Rozdział 52

904 58 161
                                    

Czternaście osób na podwórku domu w Little Whinging zbierało się właśnie do drogi. Pod osłoną nocy nikt z sąsiadów nie mogę zauważyć, że wśród małego tłumu znajdowało się aż siedmiu Potterów. Hermiona ubrana w rzeczy Harry'ego poprawiała denerwujące okulary na nosie, razem z Kingsley'em przygotowując się do startu.

- Musisz mi pomóc - powiedziała do mężczyzny.

- Ty go nie widzisz? - Zapytał mając na myśli testrala, niecierpliwie grzebiącego kopytami w trawie.

- Nie - wyznała z lekkim wstydem, chociaż fakt, że nigdy nie była świadkiem niczyjej śmierci nie powinien być tego powodem.

- Myślałem, że w ministerstwie...

- Nie widziałam tego osobiście - westchnęła na wspomnienie ojca chrzestnego Harry'ego. - Byłam w innej części pomieszczenia.

- To nic. Podsadzę cię - powiedział ładując się na grzbiet stworzenia. - Zaciśnij uda, żebyś nie spadła. One nie lubią być osiodłane w sztywne siodła.

Wiedziała o tym, ponieważ już raz miała okazję podróżować w ten sposób. Luźny kawałek materiału, który również był dla niej niewidzialny połaskotał ją po kostce, gdy przerzucała nogę przez grzbiet zwierzęcia. Zgodnie z poleceniem zacisnęła kolana i zadrżała, gdy poczuła ostre zebra przebijające się przez skórę magicznego konia. Rzuciła okiem na trawnik i ponownie poczuła dreszcz, zupełnie jak w dniu ich wyprawy do Ministerstwa. Wyglądała, jakby lewitowała w powietrzu, bez żadnego oparcia. Jednak i tak wolała ten środek transportu, niż miotły.

- Nikt nie łamie szyku! - Warknął Szalonooki, będąc już w gotowości do lotu. Ruszył ręką dając pozostałym gotowość do drogi.

Wystartowali. Lecieli wysoko nad ziemią mijając malejące w oddali domy. Pogoda nie sprzyjała. Im dalej od gruntu, tym ciemniej i bardziej nieprzyjemnie się robiło. Przestała widzieć grunt pod spodem i tym bardziej źle czuła się jadąc na testralu, którego nie widziała.

- Już są - uprzedził ją Shacklebolt, zanim sama zauważyła grupę postaci ubranych na czarno w znajome jej szaty. Miała jeden raz okazję być ubrana w taki płaszcz.

- Miejmy nadzieję - odpowiedziała mu i mocniej zacisnęła nogi na testralu.

Nie czekali długo na pierwsze klątwy, które padły w ich kierunku. Zgodnie z założeniami, z każdym przelecianym metrem rozchodzili się na różne strony, aby jak najbardziej zminimalizować ryzyko masowego ataku na całą grupę. Jednocześnie dbali o to, aby nikt nie został całkiem sam na polu teoretycznej bitwy. Postaci na miotłach wmieszały się w ich szyk, atakując z każdej możliwej strony. Ledwo nadążała z parowaniem zaklęć przynajmniej pięciu przeciwników, którzy byli zaangażowani w atak na ich dwójkę. Dysproporcja między walczącymi stronami była ogromna. Kingsley był świetny w tym, co robił. Razem z Hermioną skutecznie odpierali ataki. W niedługim czasie pozbyli się trzech przeciwników. Młoda czarownica starała się jak mogła, odbijać uroki, które dwójka pozostałych przy nich Śmierciożerców posyłała w ich stronę. Słowa "nawet za cenę życia" odbijały się echem w jej głowie, w pewnie sposób dodając jej sił do walki.

- Chyba się zorientowali - warknął mężczyzna, jedną ręką wciąż trzymając uprzęż zwierzęcia, a drugą ręką odbijając lecące w ich stronę zaklęcia. Śmierciożercy przenieśli swoje siły na inne pary, ale wciąż pozostało dwóch, którzy zaciekle ich atakowali. Przyszła jej do głowy jedna myśl i nie zastanawiając się nad konsekwencjami wprowadziła ją w życie.

Nie Zamykaj Oczu [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz