Córki Diabła przekroczyły próg klubu. Mictlan rozglądała się z uwaga, chłonąc każdy szczegół pomieszczenia. Pierwszym co rzuciło się w oczy brunetki były ściany wykonane z białych cegieł. Sprawiały one wrażenie surowych dokładnie tak jakby klub nigdy nie został ukończony. Diablica jednak rozumiała, że efekt ten był w pełni zamierzony przez właściciela. Pomiędzy ścianami dostrzec można było filary zapewne sprytnie ukrywające nagłośnienie. Podłogi w klubie były wykonane z szarego marmuru, a przynajmniej na takie miały wyglądać. W rzeczywistości jednak Mictlan zdawała sobie sprawy z tego, że materiał, którego użyto miał jedynie przywodzić na myśl prawdziwy marmur. W samym centrum dużego lokalu znajdował się pusty parkiek, który z pewności mógł pomieścić mnóstwo tańczących ludzi. Po prawej stronie znajdowały się specjalne loże. Stały w nich szare kanapy o białych detalach oraz stoliki pośrodku wykonane w tej samej kolorystyce. Po lewej stronie klubu znajdowały się trzy sporo stanowiska dla barmanów. Bary wykonane z tego samego materiału co podłoga zdały się dobrze pasować do reszty klubu. Na wprost od wejścia znajdowała się spora scena najpewniej przygotowana z myślą o muzyce na żywo. Mimo iż ostatnia impreza zakończyła się z pewnością kilka godzin temu w powietrzu nadal unosił się nieprzyjemny zapach papierosów oraz alkoholu, który niesamowicie drażnił kobietę. Z głośników wydobywała się cicha muzyka, która zapewne była powszechnie rozpoznawana wśród ludzi. Aktualnie w klubie panował względny spokój, który jednak nie sprawić, że była w stanie przychylniej spojrzeć na miejsce ludzkiej rozpusty.
Mictlan nigdy nie lubiła takich miejsc. Rozpusta ani spożywanie alkoholu nie były uważane przez nią za rozrywkę. W tym temacie mocno różniły się od Saren. Ona ubóstwiała alkohol do tego stopnia, że jej zapędy można było spokojnie nazwać podchodzącymi pod alkoholizm.
— Twój genialny plan opiera się na tej dziurze? — Mictan nie mogła odpuścić sobie uszczypliwości rzuconej stronę siostry.
— Pozyskiwanie dusz to sztuka siostrzyczko. A każdy artysta potrafi dostrzec potencjał w najbardziej niepozornej rzeczy. — Diablica podeszła do baru, na którym oparła dłonie. — Gotowy poznać szczegóły?
— Jakbym miał jakiś wybór. — Miran odłożył wcześniej mytą szklankę, by spojrzeć na córki swojego Pana. — Mictlan. — Wydusił odruchowo, gdy ją dostrzegł.
— Znacie się? — Saren uniosła brew, spoglądając to na demona to na Mictlan. — Mnie jakoś nie poznałeś. — Rzuciła z pretensją, krzyżując ramiona na piersiach.
— Swego czasu mi służył. — Wyjaśniła starsza z córek diabła. — To dlatego jest tutaj. Bo mu na to pozwoliłam.
— Od kiedy masz tak wielkie serce siostro? — Brunetka spojrzała na demonice, dokładnie tak jakby chciała spojrzeć na jej duszę. — Nie pasuje mi to do władczyni śmierci. — Kiedy jej towarzyszka odpowiedziała jedynie milczeniem, przeniosła wzrok na demona. — Co łączyło cię z Mictlan?
— Byliśmy kochankami. — Wyznał, nie mogąc okłamać córki swej stwórczyni. — Zapewne setki lat przed twoim urodzeniem.
— Saren urodziła się rok po tym, jak pozwoliłam Ci odejść. — Wyznała starsza z diablic. — Wiedziałam, że jeśli zostaniesz, ojciec zrobi z ciebie sługę najmłodszego ze swych potomków. A ty zawsze byłeś zbyt potężny, by dowodziło tobą diabelne dziecko. To sprowadziłoby plagi egipski na piekło.
— Dlatego ojciec tak bardzo cię nie znosi. — Stwierdziła diablica, przez chwilę tracąc maskę bezwzględnego kata. — Pozwoliłaś odejść demowi, którego obdarzyłaś uczuciem przy okazji, ratując nas wszystkich.
— Ojciec nienawidzi mnie z wielu powodów siostro. — Ułożyła dłonie na biodrach. — Jednak tym czynem przekreśliłam się w jego oczach na stałe. I nigdy nie kochałam Mirana. Dzieci diabła nie potrafią kochać.
CZYTASZ
Sinners And Mortals
FantasyZstąpiła na ziemię, by posiąść trzy dusze. Dwie już zniszczyła tylko jedna pozostała. Po koronę piekła już sięga. I nagle coś się zmienia, a korona sprzed oczu jej znika.