III

61 8 0
                                    

Mictlan zmniejszyła odległość między sobą a siostrą. Powaga malująca się na jej twarzy nie była niczym nowym. Kobieta była bowiem obarczona ogromnym ciężarem. Kiedy jej siostra wyczuwała demony, ona czuła śmierć. Jedno spojrzenie wystarczyłoby mogła dostrzec, kiedy nadejdzie czyjaś godzina. Jeśli w jej pobliżu znajdowała się osoba, która miała niebawem umrzeć i to nie mogło umknąć jej uwadze.

— Od kiedy ubierasz się jak śmiertelniczka? — Jej spojrzenie skupiło się na ubraniach dziewczyny.

Starsza z sióstr znała Saren od urodzenia. Dlatego też rozumiała jej nature aż nadwyraz dobrze. Wiedziała, w co zwykła się ubiera. Skórzane i ciemne ubrania. Niekiedy krótkie i obcisłe sukienki. Nigdy nie ubierała się przeciętnie. To nie leżało w jej diabelnej naturze.

— Od kiedy nie świecisz rogami siostro? — Saren usiadła na schodach prowadzących do niegdyś centrum świątyni.

Oczy kobiety utraciły białka, jak i tęczówki. Nagle stały się nieprzeniknione. Czarne i puste niczym u samego diabła. Na głowie pojawiły się rogi, które zawijały się ku dołowi. Ozdabiała je różnego rodzaju biżuteria podkreślające uwielbienie ich właścicielki do tego konkretnego elementu jej ciała. Za kobietą ciągnął się szpiczasty ogon równie czarny co para rogów.

— Czy teraz lepiej? — Usta Mictlan wykrzywiły się w nienaturalny uśmiech, odsłaniając parę szpiczastych kłów.

– Naturalniej. — Saren podniosła się z wcześniej zajmowanego miejsca i podeszła do jednego z kufrów stojących w dawnej świątyni. — Po co przyszłaś? Bo chyba nie po to by zarzucać mi brak stylu.

— Danjal nasz najstarszy brat jest niepocieszony faktem, iż nadal jesteś ulubienicą ojca. — Kobieta ułożyła dłonie na biodrach. — Jestem pewna, że zrobi wszystko by przeszkodzić ci w zdobyciu korony. A ja prędzej pokłonie się aniołom niż temu wariatowi.

Danjal był pierworodnym potomkiem Lucyfera. Narodził się niemal dwa tysiące lat temu jako syn króla piekła i jego najważniejszego kata. Od zawsze powtarzano mu, że to on obejmie tron piekła, jednak posiadał pewna słabość. Nie mógł fizycznie opuścić piekła. Jego matka narodziła się w jego centrum, co czyniło go niewolnikiem. Jego rodzeństwo dzięki matką, które za życia kroczyły wśród śmiertelnych, mogło opuszczać czeluści ciemności w fizycznej formie. Dlatego też sam Lucyfer zdecydował, że jego najstarszy syn nie otrzyma tronu piekła.

— Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć. — Diablica położyła dłoń w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. — Aż chyba trochę lodu z serca mi spadło.

— W takie cuda nikt nie wierzy. I nie schlebiaj sobie. Pomagam Ci nie dlatego, że cię lubię tylko dlatego, że jesteś mniejszym złem.

Mictlan doskonale wiedziała, że nigdy nie zostanie ulubienicą ojca. Nie miała żadnych szans, by stać się królową piekła. Danjal też ich nie miał, jednak on nie obawiał się gniewu Lucyfera. Był on zdolny do wszystkiego, a sam król piekła nie widział w nim zagrożenia. Co było jego największym błędem. Dlatego właśnie to jej młodsza siostra musiała wygrać. Inaczej samo piekło upadnie pod szaleństwem pierworodnego potomka Szatana.

— Co na to reszta jakże kochanej rodzinki? — Dziewczyna zrzuciła z siebie koszulkę i dżinsy, by móc ubrać bardziej typowy dla siebie komplet.

— Bast jest zbyt zajęta swoimi dziwkarzami. Neto, jest wszystko jedno kto będzie rządził. Byle mógł czasem wywołać jakąś wojnę. Orcus za to klasycznie pragnie jedynie samotności. A Iblis twierdzi, że które z was nie wygra, zawsze będzie źle.

— Nie wierzę, że to wszystko moje rodzeństwo. — Saren włożyła na siebie wybrane ubrana i stanęła naprzeciw siostry. — Jednak to nieważne. Ponieważ już tej nocy pozyskam dwie dusze dla naszego ojca.

— Widzę, że nie próżnujesz. — Oczy kobiety wróciły do poprzedniego stanu. Rogi, jak i ogon zniknęły. — Kogo wybrałaś?

— Młoda dziewczyna. Bije od niej tyle dobroci a została tak bardzo skrzywdzona . A na deser jej oprawca. — Poprawiła ciemne włosy, które opadły na jej twarz. — Załatwię to w miejscowym klubie. Nikt nawet nie zorientuje się, kiedy będzie już po krzyku. A twoja obecność jedynie ułatwia moja zadanie.

— A trzecia z dusz? Ta, która nieustanie waha się między tym, co dobre a tym, co złe.

— Spokojnie. I tą szybko odnajdę i równie szybko zniszczę. — Podeszła do jednego z ustawionych przez siebie luster. — Tak wiele w tych czasach zagubionych dusz. Mam w czym wybierać.

Przyjrzała się własnemu odbiciu jak zawsze zadowolona z tego, co widzi. Czarny materiał obcisłej spódnicy idealnie podkreślał jej kształty. Podobnie miała się sytuacja z czarnym topem z długimi rękawami. Do tego czarne szpilki. Wyglądała seksownie, a jednocześnie nie nadmiernie zjawiskowo.

— Lepiej ubierz płaskie buty. — Zwróciła się do siostry. — Inaczej wystraszysz wszystkich śmiertelników w mgnieniu oka.

— Czyli rozumiem, że twój plan zakładają moją interakcję z tym którego wybrałaś. — Kobieta podeszła do jednego z kufrów. — Zapowiada się doprawdy ciekawa noc.

— Gwarantuje, że nie zapomnisz nocy, podczas której zgładziłaś pierwszego śmiertelnika. To cudowne uczucie.

— Znam się na śmierci. Czuję ją niemal nieustanie, kiedy tylko zstąpię na ziemie. Nie musisz mi mówić, jak to jest.

— To nie chodzi o poczucie śmierci. — Zapewniła, poprawiając materiał ciemnej spódnicy. — Chodzi o poczucie wyższości. Kiedy sprawisz, że człowiek sam siebie pogrąży, poczujesz się od niego lepsza. To jest w tym wszystkim najlepsze.

— Jesteś dokładnie taka jak ojciec. — Mictlan zamieniła wysokie buty na płaskie kozaki. — Właśnie dlatego tak bardzo pasujesz na królową. Tego nikt nigdy nie mógł ci odmówić.

Córka anielicy śmierci nigdy nie nadawała się na królową. Jak bardzo nie pragnęłaby poczucia władzy i kontroli nie umiała rządzić. Sprawowanie władzy w piekle przerastało ją na wiele sposobów. I musiała się z tym pogodzić.

— Schlebiasz mi siostro. — Saren nałożyła na usta krwiście czerwoną szminkę. — Równie mocno cieszy mnie fakt, iż rozumiesz, kto tutaj nadaje się na władcę.

Saren uwielbiała czuć się ważna. Poczucie bycia lepszą od siostry było czymś niepowtarzalnym. To była jedna z tych cech, której można było spodziewać się po córce Lucyfera i Lilith.

— Nie wpłynę na pewne rzeczy. I muszę nauczyć się z nimi żyć. Choćby czuła w związku z nimi palący wręcz gniew.

— Rozumu nikt Ci odmówić nie może.

Saren ruszyła do wyjścia ze sprofanowanego kościoła. Zamierzała udać się do lokalu nieco wcześniej. Musiała bowiem dopracować swój plan a w tym celu zmuszona była dokładnie rozeznać się w klubie. A najlepiej było zrobić to zanim zbiorą się żądni doznań śmiertelnicy.

— Od jak dawna to planujesz? — Mictlan zrównała krok z siostrą, która bez wątpienia lepiej znała świat śmiertelnych.

— Objęcie tronu piekła? Całe życie. Plan zniszczenia tych konkretnych dusz? Od jakiś trzech godzin.

Sinners And Mortals Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz