Rozdział 56

867 66 87
                                    

Gdy Severus opanował sytuację związaną z Hermioną Granger powrócił ponownie do miejsca w lesie, gdzie ukrył miecz Gryffindora. Kryjówka była wciąż nienaruszona. Był to jednocześnie dobry i zły znak. Dobry, ponieważ nikt niepowołany nie zabrał przedmiotu, a zły, ponieważ to oznaczało brak jakichkolwiek poszukiwań zaginionej przyjaciółki przez tych dwóch półgłówków.

Zdecydował, że zanim zwabi Pottera do miejsca ukrycia miecza pozbędzie się skutków niespodziewanego spotkanie między Granger i szmalcownikami. Znalazł ich ciała dokładnie tam, gdzie je zostawił. Przez moment zastanawiał się, co z nimi zrobić. Ostatecznie najbezpieczniej będzie, jeżeli ich zwłoki po prostu znikną i nikt nie będzie mógł ich zidentyfikować i zbadać. W tym celu wykorzystał szatańską pożogę. Szybkie i skuteczne.

Po powrocie pmw okolice niewielkiego jeziora pełniącego funkcje skrytki, wybrał odpowiednie miejsce w zaroślach, które gwarantowało mu pozostanie niezauważonym, a równocześnie umożliwiało kontrolowanie sytuacji.

- Expecto Patronum - powiedział niezbyt głośno, przywołując do siebie srebrną lanie. - Znajdź i przyprowadź Pottera - polecił.

Patronusa popędził przed siebie, a jemu pozostało czekać na efekty. Po dobrych dwudziestu minutach zobaczył ponownie srebrne zwierze i podążającego za nim Pottera. Z jednej strony był zadowolony. Plan się powiódł. Z drugiej, zaniepokoił się odrobinę. Chłopak bardzo łatwo dał się zwabić do lasu. Tym razem w słusznej sprawie.

Zgodnie z założeniem, srebrna łania zaprowadziła Wybrańca do miejsca, w którym ukryty był miecz. Tak, jak oczekiwał Severus, Harry Potter od razu podjął próbę wydobycia go spod tafli wody. Na niekorzyść Harry'ego, na miecz nie działały żadne zaklęcia przywołujące.

Czemu ten idiota się nie wynurza? Cholerny Potter chyba imię pływać, skoro wytrzymał pod wodą godzinę podczas turnieju, zastanawiał się.

Jednak sekundy mijały, a Harry Potter wciąż pozostawał pod taflą. To nie wróżyło dobrze. Odczekał jeszcze trzydzieści sekund, ale sytuacja wciąż pozostawała bez zmian. Nie było dobrze, gdyby Potter utopił się, zanim wojna się skończy. Chociaż niejednokrotnie miał ochotę utopić tego impertynenta w kociołku, szybko podjął decyzję o ujawnieniu się. Uczynił niezgrabny ruch ramionami, jakby starał się zdjąć pelerynę, zanim przypomniał sobie, że zostawił ją u Aberfortha.

Nie zdążył zrobić kolejnego kroku, gdy usłyszał kroki w lesie. Uniósł różdżkę w gotowości, aby przygotować się na nadejście intruza. Już miał unieszkodliwić przeciwnika, gdy zza drzew wyłonił się nie kto inny, tylko cholerny Weasley z wielkim plecakiem turystycznym na plecach!

Czy oni wszyscy chodzą na bezsensowne przechadzki po lesie, zamiast się ukrywać? Najpierw jedno, później drugie, pomyślał.

Cofnął się o krok, aby utonąć w mroku i ponownie przywołał Patronusa, tym razem niewerbalnie. Srebrna łania pojawiła się na tafli wody, mając tylko jeden cel: zwabienie do siebie Ronalda Weasleya. Zrobiła to całkiem skutecznie. Minutę później zarówno Weasley, jak i Potter wraz z mieczem siedzieli na zmarzniętej ziemi, oddychając ciężko. Rudowłosy poklepał przyjaciela po ramieniu i roześmiał się zdenerwowanym śmiechem.

- O stary, powaliło cię? Takie kąpiele, samemu, w zimie? - Weasley zrugał Pottera.

- Nie miałem wyboru - oburzył się Potter, drżąc na całym ciele. - Musiałem zniszczyć to cholerstwo, a skoro miecz pojawił się tutaj...

- Wiem, a mnie nie było - powiedział ze wstydem Ron. - Trzeba było wziąć Hermionę.

- Ona też odeszła... - odpowiedział ubierając spodnie. - Nawet nie wiem jak. Miałem wizję przez medalion... A jak się otrząsnąłem, już jej nie było.

Nie Zamykaj Oczu [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz