
                                    

Ron pełnił swoją nocną wartę przed namiotem rozważając ubiegły dzień. Szukali Hermiony po całym lesie, do momentu, gdy odkryli spalone ciała między drzewami nieopodal ich obozu. Wtedy przestali szukać. Harry nie chciał rozmawiać na ten temat. Zarządził, że muszą się przenieść, bo ich obecna miejscówka nie jest już zapewne bezpieczna.

Nikt nie powiedział tego głośno, ale obaj przeczuwali najgorsze. Nie było sposobu, aby dowiedzieć się, czy jedno ze spalonych ciał to Hermiona Granger. Pewne było tylko tyle, że w lesie miała miejsce zacięta walka, podczas której zginęły cztery osoby. Być może była tam ich przyjaciółka. Która na pewno nie mała różdżki.

Od przeprowadzki Harry nie odezwał się ani razu. Wisielczy humor udzielił się również Ronowi. Radość ze zniszczonego dzień wcześniej Horkruksa wyparowała jak kropla wody na pustyni. Byli w kropce i nie mieli nikogo, do kogo mogliby się zwrócić o pomoc.

Rudowłosy rozejrzał się ostatni raz po polanie dookoła namiotu, bo zamierzał na chwilę wejść do środka ogrzać ręce. Znieruchomiał widząc ciemną postać zbliżającą się do środka polany. Przetarł oczy, gdy roztrzepane kręcone włosy dały mu jasną sugestię, kto jest tą tajemniczą postacią. Może to tylko zwidy, bo tak bardzo chciałby, aby to była prawda? Kilka metrów od niego zatrzymała się Hermiona Granger. Ich Hermiona!

- Harry - Zawołał, wiedząc, że poza barierą postać i tak nie może go usłyszeć. - Harry, do cholery! Wstawaj!

Po chwili głośnego szamotania w namiocie sylwetka czarnowłosego chłopaka wychyliła się przez płachtę odgradzającą wejście do ich polowego domu.

- Co jest? - Zapytał zaspanym głosem, ale nie potrzebował odpowiedzi. Zobaczył to, co widział Ronald. - Hermiona? - Wyszeptał na wydechu, czując, że nie może oddychać.

- Harry, stój! - Zatrzymał go przyjaciel, gdy zobaczył, jak Potter bezwiednie podąża do brzegu bariery oddzielających ich od młodej kobiety na polanie. - Musimy się upewnić.

Wbiegł do namiotu, jak po ogień. Chwilę później pojawił się na zewnątrz z kawałkiem gazety, którą przyniósł ze sobą po powrocie do przyjaciela i wiecznym piórem. Na kolanie napisał krótką wiadomość i zgniótł papier w kulkę, którą przerzucił przez barierę trafiając kobietę w ramię. Podniosła zgnieciony papier i rozłożyła, przesuwając wzrokiem po wiadomości.

- W cholernego kota, Ron - powiedziała wyraźnie. - Zmieniłam się w kota.

- To ona - wyszeptał Harry z nostalgią w głosie. Machnął różdżką, a bariera rozdzieliła się, umożliwiając ich przyjaciółce wejście do środka.

Gdy przekroczyła granicę, jej oczom ukazała się dwójka młodych mężczyzn wpatrujących się w nią, jak w ducha. Przez dłuższą chwilę nikt się nie poruszył.

- Nie cieszycie się, że mnie widzicie? - Zapytała cicho.

Wtedy wybudziła ich z letargu. Obydwaj rzucili się do niej z taką siłą, że nie mogła utrzymać równowagi. Cała trójka upadła na zmrożoną ziemię. Hermiona jęknęła, bo to ona pełniła rolę najniższej "kanapki".

- Ale z was kloce - sapnęła cicho. Jej prawe udo wciąż rwało w miejscu po ranie.

- Hermiono, jak? - Zapytał Harry, który wciąż nie wierzył, że jest prawdziwa. - Myśleliśmy... JA myślałem...

- Sorry, Miona - sapnął Ron, szybko zbierając się z ziemi i podając jej rękę. Miał minę, jakby wygrał główną nagrodę w Twojej Magicznej Fortunie. - Harry dobrze spytał, jak?

- Długa historia - szepnęła kręcąc głową z niedowierzaniem. Znów byli razem. - Pierwsze powiedz jak ty wróciłeś?

- Chodźmy do namiotu - pociągnął ją za rękę i kontynuował: - Moja historia jest krótka. Najpierw dostałem po głowie od mamy i Ginny, potem od taty i bliźniaków. A na końcu od Lavender, która wydarła się na mnie tak, że nawet tata poklepał mnie później po ramieniu, żeby dodać mi otuchy. Powiedział, słuchaj uważnie: "Synu, to będzie dobra Molly, znaczy się dobra żona".

Nie Zamykaj Oczu [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz